wtorek, 9 kwietnia 2013

Kassedihan Epizod 2: Ziemia

Cześć pierwsza (przeczytaj)

Czarodziej Molacius gnał z wiatrem, na grzbiecie latającej bestii zwanej Sayap. Celem jego lotu były tajemnicze Kręgi, w których miał nadzieję znaleźć pomoc dla rannego towarzysza, maga Estebana Faeny.


Pustka płaskowyżu skończyła się. Mol dotarł do dziwacznego labiryntu potężnych skał; niektóre z nich lewitowały - ogromne kamienne giganty sięgające chmur.



Sayap wleciał do wnętrza kamiennego labiryntu. Mol kątem oka dostrzegł ruch powyżej, błysk magicznej energii - kilka istot, wyglądających na zbudowane ze skał, ożywionych mocę Esencji rzuciło sie w dół - ku bestii i jej jeźdźcowi. 


Czarodziej przygotował sie do walki.

Rozpoczęła się gonitwa pomiędzy lewitującymi skałami, chcącymi zgnieść pedzącego na Sayapie maga i gnających w ślad za nim prześladowców. Uzywając Magii Wiatru, Molacius rozprawił się z prawie wszystkimi istotami - szarpane czarodziejskimi podmuchami uderzały w skalne sciany, wywołując potężne energetyczne wybuchy.

Ostatni z przeciwników został zniszczony, a czarodziej wyskoczył z labiryntu. Ku jego zdziwieniu trafił na otwarty teren, pomiędzy gigantycznymi kamiennymi wyspami.

Zatrzymał sie pośrodku roju istot, podobnych do tych z którymi walczył uprzednio. Nim zdołał zrobić cokolwiek dobiegł go niski, basowy głos przemawiający w nieznanym języku. Wewnątrz umysłu usłyszał słowa, które rozumiał:


" - Nareszcie... Przybyłes Opowiadaczu... Witaj!" 


A po chwili:


"- Nie mitrężmy, czas jest dla głupców, mów o Złotousty, czekam na wspaniałą opowieść..."



Mol wyglądał na zaskoczonego... ale po chwili odezwał się, opowiadając historię o „przyszłości”.

Niewidoczny słuchać był niezadowolony. Żądał opowieści a nie wróżb. Zagroził Molowi.
Pomruk, basowe drżenie dookoła i zadudniło mu wewnątrz brzucha:

"- Opowiadaczu. Czemuż mówisz mi o przyszłości - miałeś opowiedzieć historię. Ostatniego wróżbitę pożarłem... Potrzebuję Opowiadacza... Jestem jednak litościwy i długom czekał... Masz jeszcze jedna szansę... Nie zmarnuj jej, Srebrnousty... I najważniejsze... Pragnę słyszeć o miłości, wszak to ona napędza Wszystkie Rzeczywistości... Teraz mów... niech mnie zauroczy magia Twych słów... Albo ..."

Głos umilkł, istoty łaczące w sobie kamień i energię magii okrążały czarodzieja lekko wolniej niż przed chwilą.

Molacius zastanowił się i opowiedział historię:

„ A więc opowieść o miłości usłyszysz.

Nie tak dawno temu żył sobie pewien człowiek, mag.
Był prostaczkiem z ubogiej dzielnicy, który na życie zarabiał żebrząc, kradnąc lub uprawiając hazard.

Nie miał rodziny ani przyjaciół. Był sam.

Po pewnym czasie opanował sztuczki hazardowe do tego stopnia, iż przynosiły mu zysk.
W dość krótkim czasie dorobił się większych pieniędzy.
Zrobiło się o nim głośno i nie spodobało się to pewnemu wpływowemu człowiekowi.

Kazał porwać naszego biedaka, zamknąć go w ciemnicy i torturować.
Przez wiele tygodni mag był bity, katowany i głodzony.
Do czasu gdy zjawiła się Ona. Gdy ją ujrzał zapomniał o bólu... Jej piękno opętało go... Najpiękniejsze było to iż Ona odwzajemniła uczucie. Zakochali się od pierwszego spojrzenia. Piękna podarowała okaleczonemu pocałunek który przypieczętował ich uczucie, a następnie znikła...

Następnego dnia nasz Mag został wyzwolony z niewoli przez oddział straży miejskiej.
Od pory aż po dziś dzień biedak szuka pięknej nieznajomej, która odmieniła jego życie nie zostawiając nawet swojego imienia, a tylko pocałunek.
Choć widział ją tylko raz wie, że uczucie, które między nimi zrodziło się w jednej chwili przetrwa po wieczność.”

I tu, opowiadający uronił łzę.


Zapadła cisza, całkowita, jakby niewidzialny słuchacz sprawował władze nad wiatrem, nad otoczeniem.

Wszystkie istoty zbudowane z kamieni ożywionych magią Esencji w jednym momencie zgasły, w dół leciały tylko skały, pozbawione mocy.

Molacius został sam, pomiędzy kilkoma gigantycznymi lewitującymi wyspami.



Niebo, jakby w odpowiedzi na zasłyszana opowieść - zapłakało. Deszcz był gęsty i skończył się tak nagle, jak zaczął.



Gdzieś z dołu, z daleka, poniżej, Mol usłyszał dziwaczny, przerażający jęk. Dźwięk przywodził na myśl smutek, strach i tęsknotę.

Narastał.



Z jednej z gigantycznych wysp nadleciał pojazd - fragment skały, porośniętej nieznaną czarodziejowi roślinnością.

Pośród wysokiej trawy stała postać. Gdy skała zbliżyła się - Molacius zrozumiał że jest to kobieta odziana w krwistoczerwoną, obszerną szatę z kapturem.

Miała bladą skórę, kształtne usta rozciągnięte w najpiękniejszym uśmiechu, jaki dany było widzieć magowi. Kiedykolwiek.



Wyciągnęła dłoń. Wewnątrz umysłu Mol usłyszał:


" - Leć ze mną. Chcę byś był bezpieczny. Mój pan gniewa sie srogo, czasem nawet Ci którzy sprawiają mu przyjemność i wywołują jego radość

cierpią z powodu jego namiętności... Leć ze mną, a przeżyjesz. Wszystko Ci opowiem..."


Czarodziej zgodził się. 

Kobieta powiodła go za sobą pośród traw porastających lewitującą wyspę, by po chwili „zaproponować mu” siebie jako nagrodę za opowieść. Miała na imię Khaeri i określiła się jako  służąca istoty zwanej Uraggo - Tigelaat - Villesaar -  wielkiego ducha czwartej części świata Kassedihan.
Jego domeną miały być wielkie skalne wyspy, jego namiętnością poezja i opowieści...
Wedle jej słów był „srogi i słodki zarazem”...

Molacius odtrącił jej zaloty, nie chcąc tracić cennego czasu.

Khaeri posmutniała i oddaliła się mówiąc: „Czekaj więc na audiencję... Nie chcesz mnie... moje istnienie nie ma więc celu...”

Gdy zniknęła pośród wysokich traw, Mol zrozumiał że istota rządząca tym terytorium raczej nie zamierzała pozwolić mu odejść…


(koniec części drugiej)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz