Aaron ani drgnął, zaczął
lekko unosić ręce, w
poddańczym geście, nim jednak to uczynił, na jego grzbiet zwalił się świat. Tak
przynajmniej to odczuł. Potężna masa wydusiła mu oddech z płuc, pozbawiła sił.
Nie był zdolny poruszyć się. Dookoła drgała magia… Unosiła się, wirowała,
przepełniała przestrzeń.
Młody
mag mógł tylko patrzeć.
Widział, jak dwóch czarodziejów dokonuje szybkiej i
sprawnej akcji ratunkowej, acz niewiadomej w skutkach, bo rozcięte gardło
Gogola krwawiło obficie. Używali eliksirów i magicznych zaklęć. W końcu,
przeciągnęli ciało w bok, a że Aaron nie był w stanie poruszyć głową domyślił się,
iż blask emanujący spoza krawędzi widzenia oznaczał magiczny portal.
Po
chwili, mag który zawczasu unieruchomił Aarona, zdjął zaklęcie. Błysnęło.
Światło znikło, a magia rozproszyła się. Aaron odzyskał czucie w kończynach.
Młody
mag został sam. Dniało, pierwsze znamiona świtu nieśmiało zalewały dno wąwozu.
Z trudem zebrał się do
marszu. Kręcił głową
starając się odegnać omamy. Widział potrójnie. Wspierał się o kamienną ścianę,
szedł w górę wąwozu. Droga zabrała mu kilka godzin. Snuł się raczej, niż
maszerował. Czar, któremu został poddany odciskał piętno na ciele Aarona. Wyzuł
go z sił. Wiatr wzbierał na sile, im czarodziej był wyżej tym wicher kąsał
mocniej. Ostatnią część trasy przebył pełznąc od zasłony do zasłony.
Dostrzegł
kamienne wzgórze, zabudowane z lekka zniszczoną świątynią lub czymś na kształt
religijnej budowli… Kopuła wpierała się na kamiennych kolumnach…
Dotarł
do niej pod wieczór… Zmęczony, majaczący, chory… Resztkami sił ukrył się za
kamiennym murem, wykonanym z jasnego, gładkiego materiału.
Aarona
ogarniał sen…
Przezwyciężył zmęczenie. Zacisnął szczęki. Wychylił się zza
zasłony. Widział wnętrze budowli, nieckę z trzema postumentami. Na jednym z
nich lśniła kula - zielonym, hipnotyzującym blaskiem. Barwiła otoczenie…
Przywoływała… Szeptała w nieznanych językach.
Aaron
zbliżył się. Próbował wszystkich znanych sobie sposobów, by pojąc naturę kuli,
by przewidzieć wszystkie możliwe zdarzenia i okoliczności.
Kula szeptała:
"Masz Trzy Wybory, Trzy Przyzwania. Jeden
jest Twój. Pozostałe dwa Twych Towarzyszy”.
Młody mag poprosił o swoje „Przyzwanie”. Usłyszał odpowiedź:
"Wybieraj". A przed oczyma duszy nieznany głos
czytał mu nazwy:
„Traktat z Kamienia Burz”, „Napar z Gniewu bogów Imperium”, „Rajska
Kula Potępionych Skrybów”. Nadszedł moment wyboru. Podświadomość krzyczała:
"Pamiętaj
jak zwie się przedmiot z którym rozmawiasz i paktujesz... Pamiętaj
Aaronie!"
Wybrał
„Kulę”.
„Rajską Kulę Potępionych
Skrybów”.
Nieznana
siła szarpnęła nim, a ręce przytknęła mu do zielonkawej Kuli Oszukańczego
Przyzwania. Stracił zmysły, by zaraz je odzyskać. Widział pełniej, dokładniej,
inaczej…
Wizje
zagnieździły się w jego umyśle, ale nie zdołał ich odczytać. Powoli sączyły się
do jego jaźni, obraz za obrazem… Jak koszmary, sny na jawie.
Kilku
rzeczy był pewien. Kula śmiała się doń. Złorzeczyła mu i wyśmiewała go zarazem.
Kula Oszukańczego Przyzwania. Ale na końcu przyznała mu rację… Pogratulowała.
„Wielu przed Tobą,
młodziaku, próbowało mnie >pokonać<. Myśleli, że skoro zwą mnie
Oszukańczą, można pokonać mnie poprzez mą naturę. Chaos chaosem zwalczaj.
Myśleli. I to ich gubiło. Przedstawiałam im wizje – kilka wyborów, więc
próbowali mnie zwieść. Chcieli miecza, więc wybierali kostur – bym oszukańczo
podarowała im ów miecz. Przeklęci. Jakaż jest największa forma oszustwa? Dać, Wam
ludziom, prawdę. To czego pożądasz zawsze jest na wyciągnięcie ręki, ale strach
włada Waszym gatunkiem. Przewidywano mi, że pokonają mnie tylko ignoranci,
skończeni, nieświadomi świata głupcy lub wizjonerzy. Nie wiem którym z nich
jesteś, ale daję ci to czego chcesz - Rajską Kulę Potępionych Skrybów”.
Obudził
się w łożu, pośród szorstkich, białych płócien, pod kocami. Strop wyglądał jak wykuty
w skale. Światło zapewniały tylko magiczne kule i dziwaczne fluorescencyjne rośliny,
pokrywające ściany niczym bluszcz. Było zimno. Sucho.
Na
jego przebudzenie oczekiwał siedzący na zydlu Velimir Ramzatow z Burluku. Mruknął niskim głosem:
„- Aaronie Samet, synu
Ahaba z rodu Czerwonych Złotodzierżców – pytaj!”…
Młody czarodziej odezwał
się, cichym głosem,
wyraźnie zmęczony i wyczerpany:
„ - "Jak się tu znalazłem? Co tak
naprawdę otrzymałem od Kuli?".
- Hmm, ciekawe. Więc
zakładam, ze wiesz gdzie się znajdujemy… - Ramzatow wyglądał na rozbawionego. – Nie zamierzam jednak skupiać się na rzeczach nieistotnych,
czarodzieje potrafią dokonywać przemieszczeń w przestrzeni na różnorakie
sposoby… Ale, drugie pytanie jest ciekawe, i wiele nam mówi o tobie, prawie tak
dużo jak twe czyny… Otrzymałeś żądany przedmiot - Rajską Kulę Potępionych
Skrybów… Jako jeden z niewielu adeptów, udało ci się nie zostać oszukanym… Artefakt
jest twój, odbierzesz go za rok, kiedy ukończysz swoje szkolenie i będziesz
opuszczał mury Burzowej Akademii.
Opiekun
spojrzał na ucznia pytająco…
Tamtej nocy rozmawiali po raz ostatni. Velimir Ramzatow z Burluku nigdy więcej
nie zaszczycił swą obecnością swojego ucznia. Bo, tak po prawdzie, Aaron
przestał nim być. Wyjaśniono mu, ze zapadła decyzja. Przez następny rok kontynuować
miał naukę, ale w podziemiach pod Akademią – z innymi niż do tej pory adeptami,
a z czasem samotnie. Jego nowym nauczycielem, przewodnikiem i mistrzem został ciemnoskóry niemowa – Ebenezer Sangare –
jeden z najwybitniejszych, jak się okazało, mandjich w Burzowej Akademii. Aaron,
przez rok, mógł wysłać do rodziny trzy wiadomości za pomocą magicznej kuli –
nie wolno mu było opuścić podziemi, bez zerwania szkoleń…
Aaron
poprosił o badanie – chciał wiedzieć czy wewnątrz swojego Źródła posiada Magię
Esencji. Rytuał został wykonany. Raz na zawsze dowiedział się, ze upragniona
Domena nie jest mu pisana… Któryś z magów powiedział mu: „Potężni mandji nie rozpraszają się Szarą Magią, wystarczy im potęga
Umysłu”…
Nikt
nie wracał do wydarzeń spod Burzowej Czatowni, Aaron otrzymał tylko informację,
że jego misja powidła się i że wygrał. Zastanawiał się, czy podziemia są nagroda
czy karą. Uczył się tego co chciał, poznawał powoli tajniki Magii Mroku –
przekleństwa i sztukę bólu… Którejś nocy do jego komnaty wtargnął człowiek w
czerni – łysy, wytatuowany chudzielec o bladej skórze. Pojawił się i obudził Aarona.
Zadał mu pytanie:
- Co wydarzyło się podczas
waszej misji? Co stało się z Gregiem, co przydarzyło się Gogolowi? Opowiedz…
Aaron odparł:
- Jakim prawem wdzierasz się do mojej komnaty w
środku nocy? Kim jesteś i po co Ci informacje na temat tamtej misji?
Chudzielec wykonał leniwy, prawie
niedostrzegalny gest. Młodemu
czarodziejowi pociemniało przed oczami, przez ciało przetoczyła mu się fala
bólu, pod powiekami zobaczył obrazy z koszmarów – widział swych rodziców
poniżanych przez straszliwe, niby-demoniczne istoty, widział siebie żebrującego
o życie – gdzieś w lochach, czuł przypalaną skórę… Horror… Nie wiedział ile
czasu minęło, budził się kilkakrotnie, łkając z bólu i przerażenia…
Ocknął się słaby, obolały, zziębnięty, w swojej komnacie, w brudnej pościeli, pełnej moczu, krwi i
wymiocin, także odchodów. Półprzytomnie, usłyszał słowa:
- Ucz się grzeczności, pokory, ucz się oblicz
strachu i przyzwyczajaj się do sztuki bólu. To może stać się twym drugim domem.
Byłem dla ciebie łaskawy. Może więc teraz, po kilku dniach, zdołasz
odpowiedzieć na proste pytanie? Co wydarzyło się podczas waszej misji? Co
stało się z Gregiem, co przydarzyło się Gogolowi? Opowiedz…
Aaron odezwał się cichym głosem:
- Podał mi się na
talerzu. Zaufał mi, nie znając mnie ani trochę. Jak mówi stara pieśń "Nie
kładź swego życia w cudze ręce, są oni zobowiązani, by Ci je odebrać".
Więc mu je odebrałem.
Chudzielec
zastanowił się i odrzekł:
- Nie raz jeszcze złożę Ci wizytę,
młodzieńcze. Dokonałeś wyboru - Mrok Cie przygarnie.
Masz wiele do nauczenia się. Wiele do
zyskania. Bądź pokorny, a na końcu służyć będziesz musiał jedynie przed czysta
potęga Mroku, przed nikim więcej.
Oddalił się, skrzypnęły za nim drzwi.
Aaron został sam, brudny, obolały, zziębnięty... Zapadł w niespokojny sen…
Coś
przerwało odpoczynek Aarona. W komnacie pojawiły się postacie. Czarnoskóry Ebenezer
Sangare i cztery kobiety w aksamitnych tunikach, z odsłoniętymi ramionami.
Mistrz
odezwał się wewnątrz umysłu ucznia:
-
Wiem, ze Umysł jest istotniejszy niż Ciało. Ale i to Ciało stanowi dla umysłu
tymczasowy dom. Pozwól by niewolnice obmyły cię, natarły wonnymi olejkami i
dały ci przyjemność...
Później
wymienimy myśli. Jest tego sporo - masz wiele do zrobienia, wiele decyzji do
podjęcia...
Aaron
wydął usta i pomyślał: Umiem umyć się sam, a jeśli zechcę kobiety to jej
sobie poszukam. Podziękował za
ofertę. Na głos dodał:
- Daj mi chwilę na podstawowe czynności i możemy zacząć.
Sangare przytaknął, odesłał dziewki. Aaron doprowadził się do
porządku, trwało to chwilę. Później zaczął słuchać…
- Na wstępie, wiedz, że
nie zamierzam cie mamić i oszukiwać, próbując przedstawiać samego siebie jako
twego przyjaciela. Ciemnoskóry mag mówił
do Aarona wewnątrz głowy. Jestem jedynie
twym nauczycielem, gdyż ważni ludzie w Burzowej Akademii pokładają w tobie
pewne nadzieje, wiążą z tobą swe plany… Nie
powiem ci jakie to plany, gdyż zwyczajnie nie interesują mnie one – pragnę przygotować
cie jak najlepiej i zadanie to wykonam… Jest jedna kwestia, nad która chce się pochylić.
To kwestia wyboru drogi. Możesz szkolić
się na genialnego mandjiego – masz predyspozycje, bezwzględność i głód
władzy nad innymi. Ale i Mrok wyciąga po
ciebie swe dłonie, człowiek, który cie odwiedził i doprowadził do stanu w
jakim teraz jesteś może to robić ale nie musi. To twój wybór. Jeśli pragniesz szkolić
się zarówno jako Władca Umysłu jak i jako czarnoksiężnik – może tak być – nie będę
w to ingerował. Jeśli jednak chcesz skupić się tylko na Umyśle – następnym razem,
gdy tu przyjdzie – ten chudzielec – zgładzę go i będziesz miał spokój. To
będzie sygnał że podjąłeś decyzję… W Burzowej Akademii istnieje pełna wolność…
Usuwając drogę Mroku podejmiesz decyzję, ucząc się obu dróg – także. Jak
będzie?
Odpowiedź Aarona Sameta była klarowna:
- Interesuje mnie tylko moc i wiedza. Nie
zrezygnuję z nowo otwartej ścieżki Mroku. Nie zamierzam również zaniedbywać
swych zdolności mandji. Zostanę zarówno najpotężniejszym mandji, jak i
czarnoksiężnikiem. A jeśli moje źródło na to pozwoli, opanuję każdą dostępną mi
sztukę i stanę się najpotężniejszym magiem, jaki stąpał po tej ziemi.
Tak
tez się stało. Ebenezer Sangare uczył młodego maga sztuki Umysłu, chudzielec przedstawiający
się jako Corvinellos otwierał przed Aaronem fascynujący świat Czarnej Magii.
Studia pochłonęły adepta tak silnie, iż sam nie zdawał sobie sprawy, jak szybko
biegnie czas. Ostatni rok zakończył się niespodziewanie.
Ceremoniał ukończenia nauki
nie był wyszukany, w podziemnej
komnacie obecni byli Sangare, Corvinellos i przedstawiciel Yukk Meklisi –
czarodziej o imieniu Kiran, zwany Smutnym. Aaron Samet przywdział na ceremonię
szatę w kolorze czerni… Wręczono mu
nagrodę, którą zdobył rok wcześniej – Rajską
Kulę Potępionych Skrybów, medalion z wygrawerowanym symbolem Akademii oraz jeden z przedmiotów, które rozłożono przed
nim – musiał dokonać wyboru. Kiran przemówił, nie zabrzmiały jednak żadne
słowa gratulacji, nie było patosu, brakowało otuchy lub nadziei na przyszłość.
Członek Rady powiedział tylko kilka słów:
- Nauka nie kończy się
nigdy, Magia nie posiada ograniczeń. Skup się na wnętrzu – zostaniesz Władcą!
Aaron
spojrzał na przedmioty: źdźbło trawy, rąbek szarego materiału, poplamiony
kolorowymi farbami pergamin, drugi medalion Burzowej Akademii, ogniwo z
łańcucha, garść fajkowego ziela, inny fragment materiału- bardzo delikatny,
prawie przezroczysty, kielich pełen prawdziwego śniegu… Jeden z nich mógł
zabrać… Zastanowił się…
Wybrał garść fajkowego
ziela.
I
skończyło się, a właściwie rozpoczęło – wychodząc z sal, tuneli, komnat
Burzowej Akademii rozmawiał jeszcze dzieląc się myślami z obydwoma swoimi
nauczycielami. Z tej mozaiki obrazów, wizji i przemyśleń Aaron uformował w
swojej głowie kilka kierunków.
Samotne
życie na własny rachunek, gdzieś z dala od znanych miejsc. Powrót do rodzinnego
domu – do wygód i luksusów. Poszukiwanie mistrza by uczyć się dalej. Praca
zlecona przez sama Burzową Akademię. Służba u jakiegoś znaczącego władcy (jako
nadworny czarodziej) – po tej południowej lub po północnej stronie Żelaznych
Gór. Długi czas „nicnierobienia” – po prostu medytacja. Rejs swym rodzinnym
statkiem po Cierpkim Morzu. Tyle możliwości. Na końcu jeszcze jedna – wspomniał
o niej zarówno Sangare, jak i Corvinellos – służba dla Całunu – niebezpieczna ale
intrygująca – dająca zapowiedź potęgi… cóż miał zrobić?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz