środa, 7 sierpnia 2013

Amadi Epizod 2: Tropy /TRWA/

Amadi Epizod 1: Prawo Ludzi Równin(przeczytaj)

W napotkanej osadzie znajdowało się targowisko - miejsce wymiany towarów ale o karczmie Amadi musiał zapomnieć...  Szczęśliwie dla podróżnych - przewodnicy załatwili członkom karawany miejsca na nocleg w obszernych chatach i namiotach…

Wieczorem byli zmęczeni ale magowie, Sarr i Harum, zapowiedzieli, że wybiorą się na targowisko z Amadim dnia następnego - po odpoczynku...




Na targowisku panował ruch. Poza lokalnymi kupcami i chętnymi do kupna, byli także przedstawiciele kilku mniejszych karawan, obozujących nieopodal wioski. Wybór towarów był całkiem spory. Dużo także mówiono. Amadi nadstawił ucha:



„ Walki na północy i na północnym wschodzie. Nowe, przerażające plemiona, pod czarnymi sztandarami. Mrok. Zagłada. Hordy. Szpiedzy brunatnych ludzi. Niespokojne duchy Równin. Zaraza”.



Nie brzmiało to przyjemnie. Sarr wzruszał ramionami, jak zwykle, bawiąc się paciorkami zawieszonymi u szyi. Harum Lagbaya marszczył czoło i wykrzywiał usta w grymasie niezadowolenia.



Nie, nie brzmiało to przyjemnie.



Po kilku godzinach, magowie trafili na człowieka, który opowiedział dziwną historię. Społeczność tej osady i kilku innych wybrała się na polowanie na potężne zwierzęta – Lielu Kahlna, rogate i długowłose bestie przypominające bydło znane w Prakarze. Podczas naganiania stada znaleziono kilkadziesiąt martwych zwierząt, powaliła je choroba albo zaraza - poczerniałe ciała, dużo krwi i czarnej posoki. Na miejscu dostrzegli także dziwacznego, rozkładającego sie już, skrzydlatego stwora: błoniaste skrzydła, długa szyja, szaro-czarny tułów i resztka siodła na jego grzbiecie... oraz ciało nieznajomego człowieka, w skórzanej zbroi, z włócznią złamaną w ciele potwora, biała szata narzucona była na zwłoki…



Mieszkańcy wioski zaproponowali sprzedaż resztki włóczni, medalionu posiadany uprzednio przez nieznajomego, dwóch jego pierścieni i pochwy po mieczu... Cena: dziesięć złotych monet, za jedną złotą monetę Amadi mógł obejrzeć ciało.

Jego towarzysze magowie zastanawiali się... może warto było się temu przyjrzeć?



W międzyczasie Amadi zagrał w kości i dziwaczną, lokalną grę w której rywalizowano patyczkami i kubeczkami... Początkowo przegrywał, później jednak użył Magii – Iluzją i Esencją nagiął zasady na swoja korzyść – przez nikogo niezauważony „zgarnął” ponad dziesięć złotych monet wygranej. Nie dał się zwieść „podszeptom hazardu”. Wycofał się z wygraną w garści i ruszył do miejsca gdzie można było obejrzeć ciało i niezwykłe przedmioty.



Po drodze przyłączyli się do niego Harum i Sarr.


Na miejscu, tuz obok palisady chroniącej wioskę trzej magowie spotkali dwóch ludzi – mieszkańców osady. Ci chwalili sie że znaleźli bestię ze skrzydłami i ciało zabitego człowieka. Bestia ponoć „zmieniła się w kupę śmierdzącego łajna i został po niej teraz tylko popiół,

wywieźli ten popiół za wioskę bo śmierdział i przyprawiał o złe myśli...”



Magowie mogli obejrzeć ciało zdruzgotane uderzeniami, rozszarpane, z połamanym karkiem i kończynami. Bez trudu przypomnieli sobie - człowiek wyglądał bardzo podobnie do napotkanego przez nich Gwardzisty Imperium. Później obejrzeli przedmioty:  resztki magicznej włóczni - złamane drzewce i żeleziec z wyrytymi runami Południa, medalion posiadany przez nieznajomego, dwa jego pierścienie i pochwę po mieczu – na krótką broń, ozdobną i pewnie wartościową aczkolwiek nie magiczną.

Amadi kupił włócznię, umiejętnie się targując i wykorzystując magię – Domenę Umysłu.



Wracając do karawany, czarodzieje z powagą rozważyli ostatnie wydarzenia: Sarr jak zwykle nie odezwał się, wzruszył ramionami i parsknął, jak gdyby Czarna Magia nijak go nie interesowała, lub była dla niego czymś oczywistym, za to Harum wyglądał na zaniepokojonego. Mruknął:



- Na Równinach spotyka się rzecz jasna sługi Mroku, nie jest to nic niezwykłego, ale martwi mnie trochę skala tego co się dzieje… Ludzie mówią, a Lud Równin nie bywa bojaźliwy w tych sprawach. Nowe Plemiona Mroku? Skrzydlate stwory emanujące Czarną Magią? Źle to wygląda – miejmy się na baczności…


Rankiem, bardzo wcześnie członkowie karawany zebrali się do dalszej drogi. Zaczęło się chmurzyć a nieco później nad Równinami rozpetała się ulewa, trwająca nieprzerwanie aż do wieczora.

Do uszu Amadiego dotarły uwagi: „Dziwne bo zwykle o tej porze roku jest sucho jak pieprz …” Ludzie równin mówili o gniewie Sił Natury, modlili się do późnych nocnych godzin. Wszyscy posnęli, mokrzy i zziębnięci.  


Następnego dnia, od rana równiny zasnuła gęsta mgła, pokrapywał delikatny deszcz, było chłodno i wilgotno. Około południa mgła stała się bardziej przejrzysta – na horyzoncie wypatrywacze Ludy Równin dostrzegli jakieś kształty, unoszące się na niebie. Słowa zwiadowców brzmiały dziwacznie:

„Skrzydła, skrzydlate stworzenia. Szybujące pośród mgły, bardzo daleko na północy.”

W kolejnym dniu podróżny, mglistym z rana, później deszczowym, członkowie karawany natrafili na niezwykłą budowlę: bardzo wysoką wieżę, wznoszącą się pośród ruin. Przewodnicy wyjaśnili, że są to pozostałości antycznego miasta. Przedwieczna placówka Imperium, jedna z wielu na tak zwanych Dalekich Rubieżach. Budowla miała dziesiątki kondygnacji – sięgała bardzo wysoko. Deszcz wzmógł się jeszcze, wiatr zanikł zupełnie.
Po jakiejś chwili, przewodzący Ludziom Równin zwrócił się do Cirrika Yasila. Chciał wspiąć się na wieżę – wiedząc że nie ma ona wewnętrznych schodów i dachu. Było to bardzo niebezpieczne zadanie, ale dotarcie na najwyższą kondygnację miało podwójne znaczenie: można było obejrzeć rozległy teren w poszukiwaniu niebezpieczeństw oraz próbować przebłagać bóstwa przyrody – by poprawiła się pogoda.
Tak po prawdzie, nie było to pytanie tylko stwierdzenie pewnego faktu – Ludzie Równin zaczęli szykować się do wspinaczki – wybrali trzech śmiałków. Jeden ze wspinaczy, rosły Alio  powiódł wzrokiem po przemoczonych członkach karawany i rzucił:

- Któryś z was, cudzoziemcy, chciałby spróbować swych sił? Pewnie nie potraficie wspinać się tak szybko i sprawnie jak ja i moi bracia, ale może zdołacie dotrzeć na górę? No …?

Harum prychnął, Sarr wzruszył ramionami, gomeoshańscy kupcy wybałuszyli oczy a Cirrik pokręcił głową. Kapłan słonecznej bogini siedział gdzieś w wozie, nie było także Gopala. Amadi przetarł mokrą twarz wierzchem dłoni… i z uśmiechem przyłączył się do rywalizacji.

Wystartowało czterech mężczyzn. Prócz Amadiego byli to rosły Alio, Berhen z czerwonymi nićmi we włosach i Herren zwany Złym, z brzydką blizną przecinająca usta. Każdy ze wspinaczy zabrał tylko nóż, portki na zadku i małe zawiniątko z darami dla bogów i bogiń deszczu.

Zaczęło się kiepsko, już na początku Herren upadł pechowo, uszkadzając nogę. Chciał jednak wspinać się. Nieco powyżej miejsca gdzie od ściany odpadł Zły, Berhen miał kłopoty. Poratował go Alio. W tym czasie Amadi poruszał się sprawnie i metodycznie parł do góry, bez szarżowania, oceniając drogę i rozważając własne możliwości. Ciemnoskóry mag wyforsował się do przodu. Herren podjął próbę ale znów upadł i poddał się. Zostało ich trzech. Berhen raz za razem wykorzystywał swoje szczęście – miał go sporo – trzykrotnie już prawie spadał. W bardzo niebezpiecznym miejscu, prawie w połowie wysokości wieży Amadi użył kombinacji czarów – za pomocą Magii Powietrza i Ognia osuszył fragment skały, zrobił to niebywale skutecznie – zaklęcie sformułował mistrzowsko. Uśmiechnął się w duchu.
W tym samym czasie Berhen odwdzięczył się Alio, tym razem to on uratował współplemieńca przed upadkiem. Już w górnej części wieży Amadi poślizgnął się, ale los czuwał nad nim. Serce łupało mu w piersi. Obejrzał się na pozostałych wspinaczy – byli wiele sążni poniżej, pieli się z kłopotami, ale pomagali sobie. Amadi zastanowił się czy nie zaczekać na nich – we trójke poszłoby raźniej i pewnie łatwiej, ale stracił by prowadzenie…


Postanowił zaczekać. Gdy się zrównali rozpoczęli wspólną wspinaczkę. Decyzja opłaciła się – Amadi wspomógł towarzyszy chwile później. Niestety Berhen opadł z sił, zaczął ślizgać się po ścianie – poprosił pozostałych by szli dalej – on odpocznie w skalnej niszy. Tak się stało. Łut szczęścia tuż przed szczytem, pomógł zarówno Alio jak i Amadiemu. Pierwszy wspiął się mieszkaniec Równin, tuż za nim, ostatnim, mistrzowskim wymykiem dotarł Amadi. Kilka chwil później na platformie wieńczącej szczyt budowli pojawił się niezwykle zmęczony Berhen. Barbarzyńcy pogratulowali magowi odwagi i wytrwałości, dziękowali za pomoc. Alio otworzył niesione zawiniątko, rozpoczynając obrząd „odpędzenia deszczu”.


Amadi powiódł wzrokiem po okolicy – widok był zapierający dech w piersiach…


Padał deszcz, choć zelżał nieco, ale i tak widać było sporą połać terenu. Gdzieś tam majaczyły zamglenia i ciemne chmury. W piękny dzień – to dopiero byłby widok.
Na południu piętrzyły się potężne góry, pobielone wiecznym śniegiem – zajmowały połowę nieboskłonu. Na wschodzie i zachodzie ciągnęły się bezkresne równiny. Na północnym-zachodzie ledwo, ledwo Amadi dostrzegał niski łańcuch starych gór, ku którym zmierzali. Nad całym północnym horyzontem wisiały czarne, burzowe chmury.
Barbarzyńcy rozpoczęli swoje modły, śpiewali, wznosili ręce ku mokremu niebu.
Mag nie był pewien, ale po dłuższej chwili wpatrywania się zrozumiał że się nie myli – ku wieży, właśnie z północy, zmierzały co najmniej trzy grupy jeźdźców. Byli daleko – nie dało się dostrzec szczegółów. Wieźli ze sobą sztandary. Pędzili. Włosy zjeżyły się czarodziejowi na karku. Ponad jeźdźcami, pośród chmur widać było trzy skrzydlate kształty…


[koniec epizodu]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz