poniedziałek, 8 lipca 2013

Kassedihan Epizod 4: Ogień /ZAKOŃCZONY/

Epizod 1: Powietrze (przeczytaj)
Epizod 2: Ziemia (przeczytaj)
Epizod 3: Woda (przeczytaj)


Nira Huggydya wydawała się być spokojną. Wyjaśniła:
 - Kassedihan ma wielu władców – z pośród tego trzech największych: poznałeś już gniew Uraggo - Tigelaat – Villesaar’a – Pana Skał i Unoszącej się Ziemi, ja jestem drugim, a moim nieprzejednanym wrogiem jest Tozun – Ognisty Pył, Pan Ognia w Przestworzach i w Głębinach Ziemi. 




To jego sługi nadchodzą, a obłoki pary na horyzoncie zwiastują przybycie jego armii. Moi pogranicznicy bronią się – Ogień ściera się z Wodą.
W przeciągu kilki cykli dotrą tu główne siły Tozuna, wcześniej na pewno zaatakują jego zwiadowcy i siły powietrzne. Nie smuć się, mój panie, to naturalna kolej rzeczy. Ognisty Pył jest napędzany gniewem – musi raz na jakiś czas zaatakować – to jego natura.
Schronimy się przed Ogniem.

Władczyni pogładziła swego wybrańca po policzku i szepnęła:

- Mam dla ciebie coś. – Nira uśmiechnęła się lekko. – Od dzisiaj będę cię nazywała nowym imieniem, tuz po ceremonii. Chodź za mną.

Poprowadziła go w głąb ogrodów, gdzie służki odziane w zwiewne szaty w kolorze morskiej toni przygotowały rytuał. Czarodziej został rozebrany z szat. Służki oraz ich pani, specjalnymi farbami naniosły na jego ciało malowidło, złożone z setek znaków. Molacius czuł magię bijącą od farb, Nira i jej służki cały czas szeptały zaklęcia.

W pewnym momencie mężczyzna ocknął się i rozejrzał. Nira wypisywała właśnie ostatni wyraz – jego imię na jego nadgarstku. Gdy skończyła wypowiedziała słowa:

- Od dziś zwać się będziesz:  Ashduk Carhi – Wieczny Nurt. Pod tym imieniem znać cie będą i pomagać ci będą zawsze po kres czasu wszystkie istoty Wody, w całym Kassedihan i kto wie może i poza nim. Idź teraz, zanurz się w wodzie, by czar się dopełnił. Farba zmyje się, lecz wyryje swoją moc wewnątrz twej duszy…

Czarodziej zakończył ceremonię i po wyjściu na brzeg stanął przez Nirą, mówiąc:

- Postaram się o Pani pomóc Ci z twoim wrogiem, tak jak będę w stanie. Ja Ashduk Carhi - twój wieczny sługa.


Noc była niespokojna, choć Ashduk spędził ją w objęciach Niry. Budził go stłumiony dźwięk dzwonów i odległe grzmoty i tąpnięcia – jakby odgłosy bitwy lub kataklizmu. A może mag po prostu śnił jakiś koszmar?


We śnie dostrzegał obrazy i dźwięki, sceny które już przeżył: Pies, plugawy władca żebraków w mieście Horatia, tortury zadawane przez jego ludzi, woda wypełniająca płuca Ashduka, krzyki, wrzaski i skurcze mięśni. Później zobaczył twarz – nieznanego mu człowieka, ale pamiętał jego imię – Edo i słyszał słowa o „zdradzie i zagładzie czarodziejskiego gatunku, która miała stać się dziełem kapłanów kultu Trzynastu”. Edo konał i oprócz wiedzy przekazał współwięźniowi artefaktyczną kulkę materii. Gdy nadeszła chwila ratunku, swego wybawcę Ashduk rozpoznał – ciemnoskóry mężczyzna nosił kiedyś imię Sish, później zwał się Jeremiasz. Razem wyruszyli na misję, powierzoną im przez wybawców… Ci tajemniczy ludzie zwali siebie Strażnikami Krwi Simae, byli wyklętymi magami chcącymi chronić swój gatunek… Rozpoczęła się skryta wojna między kapłanami nowego porządku a czarodziejami…



Wtedy obudził się. Jego pani nie było. Odnalazł ją nieopodal – przyjmowała posłańców, z chmurnym obliczem wysłuchiwała wieści. Niebo było ciemne, powietrze wypełnione wilgocią, pełne oparów. Odesłała służących i zwróciła się do swego wybranka:



- Najdroższy, siły Tozuna są coraz bliżej. Dojdzie do wielu bitew, pewnie i do tej największej, u naszych progów. Wróg jest okrutny i potężny, ale wiemy jak się bronić. Nadeszły także odpowiedzi na temat twego przyjaciela. Nie jesteśmy w stanie sprowadzić go do Hasiru Mulleyari, to poza naszą władzą. Ale zdołaliśmy otworzyć przejście do miejsca gdzie przebywa. Żyje, choć siły prawie całkiem go opuściły. Żadna z moich istot, żadne z moich poddanych nie zdoła przejść, wraz z artefaktami, które uleczą konającego, przez przejście. Jest tylko jedna osoba zdolna tego dokonać – Ty.



Umilkła, by za chwilę kontynuować:



- Musisz dokonać wyboru, który może być dramatyczny. Bez twojej szybkiej pomocy przyjaciel umrze – to pewne. Bez twojej obecności tutaj, nasza kraina przetrwa, jak przez eony wcześniej, ale nieznany mi jest wynik wojny. Wiele się może wydarzyć, wiele może się zmienić. Wiem, że byłbyś doskonałym żołnierzem. Wiem, zarazem, że pochodzisz z innego świata i że twój los niekoniecznie jest związany z losem Kassedihan. Zawsze już będziesz Ashdukiem, nic tego nie zmieni – ta Rzeka będzie płynąć, tutaj lub po Drugiej Stronie. Wybieraj, Wieczny Nurcie…


Ashduk nie spał już tej nocy. Przygotowywał się do drogi, do walki… Jeszcze nie wiedział co zrobi, ale chciał być gotów. Zasięgnął wiedzy na temat udzielania pomocy rannemu Estebanowi Faenie. Poprosił o pomoc w kontakcie umysłowym. W neutralnym miejscu pałacu uzył magicznej kredy, podarowanej mu wcześniej przez Estebana i otworzył czarodziejskie drzwi do Rzeczywistości. Następnie, wspierany przez dwie służki Niry, próbował skontaktować się za pomocą Sztuki Umysłu z Jeremiaszem…



Na moment dwie jaźnie zetknęły się. Ashduk czuł szaleństwo swego kompana, setki obrazów przelatywały mu pod powiekami, czuł strach, euforię i ból…



Jeremiasz był gdzieś tam w śniegach, między skałami, pędził na czterech łapach ... zmęczony, wściekły, zły... żądny mordu... Możliwe że ranny…

Ashduk zadał mu trzy pytania. Zapytany nie odpowiedział słowami, Ashduk bardziej czułeś to co chciał wyrazić Jeremiasz... Początkowo odczucia były pozytywne, na koniec Ashduk przeraził się – poznał zamierzenia Jeremiasza wobec Kassedihan. To było cos jak:



„Zostanę Panem na górze usypanej z trupów. Ognistego władcę spalę na proch, tego od skał pokruszę i zbuduje z niego swój pałac. Nie musze ci mówić drogi przyjacielu jak postąpię z twoją dziwką?”



W tym samym momencie jedna z towarzyszących Ashdukowi kobiet zwymiotowała krwią i mag stracił z nią umysłowe połączenie, druga dostała drgawek.

Ashduk otrzymał w darze pełny dostęp do umysłu Jeremiasza - otworzył się - właśnie odczuwał jego "śmierć" gdy kapłani skazali go na zniszczenie ich wspólna świadomość została rozerwana na kawałki… Nastała ciemność… ból i przerażenie… krwotok…



Z mroku docierały do Ashduka słowa i obrazy: śmiech Jeremiasza, a może kogoś innego, obraz narodzin dziecka, rozrywającego łono swej matki, czarna smocza czaszka w rekach Terencjusza, obraz zamarzającego Estebana, śnieżne zbocze i zamieć na nim, nieznane słowa wypowiadane w Czarnej Mowie, a na koniec płacz Niry.



Mag zbudził się kilka godzin później opatrywany przez służki i przez sama władczynię Hassiru Mulleyari. Był słaby i ranny… Oznajmił swoją wolę:



- O Najpiękniejsza zdecydowałem co zrobię. Nic nie wiąże mnie z moim rodzimym światem,

przez całe moje życie byłem głupcem i wszystko co mnie spotkało było złe, dlatego od zakończenia rytuału nie chce mieć z moim światem nic więcej wspólnego. Chcę być z Tobą i dla Ciebie już na zawsze. Jednakże osoba, która mnie tu sprowadziła i dzięki której mogłem spotkać najwspanialszą z istot umiera i potrzebuje mojej pomocy. Pomogę mojemu przyjacielowi tak jak obiecałem ale to będzie ostatnia rzecz jaką uczynię. Resztę życia spędzę dla Ciebie. Mam nadzieje że to zrozumiesz?



Przytaknęła, mówiąc tylko:



- Jesteś przecież Wiecznym Nurtem, tu i gdziekolwiek indziej, szanuje twój wybór.




Nie tracąc czasu Ashduk i pomagający mu słudzy Niry zaczęli przygotowania do przejścia i uleczenia Estebana. Najprościej byłoby  nauczyć się instrukcji umysłowo, ale po ostatnim połączeniu z Jeremiaszem, jaźń Ashduka była w strzępach...
Próbowali to tłumaczyć... jakieś dwa kamienie, eliksir i zaklęcie... plus wodorosty zawinięte w grube liście... wszystko mu się mieszało...
Potrzebował sporo czasu by dojść do siebie… zapowiadała się ciężka przeprawa…

Niespodziewanie, nagle Ashduk Carhi, kiedyś zwany Molaciusem – podjął decyzję. Ostateczną. Przerwał przygotowania do misji i zwrócił się do Niry. Tłumaczył jej długo, zapewniał, dziękował i oznajmiał. Ostatecznie odciął wszystkie więzy łączące go z dawnym światem, z Rzeczywistością. Wybrał pozostanie w Kassedihan, u boku Wodnej Lilii, wybrał walkę z Ognistym Pyłem…

Nira Huggydya wyglądała na zadowoloną. Nakazała swoim sługom zamknięcie przejścia do miejsca gdzie przebywał umierający Esteban Faena. Ashduk nie zapłakał po nim, świadomie wybierając swój i jego los, prawdopodobnie uśmiercając dawnego towarzysza. Przed oczyma Ashduka nadal przewijały się obrazy z dramatycznej rozmowy-wizji z Jeremiaszem. Nienawidził dawnego świata – Kassedihan było jego Rzeczywistością.

Doradcy Niry zajęli się przygotowaniami do wojny, władczyni i jej wybraniec rozkoszowali się swoją obecnością i cielesnym obcowaniem. Ashduk zasnął później. We śnie pojawiły się pytania. Czym właściwie jest Kassedihan? Gdzie(kiedy) znajduje sie miejsce, które wybrał na swój dom"? Kim tak po prawdzie jest Esteban Faena i jak był w stanie dostać się do Kassedihan, czy był tu wcześniej? Kassedihan miało tak wiele tajemnic...
Na koniec Ashduka naszła jeszcze myśl: wybrał nieingerowanie ale dręczył go jakiś delikatny niepokój - "kapłani chcą unicestwić magów?" - gdzieś to słyszał. Kołatało mu to w głowie…

Ziemia drżała, było bardzo gorąco, wszędzie dookoła unosiły sie opary i mgła, było wilgotno...
W oddali dudniły odgłosy wybuchów i grzmotów, czegoś co brzmiało jak burza. Nieprzerwanie w Głębinie Dzwonów brzmiał alarm - wojna była tuz tuż...



[koniec epizodu czwartego]


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz