Sish Keteb, zwany kiedyś także Jeremiaszem lub Zmiennokształtnym ocknął się z kolejnego ataku… Utrata zmysłów była dlań czymś oczywistym, ale za każdym razem Sish żałował straconych chwil – zwłaszcza teraz…
Pamiętał strzępki
wydarzeń, obrazy, dźwięki i zapachy… Zieleń, czerń, smak Magii…
Odnalazł się w grodzie, a właściwie u podnóży głównych
murów…
W jakimś zaułku, wśród sterty śmieci i nieczystości kiełkowało kilka zielonych
drzew, mech porastał kamienne podmurówki, czarna ziemia, charakterystyczna dla
puszczy pokrywała kamienie … Jakby dwa światy połączone były w jednym miejscu…
Czuł, iż gdyby wszedł w zaułek głębiej – trafiłby do Innego
Świata…
ale coś go powstrzymywało… Pamiętał…
Szybko zorientował się, podsłuchując
rozmów na podgrodziu, że jeden dzień dzieli go od uroczystości Ofiarowania –
trojaczki, dwaj chłopcy i dziewczynka, które los prawdopodobnie powiązał z
Sishem, bo pewności nie było, miały
przyjąć nowa wiarę. Trzynastu, wedle słów cezaryjskich kapłanów, posiadało
olbrzymią moc, ale wymagało posłuszeństwa – tutaj Magia i Kapłaństwo mogły
nie znaleźć płaszczyzny porozumienia.
Sish kochał chaos – ale akurat w tym przypadku pojawiło się
dziwaczne uczucie – chyba zaczynało mu zależeć, pojawiła się troska i
niepewność jutra…
Ludzie w grodzie byli przerażeni, mówili o ataku
nie-umarłych i chaosie, walce i potędze magów… Magowie dokądś odeszli, ale
pozostali kapłani i jarl – gotowy na przyjęcie i błogosławieństwa Trzynastu…
Sish zastanowił się. Cóż
miał czynić?
Zajrzał
w głąb siebie i rzekł do swej duszy, w pustkę:
Może w
całym tym chaosie uda mi się znaleźć spokój? Kim jestem? Skąd pochodzę? Jaki
jest cel mojego istnienia? Wszystkie te uczucia i myśli łączą się tylko z
jednym... a nawet z trzema istotami których mógłbym być ojcem! Rozum każe mi
odejść i szukać mocy, siać zamęt dla samej przyjemności... jednak coś się
zmienia... Wiem jedno nigdy nie pozwolę żeby ktoś decydował za mnie, ani za
tych którzy są ze mną połączeni. Chcą mym potomkom odebrać to co czyni mnie tak
wyjątkowym. Zostaje więc jedno... Jam jest Chaos, Pan Zamętu. Ci którzy chcą
mnie lub moje dzieci zniewolić sami staną się świadkami swojej zguby.
Nie mógł
być pewny czy dzieci które widział to te same, które mają zostać
Ofiarowane. Pozostało więc czekanie do samej ceremonii. W tym czasie za pomocą
sztuki Zmian i Dzikiej Magii starał się zaszczepić cząstkę swojej mocy w jak
największej ilości mieszkańców. Odrobinę w każdym, ale każda ta z cząsteczek miała
być uśpiona i czekać na jego wezwanie. Tak
też uczynił…
Próbował
także dowiedzieć się przy okazji jak najwięcej o Bestii która przed
rokiem uratowała miasto, rzekomym wysłanniku Protejusa, bądź nim samym. Po tym
wszystkim skąd mógł wiedzieć, że nie byłem to on sam ? Szaleństwo? Czemu nie, w
końcu to jego specjalność…
Bestię pamiętali wszyscy mieszkańcy grodu, był to potężny,
trollo-podobny stwór, o kamiennej skórze, niezniszczalny… Zabił wielu wendoli,
pokonał szamanów Borjan… Walczył ramię w ramię z białobrodymi krasnoludami, ale
jako jedyny przetrwał, gdy bitwa miała się ku końcowi…
Wizja
błysnęła Sishowi przed oczyma – widział śnieg, krew, słyszał
mowę Gór, krasnoludzkie przekleństwa, widział potężnego mamuta, czuł woń
spalenizny, smak ziemi…
Wieczorem,
w przeddzień ceremonii był w trakcie prac…
Wszyscy
go zostawili, znowu zgubił drużynę, więc było tak jak
zawsze, musiał działać sam.
Z doświadczenia wiedział, że posiada moc,
którą ciężko jest ukryć, więc starał się nie rzucać w oczy kapłanom. Magia Trzynastu była Sishowi obca.
Kapłanów nie ruszał, tak jak i zamkowej służby. Domyślał się również, że ze
względu na ostatnie wydarzenia kapłani stali się czujniejsi, tak jak i straże
na zamku. Jednak ciekawość okazała się silniejsza i Sish odwiedził zamek. Tylko
obserwował, badał, nasłuchiwał... Wtedy
do jego uszu dotarła nowina – jarl pragnął widzieć się z magami na audiencji,
jeszcze wieczorem, przed północą – mieli przybyć z jakiejś druidycznej ostoi…
Na spotkaniu miał pojawić się także młodzieniec, młokos zamieszkujący jarlowe komnaty, wyglądający na
kilkanaście wiosen, pilnowany przez własne straże – profesjonalnych najemników…
Dziwaczna i silna magia emanowała od
młodzieńca…
Spotkanie
było tajne, Sish dowiedział się o nim zupełnie przypadkiem…
Ogarnął go szał – usłyszał wiele, zrozumiał
garść, ale na tyle, by wpaść w szał… Dzieci były najważniejsze… Powziął
decyzję…
W
pamięci pozostały mu tylko ból przemiany, strach, troska o małe, bezbronne
istotki – zrodzone z jego krwi – oraz smak Magii… i ten dziwaczny swąd potęgi
Trzynastu – próbowali go powstrzymać…
„Wara
od mego dziedzictwa, precz – świat to za mało by mnie usidlić, świat to za mało
by spętać me dziecięta”.
Obudził
się w bólu regeneracji tkanek – stracił całe ramię, ale nie śmiał przemieniać
się w ludzka postać – swym potężnym cielskiem, pokrytym futrem, osłaniał przed
chłodem świtu trzy maleństwa, zawinięte w miękkie koce…
Żyły,
oddychały – były z nim. Sish Keteb czuł
szczęście…
Rozejrzał się – spod na wpół przymkniętych powiek dostrzegł
szczegóły otoczenia – górskie zbocze pokrywał szron, w oddali otwierała się
zielona dolina…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz