Gładkolicy otworzył oczy, czuł siarkę, mdły zapach mokradeł i smak Magii na języku...
Znajdował
się w mrocznym lesie, innym niż Knieja... Opodal dostrzegł ruiny - zielone mury
porośnięte żółtawymi mchami...
W
najbliższej odległości przycupnął stwor – mały,
szaro skóry, z drgającym ogonem, ten, który odpowiadał za
teleportację ...
Wpatrywał się w Erocha, świdrował go wzrokiem...
W
umyśle czarownika pojawiła się myśl:
- Moja szczęśliwa, ze
poznać twoja, Master.... Moja kochać. I ufać, twoja obronić Ffuf...
Gładkolicy westchnął…
[c.d.n.]
Ffuf zaczął
przesyłać mu słowa , tłumaczył, wyjaśniał. Bał się, przepełniało go przerażenie.
-
Twoja musi pomóc, moja cierpieć, nasza rodzina zostać
spętana...
Powiódł Erocha w głąb ruin... Tam czarownik dostrzegł
więcej...
Pośród porośniętych
mchem i paprociami ścianami oraz pnącymi sie po
starych murach dziwacznymi odmianami bluszczu, tkwiła budowla...
Zupełnie
nie pasowała do otoczenia - była nowsza,
z białych kamieni: dokładnie w połowie ucięta, jak magiczną energią, fragment zamku, z jedną basztą ... W
miejscu gdzie budowla zanikała, drgały wyładowania potężnej Magii... Zamek lekko się unosił - kilka stóp nad ziemią...
Eroch westchnął
ponownie, Ffuf wskazał trójpalczastą dłonią
na zamek a Gładkolicy usłyszał wewnątrz
umysłu:
- Tam zły mistrz... Tam rodzina Ffufa...
[c.d.n.]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz