czwartek, 3 kwietnia 2014

Aaron Samet Epizod 5: Władca losu /ZAKOŃCZONY/

Poprzednie epizody (przeczytaj)

Aaron ani drgnął, zaczął lekko unosić ręce, w poddańczym geście, nim jednak to uczynił, na jego grzbiet zwalił się świat. Tak przynajmniej to odczuł. Potężna masa wydusiła mu oddech z płuc, pozbawiła sił. Nie był zdolny poruszyć się. Dookoła drgała magia… Unosiła się, wirowała, przepełniała przestrzeń.
Młody mag mógł tylko patrzeć. 




Widział, jak dwóch czarodziejów dokonuje szybkiej i sprawnej akcji ratunkowej, acz niewiadomej w skutkach, bo rozcięte gardło Gogola krwawiło obficie. Używali eliksirów i magicznych zaklęć. W końcu, przeciągnęli ciało w bok, a że Aaron nie był w stanie poruszyć głową domyślił się, iż blask emanujący spoza krawędzi widzenia oznaczał magiczny portal.
Po chwili, mag który zawczasu unieruchomił Aarona, zdjął zaklęcie. Błysnęło. Światło znikło, a magia rozproszyła się. Aaron odzyskał czucie w kończynach.
Młody mag został sam. Dniało, pierwsze znamiona świtu nieśmiało zalewały dno wąwozu.


Z trudem zebrał się do marszu. Kręcił głową starając się odegnać omamy. Widział potrójnie. Wspierał się o kamienną ścianę, szedł w górę wąwozu. Droga zabrała mu kilka godzin. Snuł się raczej, niż maszerował. Czar, któremu został poddany odciskał piętno na ciele Aarona. Wyzuł go z sił. Wiatr wzbierał na sile, im czarodziej był wyżej tym wicher kąsał mocniej. Ostatnią część trasy przebył pełznąc od zasłony do zasłony.
Dostrzegł kamienne wzgórze, zabudowane z lekka zniszczoną świątynią lub czymś na kształt religijnej budowli… Kopuła wpierała się na kamiennych kolumnach…
Dotarł do niej pod wieczór… Zmęczony, majaczący, chory… Resztkami sił ukrył się za kamiennym murem, wykonanym z jasnego, gładkiego materiału.
Aarona ogarniał sen…

Przezwyciężył zmęczenie. Zacisnął szczęki. Wychylił się zza zasłony. Widział wnętrze budowli, nieckę z trzema postumentami. Na jednym z nich lśniła kula - zielonym, hipnotyzującym blaskiem. Barwiła otoczenie… Przywoływała… Szeptała w nieznanych językach.

Aaron zbliżył się. Próbował wszystkich znanych sobie sposobów, by pojąc naturę kuli, by przewidzieć wszystkie możliwe zdarzenia i okoliczności.
Kula szeptała: 
"Masz Trzy Wybory, Trzy Przyzwania. Jeden jest Twój. Pozostałe dwa Twych Towarzyszy”.
Młody mag poprosił o swoje „Przyzwanie”. Usłyszał odpowiedź:
"Wybieraj". A przed oczyma duszy nieznany głos czytał mu nazwy: Traktat z Kamienia Burz”, „Napar z Gniewu bogów Imperium”,  „Rajska Kula Potępionych Skrybów”. Nadszedł moment wyboru. Podświadomość krzyczała: 
"Pamiętaj jak zwie się przedmiot z którym rozmawiasz i paktujesz... Pamiętaj Aaronie!"

Wybrał „Kulę”. „Rajską Kulę Potępionych Skrybów”.

Nieznana siła szarpnęła nim, a ręce przytknęła mu do zielonkawej Kuli Oszukańczego Przyzwania. Stracił zmysły, by zaraz je odzyskać. Widział pełniej, dokładniej, inaczej…

Wizje zagnieździły się w jego umyśle, ale nie zdołał ich odczytać. Powoli sączyły się do jego jaźni, obraz za obrazem… Jak koszmary, sny na jawie.
Kilku rzeczy był pewien. Kula śmiała się doń. Złorzeczyła mu i wyśmiewała go zarazem. Kula Oszukańczego Przyzwania. Ale na końcu przyznała mu rację… Pogratulowała.

„Wielu przed Tobą, młodziaku, próbowało mnie >pokonać<. Myśleli, że skoro zwą mnie Oszukańczą, można pokonać mnie poprzez mą naturę. Chaos chaosem zwalczaj. Myśleli. I to ich gubiło. Przedstawiałam im wizje – kilka wyborów, więc próbowali mnie zwieść. Chcieli miecza, więc wybierali kostur – bym oszukańczo podarowała im ów miecz. Przeklęci. Jakaż jest największa forma oszustwa? Dać, Wam ludziom, prawdę. To czego pożądasz zawsze jest na wyciągnięcie ręki, ale strach włada Waszym gatunkiem. Przewidywano mi, że pokonają mnie tylko ignoranci, skończeni, nieświadomi świata głupcy lub wizjonerzy. Nie wiem którym z nich jesteś, ale daję ci to czego chcesz - Rajską Kulę Potępionych Skrybów”.

Obudził się w łożu, pośród szorstkich, białych płócien, pod kocami. Strop wyglądał jak wykuty w skale. Światło zapewniały tylko magiczne kule i dziwaczne fluorescencyjne rośliny, pokrywające ściany niczym bluszcz. Było zimno. Sucho.

Na jego przebudzenie oczekiwał siedzący na zydlu Velimir Ramzatow z Burluku. Mruknął niskim głosem:


„- Aaronie Samet, synu Ahaba z rodu Czerwonych Złotodzierżców – pytaj!”…


Młody czarodziej odezwał się, cichym głosem, wyraźnie zmęczony i wyczerpany:

„ - "Jak się tu znalazłem? Co tak naprawdę otrzymałem od Kuli?". 

- Hmm, ciekawe. Więc zakładam, ze wiesz gdzie się znajdujemy… - Ramzatow wyglądał na rozbawionego. – Nie zamierzam jednak skupiać się na rzeczach nieistotnych, czarodzieje potrafią dokonywać przemieszczeń w przestrzeni na różnorakie sposoby… Ale, drugie pytanie jest ciekawe, i wiele nam mówi o tobie, prawie tak dużo jak twe czyny… Otrzymałeś żądany przedmiot - Rajską Kulę Potępionych Skrybów… Jako jeden z niewielu adeptów, udało ci się nie zostać oszukanym… Artefakt jest twój, odbierzesz go za rok, kiedy ukończysz swoje szkolenie i będziesz opuszczał mury Burzowej Akademii.

Opiekun spojrzał na ucznia pytająco…

Tamtej nocy rozmawiali po raz ostatni. Velimir Ramzatow z Burluku nigdy więcej nie zaszczycił swą obecnością swojego ucznia. Bo, tak po prawdzie, Aaron przestał nim być. Wyjaśniono mu, ze zapadła decyzja. Przez następny rok kontynuować miał naukę, ale w podziemiach pod Akademią – z innymi niż do tej pory adeptami, a z czasem samotnie. Jego nowym nauczycielem, przewodnikiem i mistrzem został ciemnoskóry niemowa – Ebenezer Sangare – jeden z najwybitniejszych, jak się okazało, mandjich w Burzowej Akademii. Aaron, przez rok, mógł wysłać do rodziny trzy wiadomości za pomocą magicznej kuli – nie wolno mu było opuścić podziemi, bez zerwania szkoleń…

Aaron poprosił o badanie – chciał wiedzieć czy wewnątrz swojego Źródła posiada Magię Esencji. Rytuał został wykonany. Raz na zawsze dowiedział się, ze upragniona Domena nie jest mu pisana… Któryś z magów powiedział mu: „Potężni mandji nie rozpraszają się Szarą Magią, wystarczy im potęga Umysłu”…

Nikt nie wracał do wydarzeń spod Burzowej Czatowni, Aaron otrzymał tylko informację, że jego misja powidła się i że wygrał. Zastanawiał się, czy podziemia są nagroda czy karą. Uczył się tego co chciał, poznawał powoli tajniki Magii Mroku – przekleństwa i sztukę bólu… Którejś nocy do jego komnaty wtargnął człowiek w czerni – łysy, wytatuowany chudzielec o bladej skórze. Pojawił się i obudził Aarona. Zadał mu pytanie:

- Co wydarzyło się podczas waszej misji? Co stało się z Gregiem, co przydarzyło się Gogolowi? Opowiedz…

Aaron odparł:
- Jakim prawem wdzierasz się do mojej komnaty w środku nocy? Kim jesteś i po co Ci informacje na temat tamtej misji?

Chudzielec wykonał leniwy, prawie niedostrzegalny gest. Młodemu czarodziejowi pociemniało przed oczami, przez ciało przetoczyła mu się fala bólu, pod powiekami zobaczył obrazy z koszmarów – widział swych rodziców poniżanych przez straszliwe, niby-demoniczne istoty, widział siebie żebrującego o życie – gdzieś w lochach, czuł przypalaną skórę… Horror… Nie wiedział ile czasu minęło, budził się kilkakrotnie, łkając z bólu i przerażenia…

Ocknął się słaby, obolały, zziębnięty, w swojej komnacie, w brudnej pościeli, pełnej moczu, krwi i wymiocin, także odchodów. Półprzytomnie, usłyszał słowa:

- Ucz się grzeczności, pokory, ucz się oblicz strachu i przyzwyczajaj się do sztuki bólu. To może stać się twym drugim domem. Byłem dla ciebie łaskawy. Może więc teraz, po kilku dniach, zdołasz odpowiedzieć na proste pytanie?  Co wydarzyło się podczas waszej misji? Co stało się z Gregiem, co przydarzyło się Gogolowi? Opowiedz…

Aaron odezwał się cichym głosem:

- Podał mi się na talerzu. Zaufał mi, nie znając mnie ani trochę. Jak mówi stara pieśń "Nie kładź swego życia w cudze ręce, są oni zobowiązani, by Ci je odebrać". Więc mu je odebrałem.

Chudzielec zastanowił się i odrzekł:
- Nie raz jeszcze złożę Ci wizytę, młodzieńcze. Dokonałeś wyboru - Mrok Cie przygarnie.
Masz wiele do nauczenia się. Wiele do zyskania. Bądź pokorny, a na końcu służyć będziesz musiał jedynie przed czysta potęga Mroku, przed nikim więcej.

Oddalił się, skrzypnęły za nim drzwi. Aaron został sam, brudny, obolały, zziębnięty... Zapadł w niespokojny sen…

Coś przerwało odpoczynek Aarona. W komnacie pojawiły się postacie. Czarnoskóry Ebenezer Sangare i cztery kobiety w aksamitnych tunikach, z odsłoniętymi ramionami.
Mistrz odezwał się wewnątrz umysłu ucznia:

- Wiem, ze Umysł jest istotniejszy niż Ciało. Ale i to Ciało stanowi dla umysłu tymczasowy dom. Pozwól by niewolnice obmyły cię, natarły wonnymi olejkami i dały ci przyjemność...
Później wymienimy myśli. Jest tego sporo - masz wiele do zrobienia, wiele decyzji do podjęcia...

Aaron wydął usta i pomyślał: Umiem umyć się sam, a jeśli zechcę kobiety to jej sobie poszukam. Podziękował za ofertę. Na głos dodał:

- Daj mi chwilę na podstawowe czynności i możemy zacząć. 

Sangare przytaknął, odesłał dziewki. Aaron doprowadził się do porządku, trwało to chwilę. Później zaczął słuchać…

- Na wstępie, wiedz, że nie zamierzam cie mamić i oszukiwać, próbując przedstawiać samego siebie jako twego przyjaciela. Ciemnoskóry mag mówił do Aarona wewnątrz głowy. Jestem jedynie twym nauczycielem, gdyż ważni ludzie w Burzowej Akademii pokładają w tobie pewne nadzieje, wiążą z tobą swe plany…  Nie powiem ci jakie to plany, gdyż zwyczajnie nie interesują mnie one – pragnę przygotować cie jak najlepiej i zadanie to wykonam… Jest jedna kwestia, nad która chce się pochylić. To kwestia wyboru drogi. Możesz szkolić się na genialnego mandjiego – masz predyspozycje, bezwzględność i głód władzy nad innymi. Ale i Mrok wyciąga po ciebie swe dłonie, człowiek, który cie odwiedził i doprowadził do stanu w jakim teraz jesteś może to robić ale nie musi. To twój wybór. Jeśli pragniesz szkolić się zarówno jako Władca Umysłu jak i jako czarnoksiężnik – może tak być – nie będę w to ingerował. Jeśli jednak chcesz skupić się tylko na Umyśle – następnym razem, gdy tu przyjdzie – ten chudzielec – zgładzę go i będziesz miał spokój. To będzie sygnał że podjąłeś decyzję… W Burzowej Akademii istnieje pełna wolność…
Usuwając drogę Mroku podejmiesz decyzję, ucząc się obu dróg – także. Jak będzie?


Odpowiedź Aarona Sameta była klarowna:

- Interesuje mnie tylko moc i wiedza. Nie zrezygnuję z nowo otwartej ścieżki Mroku. Nie zamierzam również zaniedbywać swych zdolności mandji. Zostanę zarówno najpotężniejszym mandji, jak i czarnoksiężnikiem. A jeśli moje źródło na to pozwoli, opanuję każdą dostępną mi sztukę i stanę się najpotężniejszym magiem, jaki stąpał po tej ziemi. 

Tak tez się stało. Ebenezer Sangare uczył młodego maga sztuki Umysłu, chudzielec przedstawiający się jako Corvinellos otwierał przed Aaronem fascynujący świat Czarnej Magii. Studia pochłonęły adepta tak silnie, iż sam nie zdawał sobie sprawy, jak szybko biegnie czas. Ostatni rok zakończył się niespodziewanie.

Ceremoniał ukończenia nauki nie był wyszukany, w podziemnej komnacie obecni byli Sangare, Corvinellos i przedstawiciel Yukk Meklisi – czarodziej o imieniu Kiran, zwany Smutnym. Aaron Samet przywdział na ceremonię szatę w kolorze czerni… Wręczono mu nagrodę, którą zdobył rok wcześniej Rajską Kulę Potępionych Skrybów, medalion z wygrawerowanym symbolem Akademii oraz jeden z przedmiotów, które rozłożono przed nim – musiał dokonać wyboru. Kiran przemówił, nie zabrzmiały jednak żadne słowa gratulacji, nie było patosu, brakowało otuchy lub nadziei na przyszłość. Członek Rady powiedział tylko kilka słów:

- Nauka nie kończy się nigdy, Magia nie posiada ograniczeń. Skup się na wnętrzu – zostaniesz Władcą!

Aaron spojrzał na przedmioty: źdźbło trawy, rąbek szarego materiału, poplamiony kolorowymi farbami pergamin, drugi medalion Burzowej Akademii, ogniwo z łańcucha, garść fajkowego ziela, inny fragment materiału- bardzo delikatny, prawie przezroczysty, kielich pełen prawdziwego śniegu… Jeden z nich mógł zabrać… Zastanowił się…

Wybrał garść fajkowego ziela.

I skończyło się, a właściwie rozpoczęło – wychodząc z sal, tuneli, komnat Burzowej Akademii rozmawiał jeszcze dzieląc się myślami z obydwoma swoimi nauczycielami. Z tej mozaiki obrazów, wizji i przemyśleń Aaron uformował w swojej głowie kilka kierunków.


Samotne życie na własny rachunek, gdzieś z dala od znanych miejsc. Powrót do rodzinnego domu – do wygód i luksusów. Poszukiwanie mistrza by uczyć się dalej. Praca zlecona przez sama Burzową Akademię. Służba u jakiegoś znaczącego władcy (jako nadworny czarodziej) – po tej południowej lub po północnej stronie Żelaznych Gór. Długi czas „nicnierobienia” – po prostu medytacja. Rejs swym rodzinnym statkiem po Cierpkim Morzu. Tyle możliwości. Na końcu jeszcze jedna – wspomniał o niej zarówno Sangare, jak i Corvinellos – służba dla Całunu – niebezpieczna ale intrygująca – dająca zapowiedź potęgi… cóż miał zrobić?


[koniec epizodu]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz