piątek, 20 grudnia 2013

Aaron Samet Epizod 4: Konkluzje /ZAKOŃCZONY/


Aaron Samet wykreował kolejne zaklęcie, wzmocnioną iluzję.  Karma czuwała nad nim, bo gdy wydawało się że trudna sztuka wymyka mu się… nagle poczuł przypływ zrozumienia – udało mu się, choć kosztowało go to solidną porcję Mocy… Stał się „kamieniem”. I użył swojej zdolności by wykryć magiczne Źródło.






Karma – wykorzystane 3 „przerzuty”

W polu widzenia Aarona, na dnie ciemnego kanionu, pojawił się ludzki kształt.  Wysoki, postawny mężczyzna poruszał się lekko i zwinnie – odziany w szara opończę, z kapturem, dzierżył kostur w dłoniach. Zbliżył się, wodził wzrokiem w ciemności, ale zdawało się, że nie dostrzega skulonego na ziemi i osłoniętego iluzją Aarona. Kilka razy wzrok nieznajomego trafił na kryjówkę młodego maga… Nic się nie stało…


Postawny mężczyzna pozostawał w czujności – wtedy Aaron rozpoznał go – Gregg z Morlandu, płomiennowłosy rywal. Ich spojrzenia spotkały się, spod kaptura błysnęły białka oczu. Drgnęła Magia… 
Kształt ciała Gregga zmienił się w jednej chwili – góral skoczył w kierunku Aarona, w locie przemieniając się w żylaste stworzenie pokryte czymś na kształt łusek… Wyciągnął przed siebie  łapy zakończone pazurami… 
Kosztowna Iluzja na niewiele się zdała… Aaron wciągnął powietrze w płuca…


Zebrał wewnątrz swojego Źródła cały czarodziejski potencjał, wszystko to czego do tej pory się nauczył. Całą Moc ukierunkował poprzez Domenę Umysłu w ostateczne Zaklęcie. Błysnęło mu przed oczami. Następnie poczuł euforię, gdy Czar rozpraszał się – najpiękniejsze splecenie pozazmysłowych znaków, słów, symboli, jakie dane było mu kiedykolwiek odczuć – Idealna Magia. Wtedy pół-człowiek, pół-bestia  grzmotnął Aarona w pierś… Przewrócili się… Gregg w jednej chwili powrócił do swej ludzkiej postaci, w lekko porwanym kubraku, z rozdziawionymi ustami, śliną skapująca z dziąseł, szeroko otwartymi szklistymi oczami – nie poruszał się…

Aaron Samet odetchnął i prawie stracił przytomność. Poczuł fizyczny ból, potem doznał zawrotów głowy, ale rozpierała go duma…

Otrzymanie miana - Dziecię Szczęścia


Dotarła doń jedna myśl, podczas gdy machinalnie dotykał ust i szyi Gregga. On nie żyje, może jego ciało właśnie kona, ale umysł wyparował. Zabiłem… Po raz pierwszy – zrobiłem to, ale … kompletnie nic nie czuję.
Łzy nie popłynęły, ścisku w gardle, żołądku, nie było. Aaron czuł się jakby stał obok swojego ciała. Jakby nie uczestniczył w tym, co wydarzyło się przed chwilą. Zamknął i otworzył oczy. Coś wewnątrz, coś czego nie potrafił nazwać – odeszło. Miało już nie powrócić. Zamknął i otworzył oczy. Pokiwał głową. Trzech i jeden – tak powiedział Velimir Ramzatow kilka dni wcześniej, ale teraz młody mag czuł, jakby moment który wspominał wydarzył się wieki wcześniej. Dwóch i jeden. Tak.
Zaczął przeszukiwać ciało Morlandczyka.  Leżący ubrany był tak samo jak Aaron. Mag zwrócił uwagę na sztylet przy pasie, mieszek z monetami oraz dobre miękkie buty z cholewkami – te ostatnie emanowały Magią
Zastanowił się…

Otrzymanie miana - Kamienne serce


Aaron wziął sakiewkę, sztylet i buty. Zaczął usypywać z kamieni niewielką mogiłę dla trupa, w końcu zabity był magiem. W myślach powierzał go opiece bogów jego przodków, nie znał go, koniec końców.  Wiatr powyżej ścian wąwozu szalał, huczał i wył… Powietrze było niezwykle ciepłe, tam na dole. Wtedy dopiero mięśnie Aarona zaczęły się rozluźniać, zaczęło do niego docierać co się stało – wtedy tez poczuł się naprawdę zmęczony, krańcowo wyczerpany. Pociemniało mu przed oczyma. Na kilka chwil stracił przytomność, poczuł krew płynąca z nosa…

Ruszył wolno, potykając się, poszukując schronienia. Chciał tylko wczołgać się w jakieś zagłębienie, zamknąć oczy, zapomnieć o wszystkim na krótka chwilę – przywrócić sobie siły. Nie dane mu jednak było zaznać tego luksusu. Ledwie zaległ pośród sterty kamieni, zbudził go kopniak. Jeden, drugi. Powyżej zamajaczyła mu twarz. Rozpoznał ją po dłuższej chwili. Stężał. Gogol Mahyndi. Stał nad nim, teraz z lekka pochylił się. Mówił wolno:

-Dalej. Rusz się, Samet. Nie mamy czasu. Kula czeka. I… nie obawiaj się, nie zamierzam cie zabić. Wiem także, uprzedzając jakaś kąśliwa uwagę – ty nie masz sił by zabić mnie…


Aaron powoli dochodził do siebie. Niestety Gogol nie znał Sztuki Uzdrawiania, lub nie chciał swej wiedzy w tej materii zdradzać,  nie mógł więc pomóc Aaronowi. Usiedli w wąwozie, powyżej szalała wichura, goniąc po niebie ciemne chmury, co raz przenikało przez nie światło księżyca. Było zimno, zbliżał się świt… Posilili się i powoli zaczęli zbierać się do marszu. Wtedy wewnątrz głowy Aarona coś trzasnęło, błysnęło mu przed oczami, mrugnął i stracił orientacje w przestrzeni. Wydało mu się że spada, gdzieś w otchłań. Otworzył oczy. Było widno, rześko i wonnie.

Aaron stał na piaszczystym wybrzeżu, morski wiatr smagał go delikatnie po twarzy. Na wodzie nieopodal kiwał się na minimalnej fali zakotwiczony slup. Jego statek, a właściwie dar od rodziców.
Na piasku, tuz obok stał uśmiechnięty Gogol Mahyndi. Miał szarobrunatny kubrak, naszyjnik z muszli i podwinięte do kolan spodnie. Woda obmywał mu nogi. Roześmiał się i rzekł:

- Nie obawiaj się. To moja sprawka, choć znajdujemy się wewnątrz twej jaźni… Jak wspomniałem, nie zamierzam cię zabić, dość już śmierci pośród braci. Nie chcę cie także skrzywdzić, czy oszukać. Tak po prawdzie,  chcę ci pomóc, zaoferować wygraną, dać szansę… Jesteśmy tu akurat, w doskonale ukrytym sennym marzeniu – dosyć ciekawym, gratuluję – by nikt nie mógł nas podsłuchać, czy podpatrzyć…


Aaron nie odzywał się. Gogol kontynuował:
- Zdradzę ci kilka faktów, o których być może nie masz pojęcia. Po pierwsze: jesteśmy obserwowani, podpatrywani, w sposób umysłowy, bo wewnątrz naszych ciał umieszczono specjalne pasożyty. Tak postępuje się w Burzowej Akademii, kiedy adept wysyłany jest z misją. Oni – Yukk Meklisi – muszą wiedzieć wszystko. Nie masz wyobrażenia, jak się cieszę, mogąc zrobić im psikusa. Tutaj, wewnątrz twych marzeń – nie mogą nas kontrolować. Po drugie: to niejako ja jestem odpowiedzialny za śmierć Gregga. Pokierowałem nim, zaszczepiłem mu w umyśle plan. Miał cie zaatakować. Był gwałtowny, ale ja podsyciłem jego gniew. Podejrzewałem, że sobie z nim poradzisz, i chciałem cię osłabić. Mam nadzieję, ze nie masz mi tego za złe. Rywalizujemy przecież. I po trzecie, wreszcie…

Aaron nie przerywał Gogolowi, w duchu jednak przygotował się do ataku. Słuchał.

- Pragnę ofiarować ci zwycięstwo. Obserwuję cie od początku nauki. Wiem, jaka moc, jaka siła, jaki potencjał w tobie drzemie. Chciałbym zawrzeć sojusz. Mieć w tobie przyjaciela, brata w magii. To opłaci się nam w dwójnasób. Chciałbym, żebyś wygrał. Abys powrócił z próby Kuli jako pierwszy. To że zdołałeś zabić Gregga jednym uderzeniem, genialnym czarem przyda ci rozgłosu, pokaże twym ewentualnym wrogom, że jesteś świadom świata, mocy, odpowiedzialności. Pokaże im, że kiedy trzeba wiesz jak zareagować. Ja przyznam się, że nakłoniłem Morlandczyka do ataku. Zaaranżujemy walkę przy Kuli, zostanę pokonany, ostatnim z twoich zaklęć, wszak niewiele zostało ci mocy. Otrzymam pogardliwe drugie miejsce, zostanę pokonany sprytem, będę zbierał cięgi za to że moja pycha zatriumfowała nad ostrożnością. Ukorzę się . Zostanie mi to wybaczone, ale nie zrobię takiej kariery, jak ty…

- Jaki Ty masz w tym interes? – spytał w końcu Aaron. - Co przez to chcesz osiągnąć? I co ważniejsze - czemu miałbym Ci zaufać?

Gogol wzruszył ramionami i rzekł:

- Nie musisz mi ufać, nie zabiegam o to. Mógłbym próbować rozegrać to bez udziału twojej wolnej woli, ale nie zrobię tak, bo cenię przyjaźń, lubię mieć wspólników, sojuszników, towarzyszy. Na tym smutnym padole, to największa wartość. Ofiaruję ci ją, może się przydać nam obu. Moje cele? Chcę się przyczaić. Poza Yuk Meklisi istnieją w Burzowej Akademii inne „oczy”, wypatrujące przyszłych uczniów… To im, nie Wielkiej Radzie, chce zaimponować. A rozegranie naszej rywalizacji tak właśnie, jak ci to proponuję, przyda mi, powiedzmy punktów… Ty także powinieneś zadać sobie pytanie: co właściwie chcesz osiągnąć, po co kształcisz się w murach Akademii? Co dalej? Ja daje ci szansę. Zdecyduj. Pomóżmy sobie nawzajem.


Aaron milczał ledwie chwilę. Postanowił. Przytaknął. Zgodził się. Gogol wyszczerzył się w uśmiechu… I wyjaśnił szczegóły.

- Zrobimy tak: zaatakujesz mnie przygotowanym, a mniemam, że masz coś w zanadrzu, czarem, ostatkiem sił. Później padniesz nieprzytomny, ale ja będę unieruchomiony. Zrób mi coś z nerwami, załatw mnie, lecz prosiłbym nie czyniąc ze mnie kaleki, na zawsze…  Zaufam ci w tej kwestii. Musi wyglądać na twoją wygraną. Ty też musisz odnieść ranę – to niezbędne… Będzie dramatyczniej. Nie uczynię ci krzywdy. Zaufajmy sobie wzajemnie. Następnie musisz dostać się do Kuli,  i wynieść ją… Nie wiem co planują nasi nauczyciele. Albo będziesz musiał ja odwieźć do Burzowej Akademii, albo ktoś pojawi się i rozstrzygnie o twej wygranej… Mną się nie martw. Jak sprawy się ułożą – skontaktuję się z tobą. Ciesz się zwycięstwem. Co do tego idioty Gregga – to zostanie zrzucone na mnie – wykryją, ze nakłoniłem go do ataku na ciebie…

Gogol Mahyndi przyjrzał się Aaronowi, czekając na ewentualne pytania. Nie było takowych. Plan wszedł w życie. Opuścili świadomość Aarona.

W pierwszej chwili Czar się nie udał... Aaron zaczął tracić przytomność, gdy poczuł uderzenie rozpraszającej się Magii po nieudanym Zaklęciu... Szybko wykreował drugie zaklęcie i ono „wyszło”...  Młody mag stracił całą Moc ... i ogarnęła go ciemność... czuł, że obok, ciało Gogola tężeje i zwala się na ziemię jak kłoda... Aaron uderzyłeś twarzą o miękką ziemię, a może to twarz była miękka a ziemia twarda? Poczuł krew w ustach...

Ciemność!... Widział ciemność i obrazy: slup żeglujący po ciepłym morzu, rozpoznawał linię brzegową Cierpkiego Morza… Czuł zapach korzennych przypraw, słyszał szelest lin przeciskających się przez metalowe obręcze… Widział czarnoskórych niewolników, mężczyznę w cesarskiej zbroi z ciężkich, barwionych na biało, płyt. Czuł krew w ustach. Widział zwoje zapisane najróżniejszymi językami. Słyszał znaną i nieznaną mowę – sudyjski język z dziwacznym akcentem… Widział piękne kobiety, z tatuażami na twarzach… Widział niewiasty o płowych włosach… Czas przyspieszał i zwalniał… Nad twarzą Aarona pochylił się czarnoskóry wojownik,  łysy czarodziej z posępną twarzą, mężczyzna w skórzanej masce oraz człowiek-istota o zmiennych kształtach… Czas zwalniał, rozmywały się kontury rzeczywistości.


Ocknął się. Było zimno. Miał poranione usta, zakrzepłą krew na wargach… Drżał… Czuł, że niewielką cząstkę swej Mocy zdołał odzyskać – musiał spać przez dłuższy czas… Znajdował się tam gdzie uprzednio – wewnątrz kanionu prowadzącego ku Burzowej Czatowni…Tuż obok leżał, nadal sparaliżowany, Gogol Mahyndi... 


Aaron mrugnął, odetchnął raz. Drugi. Wyciągnął sztylet i szepnął: „Nie interesują mnie przyjaźnie. Jedyne czego chcę to wiedzy. I mocy”.

Uklęknął nad ciałem i uniosłeś sztylet nad grdyką Gogola - zadrżały mu ręce, bił się z myślami...  rozważał, oczy zaszły mu mgłą...  zaszlochał...  Nie był  w stanie go zabić... nie w ten sposób... wypuścił sztylet z rozedrganych dłoni... Wtedy zdał sobie sprawę z faktu, że Wielka Rada obserwuje ich poczynania...

Strach przed zabójstwem odszedł... ale pojawiło się wyrachowanie... Mrugnął. Odetchnął. Postanowił.
Aaron otworzył Gogolowi powieki, patrzył mu w oczy. "Tu nie chodzi o to, że coś mi zrobiłeś. Zawiniłeś. Zawiniłeś głupotą. A głupoty nie umiem zdzierżyć. Przykro mi Gogol. Wybacz." Splótł zaklęcie, by znieczulić szyję Gogola. Chwycił za sztylet i gładko przesunął go po szyi.
Pociekła krew. Rana otwarła się, rozchyliła. Aaron czuł pustkę i delikatne zadowolenie.


Zadrgała Magia… Błysnęło…  Dno kanionu zalała żółtawo-zielona poświata. Aaron zmrużył oczy i dostrzegł trzech mężczyzn: czarno-szare szaty, szerokie rękawy. Jeden trzymał w dłoni łańcuch, na którego końcu wisiała kryształowa kula wypełniona światłem, drugi dzierżył długi kostur, ostatni swe puste dłonie zwrócił w kierunku młodego czarodzieja…


[koniec epizodu]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz