Aaron Samet
wykreował kolejne zaklęcie, wzmocnioną iluzję.
Karma czuwała nad nim, bo gdy wydawało się że trudna sztuka wymyka mu
się… nagle poczuł przypływ zrozumienia – udało mu się, choć kosztowało go to
solidną porcję Mocy… Stał się „kamieniem”. I użył swojej zdolności by wykryć
magiczne Źródło.
Karma – wykorzystane 3 „przerzuty”
W polu
widzenia Aarona, na dnie ciemnego kanionu, pojawił się ludzki kształt. Wysoki, postawny mężczyzna poruszał się lekko
i zwinnie – odziany w szara opończę, z kapturem, dzierżył kostur w dłoniach.
Zbliżył się, wodził wzrokiem w ciemności, ale zdawało się, że nie dostrzega
skulonego na ziemi i osłoniętego iluzją Aarona. Kilka razy wzrok nieznajomego trafił
na kryjówkę młodego maga… Nic się nie stało…
Postawny
mężczyzna pozostawał w czujności – wtedy Aaron rozpoznał go – Gregg z Morlandu,
płomiennowłosy rywal. Ich spojrzenia spotkały się, spod kaptura błysnęły białka
oczu. Drgnęła Magia…
Kształt ciała Gregga zmienił się w jednej chwili – góral
skoczył w kierunku Aarona, w locie przemieniając się w żylaste stworzenie
pokryte czymś na kształt łusek… Wyciągnął przed siebie łapy zakończone pazurami…
Kosztowna Iluzja na
niewiele się zdała… Aaron wciągnął powietrze w płuca…
Zebrał
wewnątrz swojego Źródła cały czarodziejski potencjał, wszystko to czego do tej
pory się nauczył. Całą Moc ukierunkował poprzez Domenę Umysłu w ostateczne Zaklęcie.
Błysnęło mu przed oczami. Następnie poczuł euforię, gdy Czar rozpraszał się –
najpiękniejsze splecenie pozazmysłowych znaków, słów, symboli, jakie dane było
mu kiedykolwiek odczuć – Idealna Magia. Wtedy pół-człowiek, pół-bestia grzmotnął Aarona w pierś… Przewrócili się…
Gregg w jednej chwili powrócił do swej ludzkiej postaci, w lekko porwanym
kubraku, z rozdziawionymi ustami, śliną skapująca z dziąseł, szeroko otwartymi
szklistymi oczami – nie poruszał się…
Aaron Samet
odetchnął i prawie stracił przytomność. Poczuł fizyczny ból, potem doznał
zawrotów głowy, ale rozpierała go duma…
Otrzymanie miana - Dziecię Szczęścia
Dotarła doń
jedna myśl, podczas gdy machinalnie dotykał ust i szyi Gregga. On nie żyje, może jego ciało właśnie kona,
ale umysł wyparował. Zabiłem… Po raz pierwszy – zrobiłem to, ale … kompletnie
nic nie czuję.
Łzy nie
popłynęły, ścisku w gardle, żołądku, nie było. Aaron czuł się jakby stał obok
swojego ciała. Jakby nie uczestniczył w tym, co wydarzyło się przed chwilą.
Zamknął i otworzył oczy. Coś wewnątrz, coś czego nie potrafił nazwać – odeszło.
Miało już nie powrócić. Zamknął i otworzył oczy. Pokiwał głową. Trzech i jeden – tak powiedział Velimir
Ramzatow kilka dni wcześniej, ale teraz młody mag czuł, jakby moment który
wspominał wydarzył się wieki wcześniej. Dwóch
i jeden. Tak.
Zaczął przeszukiwać
ciało Morlandczyka. Leżący ubrany był tak
samo jak Aaron. Mag zwrócił uwagę na sztylet przy pasie, mieszek z monetami
oraz dobre miękkie buty z cholewkami – te ostatnie emanowały Magią.
Zastanowił
się…
Otrzymanie miana - Kamienne serce
Otrzymanie miana - Kamienne serce
Aaron wziął sakiewkę, sztylet
i buty.
Zaczął usypywać z kamieni niewielką mogiłę dla trupa, w końcu zabity był
magiem. W myślach powierzał go opiece bogów jego przodków, nie znał go, koniec
końców. Wiatr powyżej ścian wąwozu
szalał, huczał i wył… Powietrze było niezwykle ciepłe, tam na dole. Wtedy
dopiero mięśnie Aarona zaczęły się rozluźniać, zaczęło do niego docierać co się
stało – wtedy tez poczuł się naprawdę zmęczony, krańcowo wyczerpany.
Pociemniało mu przed oczyma. Na kilka chwil stracił przytomność, poczuł krew
płynąca z nosa…
Ruszył wolno, potykając się, poszukując
schronienia. Chciał tylko
wczołgać się w jakieś zagłębienie, zamknąć oczy, zapomnieć o wszystkim na
krótka chwilę – przywrócić sobie siły. Nie dane mu jednak było zaznać tego
luksusu. Ledwie zaległ pośród sterty kamieni, zbudził go kopniak. Jeden, drugi.
Powyżej zamajaczyła mu twarz. Rozpoznał ją po dłuższej chwili. Stężał. Gogol Mahyndi. Stał nad nim, teraz z
lekka pochylił się. Mówił wolno:
-Dalej. Rusz się, Samet. Nie mamy czasu.
Kula czeka. I… nie obawiaj się, nie zamierzam cie zabić. Wiem także,
uprzedzając jakaś kąśliwa uwagę – ty nie masz sił by zabić mnie…
Aaron
powoli dochodził do siebie. Niestety Gogol nie znał Sztuki Uzdrawiania, lub nie
chciał swej wiedzy w tej materii zdradzać, nie mógł więc pomóc Aaronowi. Usiedli w wąwozie,
powyżej szalała wichura, goniąc po niebie ciemne chmury, co raz przenikało
przez nie światło księżyca. Było zimno, zbliżał się świt… Posilili się i powoli
zaczęli zbierać się do marszu. Wtedy wewnątrz głowy Aarona coś trzasnęło,
błysnęło mu przed oczami, mrugnął i stracił orientacje w przestrzeni. Wydało mu
się że spada, gdzieś w otchłań. Otworzył oczy. Było widno, rześko i wonnie.
Aaron
stał na piaszczystym wybrzeżu, morski wiatr smagał go delikatnie po twarzy. Na
wodzie nieopodal kiwał się na minimalnej fali zakotwiczony slup. Jego statek, a
właściwie dar od rodziców.
Na
piasku, tuz obok stał uśmiechnięty Gogol Mahyndi. Miał szarobrunatny kubrak,
naszyjnik z muszli i podwinięte do kolan spodnie. Woda obmywał mu nogi.
Roześmiał się i rzekł:
- Nie obawiaj się. To moja
sprawka, choć znajdujemy się wewnątrz twej jaźni… Jak wspomniałem, nie
zamierzam cię zabić, dość już śmierci pośród braci. Nie chcę cie także
skrzywdzić, czy oszukać. Tak po prawdzie, chcę ci pomóc, zaoferować wygraną, dać szansę…
Jesteśmy tu akurat, w doskonale ukrytym sennym marzeniu – dosyć ciekawym,
gratuluję – by nikt nie mógł nas podsłuchać, czy podpatrzyć…
Aaron nie odzywał się.
Gogol kontynuował:
- Zdradzę ci kilka faktów,
o których być może nie masz pojęcia. Po pierwsze: jesteśmy obserwowani,
podpatrywani, w sposób umysłowy, bo wewnątrz naszych ciał umieszczono specjalne
pasożyty. Tak postępuje się w Burzowej Akademii, kiedy adept wysyłany jest z
misją. Oni – Yukk Meklisi – muszą wiedzieć wszystko. Nie masz wyobrażenia, jak
się cieszę, mogąc zrobić im psikusa. Tutaj, wewnątrz twych marzeń – nie mogą
nas kontrolować. Po drugie: to niejako ja jestem odpowiedzialny za śmierć
Gregga. Pokierowałem nim, zaszczepiłem mu w umyśle plan. Miał cie zaatakować.
Był gwałtowny, ale ja podsyciłem jego gniew. Podejrzewałem, że sobie z nim
poradzisz, i chciałem cię osłabić. Mam nadzieję, ze nie masz mi tego za złe.
Rywalizujemy przecież. I po trzecie, wreszcie…
Aaron
nie przerywał Gogolowi, w duchu jednak przygotował się do ataku. Słuchał.
- Pragnę ofiarować ci
zwycięstwo. Obserwuję cie od początku nauki. Wiem, jaka moc, jaka siła, jaki
potencjał w tobie drzemie. Chciałbym zawrzeć sojusz. Mieć w tobie przyjaciela,
brata w magii. To opłaci się nam w dwójnasób. Chciałbym, żebyś wygrał. Abys
powrócił z próby Kuli jako pierwszy. To że zdołałeś zabić Gregga jednym
uderzeniem, genialnym czarem przyda ci rozgłosu, pokaże twym ewentualnym
wrogom, że jesteś świadom świata, mocy, odpowiedzialności. Pokaże im, że kiedy
trzeba wiesz jak zareagować. Ja przyznam się, że nakłoniłem Morlandczyka do
ataku. Zaaranżujemy walkę przy Kuli, zostanę pokonany, ostatnim z twoich
zaklęć, wszak niewiele zostało ci mocy. Otrzymam pogardliwe drugie miejsce,
zostanę pokonany sprytem, będę zbierał cięgi za to że moja pycha zatriumfowała
nad ostrożnością. Ukorzę się . Zostanie mi to wybaczone, ale nie zrobię takiej
kariery, jak ty…
- Jaki Ty masz w tym
interes? – spytał w końcu Aaron. - Co przez
to chcesz osiągnąć? I co ważniejsze - czemu miałbym Ci zaufać?
Gogol wzruszył ramionami i rzekł:
- Nie
musisz mi ufać, nie zabiegam o to. Mógłbym próbować rozegrać to bez udziału
twojej wolnej woli, ale nie zrobię tak, bo cenię przyjaźń, lubię mieć
wspólników, sojuszników, towarzyszy. Na tym smutnym padole, to największa wartość.
Ofiaruję ci ją, może się przydać nam obu. Moje cele? Chcę się przyczaić. Poza
Yuk Meklisi istnieją w Burzowej Akademii inne „oczy”, wypatrujące przyszłych
uczniów… To im, nie Wielkiej Radzie, chce zaimponować. A rozegranie naszej
rywalizacji tak właśnie, jak ci to proponuję, przyda mi, powiedzmy punktów… Ty
także powinieneś zadać sobie pytanie: co właściwie chcesz osiągnąć, po co
kształcisz się w murach Akademii? Co dalej? Ja daje ci szansę. Zdecyduj. Pomóżmy
sobie nawzajem.
Aaron milczał ledwie chwilę. Postanowił. Przytaknął. Zgodził
się. Gogol wyszczerzył się w uśmiechu… I wyjaśnił szczegóły.
- Zrobimy
tak: zaatakujesz mnie przygotowanym, a mniemam, że masz coś w zanadrzu, czarem,
ostatkiem sił. Później padniesz nieprzytomny, ale ja będę unieruchomiony. Zrób
mi coś z nerwami, załatw mnie, lecz prosiłbym nie czyniąc ze mnie kaleki, na
zawsze… Zaufam ci w tej kwestii. Musi
wyglądać na twoją wygraną. Ty też musisz odnieść ranę – to niezbędne… Będzie
dramatyczniej. Nie uczynię ci krzywdy. Zaufajmy sobie wzajemnie. Następnie
musisz dostać się do Kuli, i wynieść ją…
Nie wiem co planują nasi nauczyciele. Albo będziesz musiał ja odwieźć do
Burzowej Akademii, albo ktoś pojawi się i rozstrzygnie o twej wygranej… Mną się
nie martw. Jak sprawy się ułożą – skontaktuję się z tobą. Ciesz się
zwycięstwem. Co do tego idioty Gregga – to zostanie zrzucone na mnie – wykryją,
ze nakłoniłem go do ataku na ciebie…
Gogol Mahyndi przyjrzał się
Aaronowi, czekając na
ewentualne pytania. Nie było takowych. Plan wszedł w życie. Opuścili świadomość
Aarona.
W pierwszej chwili Czar się nie udał... Aaron zaczął tracić
przytomność, gdy poczuł uderzenie rozpraszającej się Magii po nieudanym
Zaklęciu... Szybko wykreował
drugie zaklęcie i ono „wyszło”... Młody mag stracił całą Moc ... i
ogarnęła go ciemność... czuł, że obok, ciało Gogola tężeje i zwala się na ziemię
jak kłoda... Aaron uderzyłeś twarzą o miękką ziemię, a może to twarz była
miękka a ziemia twarda? Poczuł krew w ustach...
Ciemność!... Widział
ciemność i obrazy: slup żeglujący po ciepłym morzu, rozpoznawał linię brzegową
Cierpkiego Morza… Czuł zapach korzennych przypraw, słyszał szelest lin
przeciskających się przez metalowe obręcze… Widział czarnoskórych niewolników,
mężczyznę w cesarskiej zbroi z ciężkich, barwionych na biało, płyt. Czuł krew w
ustach. Widział zwoje zapisane najróżniejszymi językami. Słyszał znaną i
nieznaną mowę – sudyjski język z dziwacznym akcentem… Widział piękne kobiety, z
tatuażami na twarzach… Widział niewiasty o płowych włosach… Czas przyspieszał i
zwalniał… Nad twarzą Aarona pochylił się czarnoskóry wojownik, łysy czarodziej z posępną twarzą, mężczyzna w
skórzanej masce oraz człowiek-istota o zmiennych kształtach… Czas zwalniał,
rozmywały się kontury rzeczywistości.
Ocknął
się. Było zimno. Miał poranione usta, zakrzepłą krew na wargach… Drżał… Czuł,
że niewielką cząstkę swej Mocy zdołał odzyskać – musiał spać przez dłuższy czas…
Znajdował się tam gdzie uprzednio – wewnątrz kanionu prowadzącego ku Burzowej
Czatowni…Tuż obok leżał, nadal sparaliżowany, Gogol Mahyndi...
Aaron
mrugnął, odetchnął raz. Drugi. Wyciągnął sztylet i szepnął: „Nie interesują mnie przyjaźnie. Jedyne czego chcę to wiedzy. I mocy”.
Uklęknął
nad ciałem i uniosłeś sztylet nad grdyką Gogola - zadrżały mu ręce, bił się z
myślami... rozważał, oczy zaszły mu mgłą... zaszlochał... Nie
był w stanie go zabić... nie w ten sposób... wypuścił sztylet z
rozedrganych dłoni... Wtedy zdał sobie sprawę z faktu, że Wielka Rada obserwuje
ich poczynania...
Strach
przed zabójstwem odszedł... ale pojawiło się wyrachowanie... Mrugnął.
Odetchnął. Postanowił.
Aaron otworzył Gogolowi powieki, patrzył mu w oczy. "Tu nie chodzi o to, że coś mi
zrobiłeś. Zawiniłeś. Zawiniłeś głupotą. A głupoty nie umiem zdzierżyć. Przykro
mi Gogol. Wybacz." Splótł zaklęcie, by znieczulić szyję Gogola.
Chwycił za sztylet i gładko przesunął go po szyi.
Pociekła
krew. Rana otwarła się, rozchyliła. Aaron czuł pustkę i delikatne zadowolenie.
Zadrgała
Magia… Błysnęło… Dno kanionu zalała
żółtawo-zielona poświata. Aaron zmrużył oczy i dostrzegł trzech mężczyzn:
czarno-szare szaty, szerokie rękawy. Jeden trzymał w dłoni łańcuch, na którego
końcu wisiała kryształowa kula wypełniona światłem, drugi dzierżył długi
kostur, ostatni swe puste dłonie zwrócił w kierunku młodego czarodzieja…
[koniec epizodu]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz