Ostrza i Czary Epizod 11: Lód we krwi (przeczytaj)
Był trzynasty
dzień piątego miesiąca, poświęconego Protejusowi. Wg. Roczników cesarstwa - rok
3537. Trzynasty rok rządów cesarza Komenusa Vexillosa (zrodzonego pod Czerwonym
Sztandarem). Był to pierwszy dzień nowego życia Terencjusza Antoninusa
Berenosa, syna Antoninusa, nowego pana rodu.
W jednej chwili młody cezaryjczyk stał się jednym z następców tronu, zyskał potężną moc, miano „zabójcy smoka” oraz stracił ojca, wiernych służących, przyjaciół i towarzyszy…
Czyż mogło
być lepiej? Czyż mogło być gorzej?
Nim Terencjusz
na dobre doszedł do siebie, w świątynnej sali, za sprawa magii, pojawili się dwaj
czarodzieje. Podawali się za wysłanników północnego bractwa z wyspy Torrum
Galdra. Zażądali możliwości zbadania świątyni, pożądliwym wzrokiem świdrowali potężne,
martwe cielsko czarnego smoka. Było ich dwoje: nadobna kobieta w tunice i
wilczym futrze i stary mężczyzna o chudej twarzy i długiej brodzie…
Doszło do
walki. Terencjusz został solidnie poparzony, zginął jeden z jego gwardzistów.
Kapłan Denobiusz uzył mocy Trzynastu. Czarodzieje zdecydowali się wycofać…
Wtedy
pojawili się kolejni magowie. Terencjusz na wpół ślepy szykował się do
kolejnego starcia. Okazało się, że przybysze zostali wysłani przez matkę cezaryjskiego
szlachcica. Zawarli z nią umowę, za solidna sumę mieli strzec bezpieczeństwa
rodu Berenosa…
Tak tez się stało…
Terencjusz,
dwaj ocaleli gwardziści, kapłan Denobiusz i łucznik Vitko Prabal mieli zostac
przetransportowani do Konstanzy, razem z magicznymi przedmiotami znajdującymi
się w świątyni, zwłokami czarnego smoka i shaeidańskimi lancami, którymi smok
został dobity.
Magowie
przedstawili się jako służący organizacji o nazwie Całun, zapewniali o swej
wierności, obiecywali pomoc i współpracę… Terencjusz był podejrzliwy ale
odetchnął z ulgą… Jego obrażenia zostały w ciągu kilku dni wyleczone. Samo
magiczne przenoszenie smoka miało zostać solidnie przygotowane – oto powracał „zabójca
smoka”, tak legendy stawały się rzeczywistością…
Na czas
powrotu wybrano ostatni dzień Protejusa. Po nim nastepował pierwszy dzień
poświęcony Soaresowi, była to chwila idealna. Wojownik, którego patronem był
Protejus przybywał tuż przed rozpoczęciem się czasu poświęconego słońcu –
patronowi walki z Mrokiem. A ten Mrok symbolizował bez wątpienia czarny smok.
To miała być wielka chwila. Wszystko psuła tylko perspektywa zalezności od
tajemniczej czarodziejskiej organizacji…
Cóż, wzdychał Terencjusz. Takie czasy.
Szesnaście
długich dni trwały przygotowania. W sali przedwiecznej świątyni zaroiło się od
czarodziejskich sług, od specjalistów różnej maści.
Byli tacy,
którzy uleczyli twarz Terencjusza, pozostawiając, na jego prośbę, delikatną
bliznę – ślad po, jak miało się mówić „ataku smoka”.
Część
przybyłych pomagała pakować zgromadzone przez oszalałego Antoninusa archiwum.
Inni, pod okiem najbardziej doświadczonych czarodziejów przygotowali czar – tak
zwaną Tęczę – bezpieczny pomost między dwoma odległymi miejscami. Ot tak nie
dało się przecież przenieść magicznie artefaktów (shaeidańskich lanc), nie
mówiąc już o potężnym cielsku smoka, potrzebny był niezwykle stabilny,
specyficzny czar.
W samej Konstanzie
także nie próżnowano, jak wspominali łącznicy, co rusz przechodzący przez
portale między dwoma miejscami. Tam pracowano nad czarami, które w dyskretny
sposób miały wpłynąć na warunki atmosferyczne. Wszystko po to, by „przybycie
zabójcy smoka” wyglądało jak najokazalej.
Wysłannicy
magów, odziani w szare uniformy, uzbrojeni w różnoraką broń młodzieńcy o zasłoniętych
twarzach, spenetrowali także wnętrze i podziemia świątyni. Po dawnych
niewolnikach nie było śladu – pierzchli, zostawiając tylko nieliczne trupy,
swoich ludzi i Borjan. Doszło do walki z wendolami. Było ich sporo, więc ludzie
Całunu wycofali się i zabarykadowali kamieniem i magią dostęp do sali ze
smokiem.
W
międzyczasie przeprowadzono staranny pochówek Antoninusa Gedy Berenosa. Spalono
jego ciało, prochy w urnie pochowano w specjalnie przygotowanym grobowcu, na
zboczu Skorstena.
W dziesiątym
dniu przygotowań do Terencjusza podszedł Rudigar
Toft, jeden z wysoko postawionych magów, ten z którym od początku rozmawiał
szlachcic. Zdał mu relację z poczynionych kroków, spytał o archiwum i wendoli…
Terencjusz
był markotny. Cieszył się z przyszłych wydarzeń… ale nie ufał swoim „wybawcom”,
wiedział, że ukradkiem badają smoka, wykonują kopie dokumentów Antoninusa,
węszą i knują…
Wendoli, Antoninus
postanowił nie ruszać, pozwolił sprawom biec własnym torem. Archiwum zapakowano
i przesłano potajemnie z Magowska eskortą do jednej z rezydencji matki
Antoninusa – Luciji Berenos, z domu Pictoriana. Terencjusz wiele myślał o swej
rodzicielce, przypominał sobie tę młoda kobietę, burzę rudych włosów i smukła
sylwetkę – gdy go urodziła miała niespełna szesnaście lat – więc teraz
dobiegała ledwie czterdziestki. Była wyniosła i piękna, silna i waleczna –
tylko ona mu została…
Tak minęły
kolejne dni- na przygotowaniach. Na planowaniu scenariuszy „triumfu”. Wszystko
było gotowe – czar zwany Tęczą wypełniał środek pomieszczenia, pogoda,
pogłoski, legendy – wszystko… Ludzie zgromadzeni na największym placu
Konstanzu, nieopodal Wielkiej Świątyni Trzynastu widoczni byli jak na dłoni –
oni także spoglądając „poprzez” Czar – widzieli wnętrze świątyni na zboczu
Skorstena. Dwa światy w krótkiej chwili połączyły się ze sobą.
Tego dnia,
trzydziestego dnia miesiąca Protejusa, w dniu Wojownika, Terencjusz przekonał
się, co dzieje się gdy „czarodzieje rzucają kośćmi”.
Jedna ze
ścian świątyni rozpadła się. Potężny tytan, istota wielka na tyle, że głową
sięgała stropu wdarła się do wnętrza, zadrgała magia, magowie Całunu wrzeszczeli,
klęli – byli zaskoczeni. Tytan zbudowany był z żelaza, energii, emanował mocą
żywiołów… Otaczała go aura ochronna. Pierwszym ciosem zmiażdżył trzech ludzi
Całunu – pozostała po nich krwawa miazga… Przez otwór w ścianie zaczęli przedostawać
się do środka odziani na czarno i szaro napastnicy-czarodzieje. Powietrze
wypełniła Magia… Rozgorzała bitwa. Bitwa
magów…
Vitko Prabal
i Denobiusz, oraz dwaj gwardziści stanęli obok Terencjusza…
Czekali na
rozkazy, polecenia.
[koniec prologu]
Terencjusz
rozejrzał się bacznie, wiedział, że nim Czar osiągnie swój odpowiedni moment,
przejście przezeń byłoby samobójstwem. Postanowił więc walczyć. Dobył miecza i
rzucił się szaleńczo, krzycząc, prosto na Tytana. Ciął zamaszyście, umiejętnie przeorał
uniesioną stopę gigantycznego stwora i znalazł się za jego plecami. Trzasnęło
wyładowanie magicznej energii, ale Tytan pozostawał niewzruszony. Nawet nie
zwolnił, rozdeptał jednego z magów Całunu.
Po tym pochylił się, ukląkł. Rycerz spojrzał na wygięte plecy stwora.
Obok stanął jeden gwardzistów i Vitko Prabal, szyjący z łuku, raz za razem.
Tytan sięgnął dłonią w stronę zwłok czarnego smoka.
Cała sala
wypełniona była dziesiątkami walczących magów, powietrze wypełniały czary i
zaklęcia, błyski, grzmoty, wyładowania energii, wybuchy ognia.
Terencjusz
skoczył i począł wspinać się po nodze giganta, kierując się w stronę jego
głowy. Skakał z kawałka na kawałek, odbijał się od pogiętych kawałków żelaza,
połączonych niewidzialną energią. W międzyczasie rycerz ciął i kłuł ciało
potwora – bez skutku, piął się więc w górę, parł. W dole widział łucznika,
który dopadł kolejnego maga, unikając błękitnej błyskawicy. Obok gwardzista
domu Berenosa, jeden z dwójki ocalałych zgiął się wpół, w konwulsjach zadrżał
na posadzce.
Terencjusz piął
się. Obok przeleciała jakaś skrzydlata bestia dosiadana przez maga w szarej
szacie, z szyją owiniętą szalem i paciorkami. W dole pojawiły się wywołańce -
olbrzymie wilki ze stalowymi pazurami, trwała bitwa czarodziei. W powietrzu też
walczono - kilku magów unosiło się, kilku latało na czymś co przypominało
dywany, kilku dosiadało latających bestii.
Trzaskały
pioruny, buchał żar od ognistych kul.
Terencjusz lazł w górę, z kawałka metalu
na kawałek, ku głowie Tytana. Wokół umierali magowie.
Rycerz znalazł się na
szyi potwora, wtedy ten zaczął się unosić, kopuła świątyni szybko i
niebezpiecznie zbliżała się. Terencjusz ujął miecz w dwie ręce.
Wbił go, powoli, starannie... Trzasnęło wyładowanie energii , wtedy rycerz
dostrzegł - w dłoniach, gigant złączył
je, trzymał cielsko czarnego smoka.
Wtedy Terencjusz poczuł narastającą moc, moc Trzynastu, dochodzącą spod
stóp Tytana. Wewnątrz głowy rycerz słyszał słowa wypowiadane przez kapłana – Denobiusza.
Była to staro-cezaryjska modlitwa
skierowana do Albusa, patrona Światła, później prośby kierowane były już do
wszystkich spośród Trzynastu.
Terencjusz rozpoczął szybki i ryzykowny bieg, po
ramieniu potwora, prosto do zwłok smoka. Gdy rycerz znajdował się w pobliżu
łokcia, tuż obok przemknął mag na dywanie, jakiś kawałek przypalonej kończyny
uderzył obok rycerskiego buta, chlapnęła krew.
Modlitwa wewnątrz umysłu narastała, Terencjusz znalazł się na nadgarstku –
skoczył i złapał się czarnych łusek. Był na grzbiecie smoka, dźwiganego przez
Tytana. Do słyszanego umysłowo kapłańskiego głosu dołączyły dziesiątki innych –
magowie klęli, płakali, byli przerażeni, planowali drogi ucieczki…
W dole stał Denobiusz… Pogrążonego w modlitwie kapłana dosięgła stopa
Tytana, człowiek został zmiażdżony jak insekt.
Modlitwa nie przerwała się jednak, a Terencjusz także zaniósł prośby do
Protejusa: „O zemstę, o pomszczenie
Denobiusza”.
Noga giganta została
rozerwana, jakby od wewnątrz, pośrodku pustki stał Denobiusz, nienaruszony,
zdrów i silny swą wiarą. Tytan pozbawiony kończyny zaczął się chwiać, góra sali,
całe sklepienie, przestały istnieć, z nieboskłonu został sprowadzony promień,
mieniący się wszelakimi możliwymi kolorami – jego koniec łączył się z postacią
Denobiusza…
Kapłan uniósł się nad ziemię, kolory poczęły ogarniać całe pomieszczenie,
Denobiusz modlił się coraz żarliwiej, magowie pierzchali czym prędzej…
Terencjusz słyszał myśli: „To zdarzyło się po raz pierwszy od dawien dawna. To
Moc Trzynastu sprowadzona wprost na Kontynent. Niebywałe. Biada nam.”
Wtedy właśnie wielu magów zaczęło konać w męczarniach, ich ciała
poczerniały, wyschły na wiór. Tytan stracił równowagę, otworzył dłonie –
Terencjusz poszybował na grzbiecie smoka prosto w dół – ku posadzce. Dookoła
zawirował śnieg, całe jego mnóstwo – zawieja, może i burza. Gigant rozpadł się
na drobne metalowe cząstki, wirujące naokoło. „Chciałem śniegu”, przypomniał
sobie rycerz. Korpus smoka uderzył o ziemię, Terencjusz trzasnął głową o łuski.
Na moment ogarnęła go ciemność.
Zbudził się z
twarzą na zimnej smoczej łusce... W ręce trzymał rękojeść miecza... obok
spoczywała jedna z lanc... Krew smoka wypływała spod niego... Było niezwykle
ciepło
słońce grzało...
Promień z niebios powoli się rozpraszał... Świat tonął w wielokolorowych
motylach…
Dookoła gęstniał wielokolorowy tłum: żołnierze gwardii, kapłani, kupcy,
żacy i wielu innych.
Dał się słyszeć
czysty dźwięk dzwonu... Terencjusz znał ten ton - to wielki dzwon , a więc
Konstanza! Rycerz powoli uniósł się na kolana, potem na nogi, wyrzucił
uzbrojoną w miecz dłoń w powietrze i wrzasnął, stojąc na grzbiecie smoka: „Za Protejusa, za Trzynastu, za
Denobiusza!!!”…
Tłum trwał
przez jakiś czas w ciszy. W końcu ktoś krzyknął, inny mu zawtórował, posypały
się liczne słowa – ciżba zaczęła wiwatować. Oto Biały Rycerz, pokonał czarnego
smoka, odegnał złe czary, przywrócił spokój… Chwała Mu!
Tymczasem Terencjusz
zadumał się. Modlitwa Denobiusza umilkła. Wewnątrz umysłu rycerza odezwał się
nieznany, potężny głos, w obcym języku, po chwili i on umilkł.
Terencjusza dobiegło bicie w dzwony, granie trąb. Całe miasto wyległo na ulice…
Spomiędzy
ciżby wygramolili się rycerze w lśniących zbrojach, ubrani w płaszcze o różnych
barwach. Chorągwie, którymi powiewali ich przyboczni, pełne były cesarskich
znaków. Rycerze otoczyli Terencjusza
murem tarcz, złożyli mu pokłon, z przejęciem obserwując cielsko smoka. Kilku nieśmiało
dotknęło czarnych łusek, kręcąc głowami…
Wystąpił
jeden z szlachetnie urodzonych, raz jeszcze złożył pokłon i krzyknął do
Terencjusza:
- Bądź pozdrowiony, zabójco smoka! Kim
jesteś, skąd do nas przybywasz, jak brzmi twe przesłanie? Pytam ja, Tibullus z
rodu Sallanadora, cesarski kawaler, wyraziciel jego woli, jego dłoń, ucho i noga.
Niechby władał jak najdłużej!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz