Epizod 1: Okowy (przeczytaj)
Biały
Płomień, ludzki mag wysłany z misja przez shaeidańskich Strażników Źródła
powiódł wzrokiem po komnacie Maxa z Zingerisu, kiedyś zwanego Arunasem
Czerwonym. Odezwał się:
- Arunas Czerwony? Nigdy o Tobie nie
słyszałem. Posłuchaj, tak jak ja jesteś ludzkim czarodziejem, więc powinieneś
wiedzieć doskonale, że czas jest dla nas
najcenniejszy. Zapewne dawno nikt cię nie odwiedzał i rozumiem, że jest to dla
ciebie coś niecodziennego. Jestem osobą która czas, ceni najbardziej w swoim
życiu. Zatem jeżeli to możliwe nie traćmy go. Moim zadaniem jest zakucie w
okowy potężnej bestii. Nie muszę chyba tego mówić, bo doskonale wiesz że
właśnie po to tu przybyłem. To czego potrzebuje- to informacje, a podobno właśnie ty jesteś w
stanie mi ich udzielić. Zatem mów co wiesz o potworze, powiedz jak mogę go
uwięzić. I nim wypowiesz choć jedno słowo, pamiętaj! Nie baw się ze mną w żadne
swoje gry, ani nie testuj mnie, a zwłaszcza mojej cierpliwości! Jeżeli nie
wierzysz w to iż mogę wykonać tą misję, to twoja sprawa, z twoją wiedzą czy bez
niej, wyruszę by wykonać swoje zadanie. Wierzę że jesteś dobrym człowiekiem,
dlatego liczę na twoją pomoc. Tak jak ty jestem wyznawcą ognia, nie tylko
magiem a wysłannikiem samej Bogini Ognia. Dzięki niej żyję, dla niej żyję i to Ona
sprawiła że stoję tu teraz przed Tobą. Więc jeżeli nie ufasz mi, zaufaj jej. I
aby nie tracić czasu, przemów...
Mag w
czerwonych szatach bił się z myślami, kilkukrotnie otwierał usta by zaraz je
zamknąć. W końcu pokiwał głową i udzielił odpowiedzi.
Co do samej
bestii, zwanej Zgubą Światła – wybraniec miał nauczyć się dwóch zaklęć. Obydwa
tworzyły Okowy – ze Światła i Ognia. Później należało spleść je razem i uwięzić
demona. Biały Płomień trzymał odpowiednie pergaminy. To oczywiście po wcześniejszym
osłabieniu monstrum – Zgubę należało pokonać
w walce – jej słabą stroną była podatność na moc Światła – jak to u istot
Mroku. Sam przebieg walki zależał od umiejętności Białego Płomienia.
Druga
informacja - o pochodzeniu Zguby. Max wiedział wiele – opowiedział historię
sprzed wieków, z mrocznych czasów gdy Zguby, a było ich kilka , walczyły z
ludzkimi królestwami na Południu. Zabijały i niszczyły. Uginały się dopiero po
straszliwej walce, wtedy ludzkość wspomagali shaeidowie. Zguba, której miał nałożyć
okowy Laesai Bhain nie była najpotężniejszą ze swojego rodzaju, ale
wystarczająco niebezpieczna.
Trzecia informacja
- o drodze na wyspę. Mag miał otrzymać statek, potrafiący przenosić się w
przestrzeni, co miało przyspieszyć podróż przez Ciemne Wody – morze oddzielające
przeklęte, więzienne wyspy od kontynentu. Podróż tak czy inaczej miała zając
kilka dni, co najmniej. Niebezpieczeństwa? Stwory Mroku, zamieszkujące
otchłanie mórz i burzowe chmury – płetwy i skrzydła w służbie Czerni – nic z
czym Biały Płomień by sobie nie poradził.
Na koniec Max
wygłosił przeprosiny, za swój brak wiary, za swój opryskliwy ton:
-
Wybacz Wybrańcu. Przepełnia mnie gorycz. To wszystko. Po prostu, służąc tak długo
shaeidańskim panom nabrałem pewności, że my ludzie jesteśmy tylko pyłkami na
wietrze, cząstkami ich wielkiego planu. Unicestwią nas, gdy już nie będziemy
potrzebni. Póki co jednak, niektóre demony, jak Zguby, posiadają pewnego
rodzaju odporność na shaeidańskie oddziaływanie – dlatego ludzki mag musi dokonać
Spętania – założenia Okowów. Nie ufaj
im, zaklinam cię. Służ im, ale przenigdy im nie ufaj...
Biały
Płomień zastanowił się nad tym co usłyszał. Nie był zły na drugiego
czarodzieja. Odpowiedział:
- Arunasie, wybacz moje gorzkie
słowa. Nie chciałem cię urazić. Już dawno nie rozmawiałem z człowiekiem, żyję
już od lat jedynie pośród shaeidów. Niech Bogini Ognia Cię błogosławi. Zaprawdę
jesteś oddanym sługą. Proszę o pomoc lub wskazówki, gdy będę uczył się owych
zaklęć. Jeżeli jest coś, co jeszcze powinienem wiedzieć, również proszę byś
zdradził mi swe myśli. Rozumiem że nie ufasz tym którzy cię tu sprowadzili,
zapamiętam twe rady. Ale nie dlatego tu jestem, bo oni mi kazali, lecz jestem
tu po to by pokonać Mrok! Moja Bogini mnie tu wysłała i jej właśnie ufam ponad
wszystko…
Max,
zwany kiedyś Arunasem, skłonił głowę.
Następnego
dnia rozpoczęli naukę zaklęć, Arunas sekundował Białemu Płomieniowi, wyjaśniał
mu to co zdołał. Pomagał. W ciągu siedmiu dni, wysłannik Geliadonu zdołał opanować
trudną sztukę „tworzenia” Okowów. Był gotów. Zabrał ze sobą stworzony za pomocą
magii pierścień zwany po prostu Pierścieniem Okowów i dodatkowe zapasy na drogę.
W małym porcie kołysał się delikatny statek, zbudowany na modłę ludzki, ale
konstruktorami z cała pewnością byli shaeidowie – był smukły i emanował magią.
Max przemówił:
- To "Zuviel – Skoczek, Latająca
Ryba", szybki i zwinny. A po wyszeptaniu zaklęcia, zdoła cię ponieśc ponad
wodami Czarnego Morza daleko daleko, przyspieszając podróz. Naucz się zaklęcia,
jest wypisane świetlistymi runami u podstawy masztu. Bywaj, Wybrańcu. Spisz się
dobrze. Zrób to dla… - czarodziej
w czerwonych szatach zawiesił głos - …swej
Bogini, skoro to ona jest najważniejsza… Bywaj…
Laesai
Bhain spojrzał przed siebie. Morska otchłań była wzburzona, wody ciemne i
niepokojące, ani śladu lądu na horyzoncie, który spowijały czarne chmury.
Czas
rozpoczynać…,
pomyślał.
Morze
trwożyło Białego Płomienia samą swoją obecnością, w głębinach czaił się Mrok.
Czuł to Zło i tę Nienawiść. Ale Zuviel pruł fale zwinnie i szybko. Czasem obok
burt wyskakiwały latające ryby z błyszczącymi złoto łuskami, czasem nad
stateczkiem przeleciały stada ptactwa o szarobrunatnych lub czarnych piórach –
krakały złowrogo. Gdy znany Laesai Bhainowi ląd zniknął na wschodzie – samotność
stała się przytłaczająca – wokół tylko czarne wzburzone wody.
Sztorm
dopadł żeglarza drugiego dnia – fale wznosiły się do samego nieba, potem z
hukiem waliły się w otchłań pod spodem. Łódka skakała na grzywaczach, Płomień
był przemoknięty, ale Zuviel ani przez chwile nie był bliski zatopieniu –
chroniła go magia – runy umieszczone na maszcie i po wewnętrznej stronie burt
płonęły jasnym światłem...
Pośród
fal pojawiły się macki, kilkanaście na początku, potem więcej – sięgnęły ku
zwinnemu Skoczkowi.
"Ogień...
Ogień zniszczy wszystko!", szepnął w duchu Biały
Płomień.
Czarodziej połączył
moc Światła i Ognia i każdą mackę zmierzającą w kierunku swojej łodzi począł
wypalać, tak by statek mógł dalej płynąć ku swemu przeznaczeniu.
Pierwszy
spleciony czar wywołał burzę białych płomieni, potężna ściana Ognia spopieliła
dziesiątki pomniejszych macek, w półmroku widać było gąbczaste ciała potworów…
Ale to była zaledwie przygrywka – nad Skoczkiem
uniosły się gigantyczne ramiona,
od wewnętrznej strony wyposażone w przerażające przyssawki… Monstrualna
ośmiornica wzburzyła fale swym ruchem… Zadrgała Magia Mroku – okolicę, w promieniu wielu metrów zalała aura
Ciemności…
Odpowiedź Laesai Bhaina była
natychmiastowa. Biały
mag uwolnił świetlistą energię, która rozeszła się potężnym pierścieniem wokół
niego, a Mrok cofnął się. Gigantyczna ośmiornica wydała z siebie pisk, wywołujący
ból w uszach… Czarodziejowi pociemniało przed oczami, to był fizyczny szok, ale
Białemu Płomieniowi udało się utrzymać przytomność. Splótł jeszcze jedno
zaklęcie – cały pokład i maszt Zuviela
zalała jasność– stateczek emanował teraz czystą Domeną Światła. Stwór Mroku zamłócił mackami, wzbił w
powietrze olbrzymie ilości wody. Gdy dziwaczny deszcz spadł, mały shaedański
okręt ślizgał się już po falach utrzymując kurs – po ośmiornicy nie było śladu –
pierzchła przed potęgą Światła.
Teraz, świecąc magicznym blaskiem łódź wiozła Białego Płomienia do celu, w oddali widać było mroczne stwory, ale nie ważyły się zbliżyć…
Teraz, świecąc magicznym blaskiem łódź wiozła Białego Płomienia do celu, w oddali widać było mroczne stwory, ale nie ważyły się zbliżyć…
Następne
kilka dni przeminęły w spokoju – o ile tak można by określić magiczną podróż,
poprzez Ciemne Wody. Laesai Bhain starał się
odpocząć, pomodlić się, posilić i odprężyć.
Zapalił mały płomień nad dłonią i modlił się do swej bogini, podziękował jej za obecność, za wszystkie dary i za to że nadała cel jego życiu. Prosił o łaski by przezwyciężyć Mrok i dalej głosił jej imię.
Zapalił mały płomień nad dłonią i modlił się do swej bogini, podziękował jej za obecność, za wszystkie dary i za to że nadała cel jego życiu. Prosił o łaski by przezwyciężyć Mrok i dalej głosił jej imię.
Mag nauczył się zaklęcia wypisanego na maszcie Zuviela. Wymagało użycia Światła i Esencji. Raz na kilka godzin,
statek pchany niezwykłą mocą przemieszczał się w przestrzeni – podróż stała się
szybsza… Magiczne Światło wciąż odstraszało stwory Mroku – Biały Płomień
widział w oddali macki, skrzydła, prężące się , pokryte łuską cielska, słyszał
mroczną mowę, czuł drgania Czarnej Magii… Ale płynął…
Któregoś dnia ocknął się nad ranem, wszystko dookoła pokrywała mgła, a
czerń wód była jeszcze intensywniejsza… Pozostawiony niejako na straży Czar
Światła i Esencji powoli rozpraszał się… Czarodziej przetarł oczy – w gęstej
mgle słychać było skrzypienie, widać było niewyraźne światełko – jakby pochodni
lub latarni… Zewsząd dobiegały szepty…
Biały Płomień delikatnie zwiększył zasięg światła które
magicznie osadził na maszcie statku. Zrobiło się jaśniej, kłęby mlecznobiałej
mgły zasnuwały okolicę. Pośród szeptów dał się słyszeć dźwięk dzwoneczka, lekki
i zwiewny. Nierzeczywisty ale jednak słyszalny.
Przez mgłę przedarła się łódź. Wąska, z wysoko uniesionym,
płaskim dziobem, na którym zawieszono latarnię i pęk dzwoneczków. Stał nań,
wyprostowany mężczyzna, chudy i niezwykle wysoki. Na głowie nasadzony miał
szeroki, słomkowy kapelusz, przykryty zwiewnym całunem… Jego szata miała barwę
szarości. Na plecach przytroczony miał długi kij.
Zuviel przepływał tuz obok
łodzi. Cisza aż rozsadzała uszy. Drgała magia – Magia Natury, Esencji,
Żywiołów. Laesai Bhain stężał. Zastanawiał się. Nieznajomy trwał w bezruchu, by
nagle delikatnie skinąć – broda poruszyła mu się w górę i w dół.
I tyle…
Łodzie minęły się. Biały Płomień rzekł do nieznajomego,
używając shaeidańskiego języka:
- Jakaś rada na dalszą
podróż, Przyjacielu?
Nieznajomy trwał w ciszy, więc Laesai dodał: - Niech Bogini ma cię w swej opiece.
Nieznajomy trwał w ciszy, więc Laesai dodał: - Niech Bogini ma cię w swej opiece.
Mgła
pochłonęła łódź, dziwaczne szepty nasiliły się. Brzęknął dzwonek. Z oddali dał
się słyszeć niski głos, dziwaczny akcent, ale słowa padły w shaeidańskim:
- Ogień jest początkiem i
końcem. A Biel i Czerń to tylko i wyłącznie kolory…
Mgła
zgęstniała, plusk łodzi ustał. Szepty ucichły. Biały Płomień zastanowił się…
W następnej
chwili opary zaczęły się rozwiewać, zrobiło się cieplej i jaśniej. Ale nie
dniało… Ten blask Laesai znał aż nadto dobrze. Ogień.
Zuviel wypłynął z mgły –
wprost na wody zatoki, przy potężnej, skalistej wyspie. Jeśli kiedykolwiek dane
by było czarodziejowi ujrzeć Ognistą Wyspę – tak winna wyglądać. Wystrzelające
magmą w niebo wulkany. Dymiące kratery. Skaliste piekło.
„Ogień
jest początkiem i końcem? Zaiste. Przybyłem”.
Był
u celu.
[koniec epizodu]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz