Ashduk śnił.
Wędrował pośród spowitych oparami ogrodów Hasiru. Szukał jakichkolwiek śladów
zycia. Na skórze czuł zimno, jego oddech pozostawiał mgiełkę, temperatura
spadała. Teraz wszystko pokrywał już szron. W jednej z alejek napotkał Estebana
– starzec był skostniały, miał poszarzałą twarz, pokrytą grudkami lodu brodę.
Kłapał zebami a w umyśle Ashduka formowały się słowa:
- Zawiodłeś, nie tyle mnie co moich
ludzi. Twoich ludzi. Teraz nadchodzi wojna, Czas Ognia, Czas Lodu. Czarodzieje
będą upadac, nowe kulty rosnąć w siłę. Zaraza Błękitnej Krwi – Błękitna Śmierć,
Magia wycieknie ze świata. Przyłożyłeś do tego swoje dłonie, a może swoje
przyrodzenie?
Twarz
Estebana zmieniła się w twarz Niry. Wszystko zadrżało i Ashduk obudził się z
krzykiem. Grzmiała ziemia, trzęsły się kamienne płyty w otwartych komnatach. Jakby ziemia rozpękła się na pół. Odległy
wybuch, erupcja wybrzmiewały echem…
Na ciemnym
nocnym niebie pojawiły się dodatkowe gwiazdy, rosły z każdym oddechem i
nabierały żółtej barwy, później zalśniły czerwienią. Powiększały się i
zyskiwały cos na kształt ogonów. Dał się słyszeć potężny świst gdy pierwsza z
kamiennych, rozpalonych żarem skał uderzyła w wody Hasiru Mulleyari, w pewnej
odległości od pałacu. Zaraz po tym rozległy się kolejne detonacje. Potężne
meteoryty nieprzerwanie spadały na Wodną Krainę, wzbijając gigantyczne fale,
woda z sykiem parowała… Rozpoczął się atak… Rozpętało się piekło…
Ashduk odprawił swój zwyczajowy Rytuał Wody, przebrał się w jedną z odświętnych szat, w kolorze błękitu i zieleni. Poinstruowany przez służki wdział na siebie także specjalną zbroję wykonaną jakby z żółwiowych płyt, jej barwa przywodziła na myśl łąkę kwiatów – może podwodna rafę pełną kolorowych roślin? Na głowę nałożono Ashdukowi diadem wykonany z jakiegoś rodzaju kości, z perłą ogromnej wielkości na samym środku. Tak przygotowany wyruszył na naradę.
Ashduk biegał
po wiszących ogrodach , z tarasu na taras. Inni mieszkańcy pałacu też
pozostawali w ruchu. Póki co żaden z płonących kamiennych odłamków nie trafił w
ogrody, ale kilka spadło naprawdę blisko, trzęsła się ziemia, parowała woda, uderzenia
meteorytów wzbijały ogromne ilość wody w powietrze. Syk, grzmoty, drżenie.
Czarodziej
przystanął na skraju jednego z tarasów. Widział daleko, daleko… Pomiędzy
spadającymi odłamkami poruszało się coś jeszcze. Nieprzebrana rzesza latających
stworzeń. Niby ptaki, skrzydlate bestie średniej wielkości, otoczone i napędzane
mocą Ognia.
-Feniksy Ognistego Pyłu… – Zza pleców Ashduka wysunęły się dwie służebnice,
wysłane przez Nirę. – To ulubieńcy
Tozuna, jego zwiadowcy i gwardia honorowa. Zwykle przeprowadzają pierwszy atak.
To ptaki poświęcone w Ogniu, zmartwychwstałe z Popiołów…
Feniksy były już
bardzo blisko. Dopadły kilku wysp znajdujących się przez Hasiru. Tam rozgorzała
walka. Jakieś zamglone postacie w zieleni i błękicie walczyły na ziemi,
włóczniami i tarczami. Ogniste ptaki spadały z góry i ciskały płonącymi piórami
w swoich wrogów.
Kilkaset
stworzeń ominęło mniejsze wyspy i skierowało się ku pałacowi. Były tuz tuż.
Wtedy odezwała się obrona. Z wody wystrzeliły dziesiątki a może setki potężnych
macek. Trafiały raz za razem, strącając płonące ptaki w toń. Gasły, bulgotały,
rozpadały się w błotny szlam… Te które zdołały się prześlizgnąć dosięgły
wystrzeliwane spod powierzchni strumienie wody. Atak feniksów się załamał.
Wtedy
pierwszy, potężny meteor trafił w pałac, wysoko, powyżej tarasy na którym stał
Ashduk. Rzuciło nim i służebnicami na posadzkę…
Ashduk poczuł
że pada deszcz, ogromne ilości wody lały się z góry… Jakby tylko nad pałacem zatrzymała się ogromna
chmura. Przyjrzał się uważniej. Cos poruszało się w górze, kumulowało, zewsząd tętniła
niezwykła, silna magia. Czarodziej z razu nie potrafił określić jej rodzaju,
jej Domeny. Potem przyszło objawienie – Magia Wody zmieszana z Magią Przyzwań… Nad
Hasiru Mulleyari pojawiła się potężna istota.
Deszcz
płonących skał uderzał teraz w pałac, ale żaden pocisków nie trafił więcej
celu. Istota zbudowana z olbrzymiej ilości wody uderzała w lecące skały lub
przyjmowała uderzenia na wijące się ciało. Wygasłe skały udpadały na bok.
Ashduk zafascynowany patrzył w górę moknąc na deszczu, który lał nieprzerwanie,
skapywał z Żywiołaka. Mag stracił poczucie czasu.
- Panie – usłyszał głos służek. – Pierwszy atak został odparty. Nira
Huggydya zaprasza cie na spotkanie swej Rady, byś stał u jej boku, gdy będzie
wysłuchiwać dowódców i doradców…
Ashduk odprawił swój zwyczajowy Rytuał Wody, przebrał się w jedną z odświętnych szat, w kolorze błękitu i zieleni. Poinstruowany przez służki wdział na siebie także specjalną zbroję wykonaną jakby z żółwiowych płyt, jej barwa przywodziła na myśl łąkę kwiatów – może podwodna rafę pełną kolorowych roślin? Na głowę nałożono Ashdukowi diadem wykonany z jakiegoś rodzaju kości, z perłą ogromnej wielkości na samym środku. Tak przygotowany wyruszył na naradę.
W potężnej
sali, pod przepuszczającą światło kopułą zgromadziła się pokaźna ilość
stworzeń. Na zewnątrz dniało już, robiło się coraz jaśniej. Salę wypełniało
światło.
Nira Huggydya
przyjęła pokłon czarodzieja i wskazała mu miejsce obok siebie, na pomniejszym
tronie. Sama zasiadała na wysokości, pośród zieleni, błękitu i czerwieni – jej
tron zbudowany był z morskich skał.
Narada rozpoczęła się od prezentacji
przybyłych. Ashdukowi
tłumaczono wypowiadane słowa – obok jego tronu przycupnęła służąca o śpiewnym
głosie.
Pierwszy przedstawił
się człowiek-kraken, o twarzy
okolonej pełzającymi mackami, przedstawiciel społeczności gigantycznych ośmiornic,
ich kapłan. Ubrał się w zielonkawy, połyskujący strój, obszerny i luźny.
Następnie
swój hołd złożył dowodzący Śpiewającymi
– ludzie ci opiekowali się wielorybami, zwanymi tutaj Żywymi Wyspami.
Kolejne
postaci to magowie, Władcy Wody,
emanujący silną aurą. Ich skóra była zielonkawa, byli smukli i ogoleni do łysej
głowy. Zwano ich Władcami Fal.
Był także dowódca kohort Żelaznych Łusek –
żołnierzy pół-ludzi, pół-ryb. Nosili lekkie zbroje, walczyli ostrzami. Służka
wspomniał Ashdukowi, że potrafili szybować w powietrzu, gdy wystrzeliwano ich z
katapult w kierunku wroga. Oczywiście najlepiej walczyli w wodzie.
Na koniec
zaprezentował się pierwszy z Pancernych ze
swoimi przybocznymi – przywódca potężnych humanoidów o wysokości równej
wzrostu prawie dwóch mężczyzn. Zakuci w pancerze przypominające żółwiowe,
dzierżyli długie berdysze i włócznie z fantazyjnymi żeleźcami. Lądowe oddziały
uderzeniowe, choć potrafili także walczyć na dnie morza.
Po prezentacji
wystąpił ktoś kto w świecie ludzi uważany byłby za marszałka. Podsumował
starcia z ostatniej nocy, mówił o sile uderzeniowej Tozuna i jego ognistej
armii. Wspomniał o strategii obronnej, o powstrzymaniu deszczu meteorów dzięki
sile macek ośmiornic i fontannom wodnym ciskanym przez wieloryby. Nadmienił, że
na rubieżach krainy Niry doszło do bitwy – Pancerni zatrzymali ogniste bestie
Tozuna idące jako forpoczta armii. Tam, na Zielonych Skałach walczono nadal choć
impet ognistej armii został wyhamowany.
Spodziewano się
kojonych bombardowań i ataków z powietrza.
Wzrok Niry
był pełen pasji, gniewu i nienawiści. Spytała o najbliższe działania wodnej
armii.
Głos zabrał
jeden z jej doradców – istota pozbawiona oczu, z paszczą pełna ostrych zębów –
w szacie czarodzieja. Mówiący zwał się Bahs
Yakkil.
- W bezpośrednim starciu nie mamy szans. – Tłum zgromadzony w Sali zamruczał z
niezadowoleniem, ktoś syknął, kilka osób zawarczało. – To pewne. Czeka nas zagłada, bo Tozun zdaje się nie żartować. To nie
potyczka. Prowadzi armie mająca zniszczyć Krainę Wody. Uderzy ogniem, zamieni
nas w wodna parę, wysuszy nasze domy, a pył poniesie dalej, jako oznakę swojej
wygranej.
- To zdrada – wydarł się przywódca Żelaznych Łusek. – Odszczekaj to przeklęty magiku!
Bahs był spokojny. Poczekał aż tłum nieco ochłonie i
dokończył, głośno i wyraźnie.
- Innymi słowy, potrzebujemy asasyna.
Zabójcy o krwi z wody, ale o temperamencie z ognia. Szybkiego, bezwzględnego,
oddanego w pełni naszej sprawie. I naszej Pani. – Czarodziej skłonił głowę przed
władczynią.
Nira Huggydya
uśmiechnęła się, spoglądając z wysokości swojego tronu.
[epizod zakończony]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz