Czarodziej Molacius gnał z wiatrem, na grzbiecie latającej bestii zwanej Sayap. Celem jego lotu były tajemnicze Kręgi, w których miał nadzieję znaleźć pomoc dla rannego towarzysza, maga Estebana Faeny.
Pustka płaskowyżu skończyła się. Mol dotarł do dziwacznego labiryntu potężnych skał; niektóre z nich lewitowały - ogromne kamienne giganty sięgające chmur.
Sayap wleciał do wnętrza kamiennego labiryntu. Mol kątem oka dostrzegł ruch powyżej, błysk magicznej energii - kilka istot, wyglądających na zbudowane ze skał, ożywionych mocę Esencji rzuciło sie w dół - ku bestii i jej jeźdźcowi.
Czarodziej przygotował sie do walki.
Rozpoczęła się gonitwa pomiędzy lewitującymi skałami, chcącymi zgnieść pedzącego na Sayapie maga i gnających w ślad za nim prześladowców. Uzywając Magii Wiatru, Molacius rozprawił się z prawie wszystkimi istotami - szarpane czarodziejskimi podmuchami uderzały w skalne sciany, wywołując potężne energetyczne wybuchy.
Ostatni z przeciwników został zniszczony, a czarodziej wyskoczył z labiryntu. Ku jego zdziwieniu trafił na otwarty teren, pomiędzy gigantycznymi kamiennymi wyspami.
Zatrzymał sie pośrodku roju istot, podobnych do tych z którymi walczył uprzednio. Nim zdołał zrobić cokolwiek dobiegł go niski, basowy głos przemawiający w nieznanym języku. Wewnątrz umysłu usłyszał słowa, które rozumiał:
" - Nareszcie... Przybyłes Opowiadaczu... Witaj!"
A po chwili:
"- Nie mitrężmy, czas jest dla głupców, mów o Złotousty, czekam na wspaniałą opowieść..."
Mol wyglądał
na zaskoczonego... ale po chwili odezwał się, opowiadając historię o „przyszłości”.
Niewidoczny słuchać
był niezadowolony. Żądał opowieści a nie wróżb. Zagroził Molowi.
Pomruk,
basowe drżenie dookoła i zadudniło mu wewnątrz brzucha:
"- Opowiadaczu. Czemuż mówisz mi o
przyszłości - miałeś opowiedzieć historię. Ostatniego wróżbitę pożarłem...
Potrzebuję Opowiadacza... Jestem jednak litościwy i długom czekał... Masz
jeszcze jedna szansę... Nie zmarnuj jej, Srebrnousty... I najważniejsze... Pragnę
słyszeć o miłości, wszak to ona napędza Wszystkie Rzeczywistości... Teraz
mów... niech mnie zauroczy magia Twych słów... Albo ..."
Głos umilkł, istoty
łaczące w sobie kamień i energię magii okrążały czarodzieja lekko wolniej niż
przed chwilą.
Molacius
zastanowił się i opowiedział historię:
„ A więc opowieść o miłości usłyszysz.
Nie tak dawno temu żył sobie pewien
człowiek, mag.
Był prostaczkiem z ubogiej dzielnicy,
który na życie zarabiał żebrząc, kradnąc lub uprawiając hazard.
Nie miał rodziny ani przyjaciół. Był sam.
Po pewnym czasie opanował sztuczki
hazardowe do tego stopnia, iż przynosiły mu zysk.
W dość krótkim czasie dorobił się
większych pieniędzy.
Zrobiło się o nim głośno i nie spodobało
się to pewnemu wpływowemu człowiekowi.
Kazał porwać naszego biedaka, zamknąć go
w ciemnicy i torturować.
Przez wiele tygodni mag był bity,
katowany i głodzony.
Do czasu gdy zjawiła się Ona. Gdy ją
ujrzał zapomniał o bólu... Jej piękno opętało go... Najpiękniejsze było to iż
Ona odwzajemniła uczucie. Zakochali się od pierwszego spojrzenia. Piękna
podarowała okaleczonemu pocałunek który przypieczętował ich uczucie, a
następnie znikła...
Następnego dnia nasz Mag został wyzwolony
z niewoli przez oddział straży miejskiej.
Od pory aż po dziś dzień biedak szuka
pięknej nieznajomej, która odmieniła jego życie nie zostawiając nawet swojego
imienia, a tylko pocałunek.
Choć widział ją tylko raz wie, że
uczucie, które między nimi zrodziło się w jednej chwili przetrwa po wieczność.”
I tu,
opowiadający uronił łzę.
Zapadła
cisza, całkowita, jakby niewidzialny słuchacz sprawował władze nad wiatrem, nad otoczeniem.
Wszystkie
istoty zbudowane z kamieni ożywionych magią Esencji w jednym momencie zgasły, w
dół leciały tylko skały, pozbawione mocy.
Molacius
został sam, pomiędzy kilkoma gigantycznymi lewitującymi wyspami.
Niebo, jakby
w odpowiedzi na zasłyszana opowieść - zapłakało. Deszcz był gęsty i skończył
się tak nagle, jak zaczął.
Gdzieś z
dołu, z daleka, poniżej, Mol usłyszał dziwaczny, przerażający jęk. Dźwięk
przywodził na myśl smutek, strach i tęsknotę.
Narastał.
Z jednej z
gigantycznych wysp nadleciał pojazd - fragment skały, porośniętej nieznaną
czarodziejowi roślinnością.
Pośród
wysokiej trawy stała postać. Gdy skała zbliżyła się - Molacius zrozumiał że
jest to kobieta odziana w krwistoczerwoną, obszerną szatę z kapturem.
Miała bladą
skórę, kształtne usta rozciągnięte w najpiękniejszym uśmiechu, jaki dany było widzieć
magowi. Kiedykolwiek.
Wyciągnęła
dłoń. Wewnątrz umysłu Mol usłyszał:
" - Leć
ze mną. Chcę byś był bezpieczny. Mój pan gniewa sie srogo, czasem nawet Ci
którzy sprawiają mu przyjemność i wywołują jego radość
cierpią z
powodu jego namiętności... Leć ze mną, a przeżyjesz. Wszystko Ci
opowiem..."
Czarodziej zgodził się.
Kobieta
powiodła go za sobą pośród traw porastających lewitującą wyspę, by po chwili „zaproponować
mu” siebie jako nagrodę za opowieść. Miała na imię Khaeri i określiła się jako służąca istoty zwanej Uraggo - Tigelaat -
Villesaar - wielkiego ducha czwartej
części świata Kassedihan.
Jego domeną miały
być wielkie skalne wyspy, jego namiętnością poezja i opowieści...
Wedle jej
słów był „srogi i słodki zarazem”...
Molacius
odtrącił jej zaloty, nie chcąc tracić cennego czasu.
Khaeri posmutniała
i oddaliła się mówiąc: „Czekaj więc na
audiencję... Nie chcesz mnie... moje istnienie nie ma więc celu...”
Gdy zniknęła
pośród wysokich traw, Mol zrozumiał że istota rządząca tym terytorium raczej nie
zamierzała pozwolić mu odejść…
(koniec części drugiej)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz