czwartek, 5 grudnia 2013

Biały Płomień Epizod 2: Morze czarnych wód /ZAKOŃCZONY/

Prolog (przeczytaj) 
Epizod 1: Okowy (przeczytaj)


 Biały Płomień, ludzki mag wysłany z misja przez shaeidańskich Strażników Źródła powiódł wzrokiem po komnacie Maxa z Zingerisu, kiedyś zwanego Arunasem Czerwonym. Odezwał się:







- Arunas Czerwony? Nigdy o Tobie nie słyszałem. Posłuchaj, tak jak ja jesteś ludzkim czarodziejem, więc powinieneś wiedzieć doskonale, że czas  jest dla nas najcenniejszy. Zapewne dawno nikt cię nie odwiedzał i rozumiem, że jest to dla ciebie coś niecodziennego. Jestem osobą która czas, ceni najbardziej w swoim życiu. Zatem jeżeli to możliwe nie traćmy go. Moim zadaniem jest zakucie w okowy potężnej bestii. Nie muszę chyba tego mówić, bo doskonale wiesz że właśnie po to tu przybyłem. To czego potrzebuje-  to informacje, a podobno właśnie ty jesteś w stanie mi ich udzielić. Zatem mów co wiesz o potworze, powiedz jak mogę go uwięzić. I nim wypowiesz choć jedno słowo, pamiętaj! Nie baw się ze mną w żadne swoje gry, ani nie testuj mnie, a zwłaszcza mojej cierpliwości! Jeżeli nie wierzysz w to iż mogę wykonać tą misję, to twoja sprawa, z twoją wiedzą czy bez niej, wyruszę by wykonać swoje zadanie. Wierzę że jesteś dobrym człowiekiem, dlatego liczę na twoją pomoc. Tak jak ty jestem wyznawcą ognia, nie tylko magiem a wysłannikiem samej Bogini Ognia. Dzięki niej żyję, dla niej żyję i to Ona sprawiła że stoję tu teraz przed Tobą. Więc jeżeli nie ufasz mi, zaufaj jej. I aby nie tracić czasu, przemów...
Mag w czerwonych szatach bił się z myślami, kilkukrotnie otwierał usta by zaraz je zamknąć. W końcu pokiwał głową i udzielił odpowiedzi.

Co do samej bestii, zwanej Zgubą Światła – wybraniec miał nauczyć się dwóch zaklęć. Obydwa tworzyły Okowy – ze Światła i Ognia. Później należało spleść je razem i uwięzić demona. Biały Płomień trzymał odpowiednie pergaminy. To oczywiście po wcześniejszym osłabieniu monstrum – Zgubę należało  pokonać w walce – jej słabą stroną była podatność na moc Światła – jak to u istot Mroku. Sam przebieg walki zależał od umiejętności Białego Płomienia.
Druga informacja - o pochodzeniu Zguby. Max wiedział wiele – opowiedział historię sprzed wieków, z mrocznych czasów gdy Zguby, a było ich kilka , walczyły z ludzkimi królestwami na Południu. Zabijały i niszczyły. Uginały się dopiero po straszliwej walce, wtedy ludzkość wspomagali shaeidowie. Zguba, której miał nałożyć okowy Laesai Bhain nie była najpotężniejszą ze swojego rodzaju, ale wystarczająco niebezpieczna.
Trzecia informacja - o drodze na wyspę. Mag miał otrzymać statek, potrafiący przenosić się w przestrzeni, co miało przyspieszyć podróż przez Ciemne Wody – morze oddzielające przeklęte, więzienne wyspy od kontynentu. Podróż tak czy inaczej miała zając kilka dni, co najmniej. Niebezpieczeństwa? Stwory Mroku, zamieszkujące otchłanie mórz i burzowe chmury – płetwy i skrzydła w służbie Czerni – nic z czym Biały Płomień by sobie nie poradził.

Na koniec Max wygłosił przeprosiny, za swój brak wiary, za swój opryskliwy ton:

- Wybacz Wybrańcu. Przepełnia mnie gorycz. To wszystko. Po prostu, służąc tak długo shaeidańskim panom nabrałem pewności, że my ludzie jesteśmy tylko pyłkami na wietrze, cząstkami ich wielkiego planu. Unicestwią nas, gdy już nie będziemy potrzebni. Póki co jednak, niektóre demony, jak Zguby, posiadają pewnego rodzaju odporność na shaeidańskie oddziaływanie – dlatego ludzki mag musi dokonać Spętania – założenia Okowów.  Nie ufaj im, zaklinam cię. Służ im, ale przenigdy im nie ufaj...

Biały Płomień zastanowił się nad tym co usłyszał. Nie był zły na drugiego czarodzieja. Odpowiedział:

- Arunasie, wybacz moje gorzkie słowa. Nie chciałem cię urazić. Już dawno nie rozmawiałem z człowiekiem, żyję już od lat jedynie pośród shaeidów. Niech Bogini Ognia Cię błogosławi. Zaprawdę jesteś oddanym sługą. Proszę o pomoc lub wskazówki, gdy będę uczył się owych zaklęć. Jeżeli jest coś, co jeszcze powinienem wiedzieć, również proszę byś zdradził mi swe myśli. Rozumiem że nie ufasz tym którzy cię tu sprowadzili, zapamiętam twe rady. Ale nie dlatego tu jestem, bo oni mi kazali, lecz jestem tu po to by pokonać Mrok! Moja Bogini mnie tu wysłała i jej właśnie ufam ponad wszystko…

Max, zwany kiedyś Arunasem, skłonił głowę.

Następnego dnia rozpoczęli naukę zaklęć, Arunas sekundował Białemu Płomieniowi, wyjaśniał mu to co zdołał. Pomagał. W ciągu siedmiu dni, wysłannik Geliadonu zdołał opanować trudną sztukę „tworzenia” Okowów. Był gotów. Zabrał ze sobą stworzony za pomocą magii pierścień zwany po prostu Pierścieniem Okowów i dodatkowe zapasy na drogę. W małym porcie kołysał się delikatny statek, zbudowany na modłę ludzki, ale konstruktorami z cała pewnością byli shaeidowie – był smukły i emanował magią. Max przemówił:

- To "Zuviel – Skoczek, Latająca Ryba", szybki i zwinny. A po wyszeptaniu zaklęcia, zdoła cię ponieśc ponad wodami Czarnego Morza daleko daleko, przyspieszając podróz. Naucz się zaklęcia, jest wypisane świetlistymi runami u podstawy masztu. Bywaj, Wybrańcu. Spisz się dobrze. Zrób to dla… - czarodziej w czerwonych szatach zawiesił głos - …swej Bogini, skoro to ona jest najważniejsza… Bywaj…

Laesai Bhain spojrzał przed siebie. Morska otchłań była wzburzona, wody ciemne i niepokojące, ani śladu lądu na horyzoncie, który spowijały czarne chmury.

Czas rozpoczynać…, pomyślał.

Morze trwożyło Białego Płomienia samą swoją obecnością, w głębinach czaił się Mrok. Czuł to Zło i tę Nienawiść. Ale Zuviel pruł fale zwinnie i szybko. Czasem obok burt wyskakiwały latające ryby z błyszczącymi złoto łuskami, czasem nad stateczkiem przeleciały stada ptactwa o szarobrunatnych lub czarnych piórach – krakały złowrogo. Gdy znany Laesai Bhainowi ląd zniknął na wschodzie – samotność stała się przytłaczająca – wokół tylko czarne wzburzone wody.
Sztorm dopadł żeglarza drugiego dnia – fale wznosiły się do samego nieba, potem z hukiem waliły się w otchłań pod spodem. Łódka skakała na grzywaczach, Płomień był przemoknięty, ale Zuviel ani przez chwile nie był bliski zatopieniu – chroniła go magia – runy umieszczone na maszcie i po wewnętrznej stronie burt płonęły jasnym światłem...
Pośród fal pojawiły się macki, kilkanaście na początku, potem więcej – sięgnęły ku zwinnemu Skoczkowi.

"Ogień... Ogień zniszczy wszystko!", szepnął w duchu Biały Płomień.
Czarodziej połączył moc Światła i Ognia i każdą mackę zmierzającą w kierunku swojej łodzi począł wypalać, tak by statek mógł dalej płynąć ku swemu przeznaczeniu.
Pierwszy spleciony czar wywołał burzę białych płomieni, potężna ściana Ognia spopieliła dziesiątki pomniejszych macek, w półmroku widać było gąbczaste ciała potworów… Ale to była zaledwie przygrywka – nad Skoczkiem uniosły się gigantyczne ramiona, od wewnętrznej strony wyposażone w przerażające przyssawki… Monstrualna ośmiornica wzburzyła fale swym ruchem… Zadrgała Magia Mroku –  okolicę, w promieniu wielu metrów zalała aura Ciemności…


Odpowiedź Laesai Bhaina była natychmiastowa. Biały mag uwolnił świetlistą energię, która rozeszła się potężnym pierścieniem wokół niego, a Mrok cofnął się. Gigantyczna ośmiornica wydała z siebie pisk, wywołujący ból w uszach… Czarodziejowi pociemniało przed oczami, to był fizyczny szok, ale Białemu Płomieniowi udało się utrzymać przytomność. Splótł jeszcze jedno zaklęcie – cały pokład i maszt Zuviela zalała jasność– stateczek emanował teraz czystą Domeną Światła.  Stwór Mroku zamłócił mackami, wzbił w powietrze olbrzymie ilości wody. Gdy dziwaczny deszcz spadł, mały shaedański okręt ślizgał się już po falach utrzymując kurs – po ośmiornicy nie było śladu – pierzchła przed potęgą Światła.
Teraz, świecąc magicznym blaskiem łódź wiozła Białego Płomienia do celu, w oddali widać było mroczne stwory, ale nie ważyły się zbliżyć…


Następne kilka dni przeminęły w spokoju – o ile tak można by określić magiczną podróż, poprzez Ciemne Wody. Laesai Bhain starał się odpocząć, pomodlić się, posilić i odprężyć.
Zapalił mały płomień nad dłonią i modlił się do swej bogini, podziękował jej za obecność, za wszystkie dary i za to że nadała cel jego życiu. Prosił o łaski by przezwyciężyć Mrok i dalej głosił jej imię.
Mag nauczył się zaklęcia wypisanego na maszcie Zuviela. Wymagało użycia Światła i Esencji. Raz na kilka godzin, statek pchany niezwykłą mocą przemieszczał się w przestrzeni – podróż stała się szybsza… Magiczne Światło wciąż odstraszało stwory Mroku – Biały Płomień widział w oddali macki, skrzydła, prężące się , pokryte łuską cielska, słyszał mroczną mowę, czuł drgania Czarnej Magii… Ale płynął…
Któregoś dnia ocknął się nad ranem, wszystko dookoła pokrywała mgła, a czerń wód była jeszcze intensywniejsza… Pozostawiony niejako na straży Czar Światła i Esencji powoli rozpraszał się… Czarodziej przetarł oczy – w gęstej mgle słychać było skrzypienie, widać było niewyraźne światełko – jakby pochodni lub latarni… Zewsząd dobiegały szepty…


Biały Płomień delikatnie zwiększył zasięg światła które magicznie osadził na maszcie statku. Zrobiło się jaśniej, kłęby mlecznobiałej mgły zasnuwały okolicę. Pośród szeptów dał się słyszeć dźwięk dzwoneczka, lekki i zwiewny. Nierzeczywisty ale jednak słyszalny.
Przez mgłę przedarła się łódź. Wąska, z wysoko uniesionym, płaskim dziobem, na którym zawieszono latarnię i pęk dzwoneczków. Stał nań, wyprostowany mężczyzna, chudy i niezwykle wysoki. Na głowie nasadzony miał szeroki, słomkowy kapelusz, przykryty zwiewnym całunem… Jego szata miała barwę szarości. Na plecach przytroczony miał długi kij.
Zuviel przepływał tuz obok łodzi. Cisza aż rozsadzała uszy. Drgała magia – Magia Natury, Esencji, Żywiołów. Laesai Bhain stężał. Zastanawiał się. Nieznajomy trwał w bezruchu, by nagle delikatnie skinąć – broda poruszyła mu się w górę i w dół. 
I tyle…

Łodzie minęły się. Biały Płomień rzekł do nieznajomego, używając shaeidańskiego języka:
- Jakaś rada na dalszą podróż, Przyjacielu?
Nieznajomy trwał w ciszy, więc Laesai dodał: - Niech Bogini ma cię w swej opiece.
Mgła pochłonęła łódź, dziwaczne szepty nasiliły się. Brzęknął dzwonek. Z oddali dał się słyszeć niski głos, dziwaczny akcent, ale słowa padły w shaeidańskim:
- Ogień jest początkiem i końcem. A Biel i Czerń to tylko i wyłącznie kolory…
Mgła zgęstniała, plusk łodzi ustał. Szepty ucichły. Biały Płomień zastanowił się… 
W następnej chwili opary zaczęły się rozwiewać, zrobiło się cieplej i jaśniej. Ale nie dniało… Ten blask Laesai znał aż nadto dobrze. Ogień. 
Zuviel wypłynął z mgły – wprost na wody zatoki, przy potężnej, skalistej wyspie. Jeśli kiedykolwiek dane by było czarodziejowi ujrzeć Ognistą Wyspę – tak winna wyglądać. Wystrzelające magmą w niebo wulkany. Dymiące kratery. Skaliste piekło.
„Ogień jest początkiem i końcem? Zaiste. Przybyłem”.

Był u celu.


[koniec epizodu]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz