poniedziałek, 11 listopada 2013

Pan Zmian. Epizod 1: Dziedzictwo /TRWA/

Poprzednie epizody (przeczytaj)

Sish Keteb, zwany kiedyś także Jeremiaszem lub Zmiennokształtnym ocknął się z kolejnego ataku… Utrata zmysłów była dlań czymś oczywistym, ale za każdym razem Sish żałował straconych chwil – zwłaszcza teraz…
Pamiętał strzępki wydarzeń, obrazy, dźwięki i zapachy… Zieleń, czerń, smak Magii…
Odnalazł się w grodzie, a właściwie u podnóży głównych murów… 



W jakimś zaułku, wśród sterty śmieci i nieczystości kiełkowało kilka zielonych drzew, mech porastał kamienne podmurówki, czarna ziemia, charakterystyczna dla puszczy pokrywała kamienie … Jakby dwa światy połączone były w jednym miejscu…
Czuł, iż gdyby wszedł w zaułek głębiej – trafiłby do Innego Świata… ale coś go powstrzymywało… Pamiętał…

Szybko zorientował się, podsłuchując rozmów na podgrodziu, że jeden dzień dzieli go od uroczystości Ofiarowania – trojaczki, dwaj chłopcy i dziewczynka, które los prawdopodobnie powiązał z Sishem, bo pewności nie było, miały przyjąć nowa wiarę. Trzynastu, wedle słów cezaryjskich kapłanów, posiadało olbrzymią moc, ale wymagało posłuszeństwa – tutaj Magia i Kapłaństwo mogły nie znaleźć płaszczyzny porozumienia.
Sish kochał chaos – ale akurat w tym przypadku pojawiło się dziwaczne uczucie – chyba zaczynało mu zależeć, pojawiła się troska i niepewność jutra…

Ludzie w grodzie byli przerażeni, mówili o ataku nie-umarłych i chaosie, walce i potędze magów… Magowie dokądś odeszli, ale pozostali kapłani i jarl – gotowy na przyjęcie i błogosławieństwa Trzynastu…

Sish zastanowił się. Cóż miał czynić?

Zajrzał w głąb siebie i rzekł do swej duszy, w pustkę:

Może w całym tym chaosie uda mi się znaleźć spokój? Kim jestem? Skąd pochodzę? Jaki jest cel mojego istnienia? Wszystkie te uczucia i myśli łączą się tylko z jednym... a nawet z trzema istotami których mógłbym być ojcem! Rozum każe mi odejść i szukać mocy, siać zamęt dla samej przyjemności... jednak coś się zmienia... Wiem jedno nigdy nie pozwolę żeby ktoś decydował za mnie, ani za tych którzy są ze mną połączeni. Chcą mym potomkom odebrać to co czyni mnie tak wyjątkowym. Zostaje więc jedno... Jam jest Chaos, Pan Zamętu. Ci którzy chcą mnie lub moje dzieci zniewolić sami staną się świadkami swojej zguby. 

Nie mógł być pewny czy dzieci które widział to te same, które mają zostać Ofiarowane. Pozostało więc czekanie do samej ceremonii. W tym czasie za pomocą sztuki Zmian i Dzikiej Magii starał się zaszczepić cząstkę swojej mocy w jak największej ilości mieszkańców. Odrobinę w każdym, ale każda ta z cząsteczek miała być uśpiona i czekać na jego wezwanie. Tak też uczynił…

Próbował także dowiedzieć się przy okazji jak najwięcej o Bestii która przed rokiem uratowała miasto, rzekomym wysłanniku Protejusa, bądź nim samym. Po tym wszystkim skąd mógł wiedzieć, że nie byłem to on sam ? Szaleństwo? Czemu nie, w końcu to jego specjalność…  
Bestię pamiętali wszyscy mieszkańcy grodu, był to potężny, trollo-podobny stwór, o kamiennej skórze, niezniszczalny… Zabił wielu wendoli, pokonał szamanów Borjan… Walczył ramię w ramię z białobrodymi krasnoludami, ale jako jedyny przetrwał, gdy bitwa miała się ku końcowi…

Wizja błysnęła Sishowi przed oczyma – widział śnieg, krew, słyszał mowę Gór, krasnoludzkie przekleństwa, widział potężnego mamuta, czuł woń spalenizny, smak ziemi…

Wieczorem, w przeddzień ceremonii był w trakcie prac…
Wszyscy go zostawili, znowu zgubił drużynę, więc było tak jak zawsze, musiał działać sam.

Z doświadczenia wiedział, że posiada moc, którą ciężko jest ukryć, więc starał się nie rzucać w oczy kapłanom. Magia Trzynastu była Sishowi obca. Kapłanów nie ruszał, tak jak i zamkowej służby. Domyślał się również, że ze względu na ostatnie wydarzenia kapłani stali się czujniejsi, tak jak i straże na zamku. Jednak ciekawość okazała się silniejsza i Sish odwiedził zamek. Tylko obserwował, badał, nasłuchiwał... Wtedy do jego uszu dotarła nowina – jarl pragnął widzieć się z magami na audiencji, jeszcze wieczorem, przed północą – mieli przybyć z jakiejś druidycznej ostoi…
Na spotkaniu miał pojawić się także młodzieniec, młokos zamieszkujący jarlowe komnaty, wyglądający na kilkanaście wiosen, pilnowany przez własne straże – profesjonalnych najemników… Dziwaczna i silna magia emanowała od młodzieńca… 
Spotkanie było tajne, Sish dowiedział się o nim zupełnie przypadkiem…

Ogarnął go szał – usłyszał wiele, zrozumiał garść, ale na tyle, by wpaść w szał… Dzieci były najważniejsze… Powziął decyzję…
W pamięci pozostały mu tylko ból przemiany, strach, troska o małe, bezbronne istotki – zrodzone z jego krwi – oraz smak Magii… i ten dziwaczny swąd potęgi Trzynastu – próbowali go powstrzymać…
„Wara od mego dziedzictwa, precz – świat to za mało by mnie usidlić, świat to za mało by spętać me dziecięta”.

Obudził się w bólu regeneracji tkanek – stracił całe ramię, ale nie śmiał przemieniać się w ludzka postać – swym potężnym cielskiem, pokrytym futrem, osłaniał przed chłodem świtu trzy maleństwa, zawinięte w miękkie koce…
Żyły, oddychały – były z nim. Sish Keteb czuł szczęście…

Rozejrzał się – spod na wpół przymkniętych powiek dostrzegł szczegóły otoczenia – górskie zbocze pokrywał szron, w oddali otwierała się zielona dolina…


[c.d.n.]




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz