Kim tak po
prawdzie był ten którego zwaliśmy Białym Płomieniem? W mowie shaeidów jego imię
brzmiało Laesai Bhain. Był Viriatis – człowiekiem. O tak…
Trudno w to
uwierzyć – ale nie pochodził spośród Dawnego Ludu. Cóż… nie był rzecz jasna
zwykłym Viriatis – nosił w sobie potężne Źródło – płonął weń ogień, niektórzy
do dziś twierdzą że był to Wieczny Ogień.
Czarodziej,
kochanek dawnej bogini Ognia. Niewielu pośród shaeidów oddaje jej cześć – on
jednak spowodował że rzesze Shaeidis ponownie
stały się Ognioustymi.
Ale po kolei.
Zjawił się w
Dolinie Gelen, w Lesie Geliadon gdy pośród zieleni pojawiła się czerwień, a
Radzie Barw przewodniczyć zaczął Geneleth aep Dearg , z Domu Czerwieni. Przybył pośród ognia – za sprawa czarów…
Początkowo
nie ufaliśmy mu, ani shaeidowie ani my - Pogranicznicy. Rada żądała jego
śmierci, a co najmniej wypędzenia.
Wstawił się
za nim Tauriel aen Tahn - Tauriel od
Ognia, spadkobierca dawnych kultystów Wiecznego Ognia. Twierdził, że nieznajomy
przemawia głosem Strażniczki Lasu – Aegidii Srebrnej. Strażniczka miała oddać
swe życie – Viriatis został zaś jej Mówcą. Zdążyło się to po raz pierwszy w
całej historii Geliadonu. Niebywałe.
To Tauriel po
raz pierwszy nazwał nieznajomego Białym Płomieniem. Imię to miała nadać sama
Aegidia.
Laesai
Bhain nie
marnował czasu, co charakterystyczne dla ludzi – shaeidowie są wieczni, nie
dbają o swoje dni, mają ich nieskończenie wiele – inaczej Viriatis. Choć
przyznać należy że czarodzieje żyją
dłużej niż zwykli ludzie. W każdym razie Biały Płomień działał.
Wprzódy
odwiedził dawne Uroczysko Wiecznego Ognia, gdzie zdołał oddać hołd zapomnianej
bogini, doświadczył tam jej łaski, pozwoliła mu zabrać jeden z czerwonych
kamieni – płonął nad nim mały Wieczny Ogień – w ten sposób, nieopodal domu
Białego Płomienia stworzono Kaplicę Wiecznego Ognia – z czasem wokół tego
miejsca zaczęli mieszkać członkowie bractwa Ognioustych. W wielu miejscach Geliadonu bractwo stworzyło pomniejsze
kapliczki.
Kilku
Młodych shaeidów zainteresowało się służbą dla bogini. Za przykładem Białego
płomienia poszli dwaj znaczący: Maethor aen Ghealt, którego zwano Mae Szalonym, wojownikiem o krwawoczerwonych włosach, u którego
mieli posłuch Tancerze Ognia oraz Melui ap Dearg – młodzik z Domu Czerwieni, szykowany na rządcę w
Radzie Barw. Ten drugi świadomie podążył za ludzkim czarodziejem, co bardzo nie
podobało się jego krewniakom.
Później
czarodziej począł przywdziewać biel. Otrzymał od shaeidów, którym pomógł w
potrzebie, szatę Białego Ognia. Wędrował w niej po Geliadonie, by przekonać
niewiernych że jest głosem Strażniczki.
Dotarł
i do nas – Pograniczników, zwanych także Lekkostopymi. Od razu poczuliśmy w nim bratnią
dusze, wszak byliśmy podobni: część z nas miała w sobie cząstkę Viriatis –
byliśmy pół lub ćwierć-shaeidami,. Początkowo Biały Płomień zachowywał się
wyniośle – później został i naszym głosem. Doprowadził do tego, że shaeidowie
zaczęli doceniać naszą służbę – utrzymywanie delikatnej równowagi, więzi między
Geliadonem a ludzkimi włodarzami tych ziem – Księstwem Rozenbronnu.
Shaeidowie
z trudem akceptowali ten stan – wszak
kiedyś cały znany Kontynent należał do nich, poza Żelaznymi Górami gdzie
rządzili krasnoludowi, teraz ludzie wyznaczali im teren doliny na siedzibę.
My,
Lekkostopi, zwiadowcy, tropiciele, pół-shaeidowie – chroniliśmy granice Doliny Gelen, pilnowaliśmy by shaeidowie i
ludzie żyli w zgodzie.
Nasz
przywódca, Rimmalgar zwany Prawie Czerwonym został za sprawą
działań Białego Płomienia dopuszczony przed oblicze Rady Barw, później często
składał przed nią raporty i meldunki.
Laesai Bhain
także, rzecz jasna, występował przed Radą. Przemawiał Głosem Aegidii, i zdawało
się, że części rządców było to nie w
smak. Cóż, stawał przed nimi ludzki czarodziej, przemawiał w imieniu Ich
Strażniczki. Musieli się wściekać, myślę że tak właśnie było.
A czym
właściwie jest Geliadońska Rada Barw?
Liczy
jedenastu Rządców , bo każdy z Domów reprezentowany jest przez jednego lub przez
dwóch shaeidów, zależnie od pozycji Domu. Radzie przewodniczy Pierwszy z
Rządców – shaeidowie zwą go Rhialem - wybierany co cykl, czyli Rae.
Co jakiś czas, zwykle równy mniej więcej trzem ludzkim latom las zmienia
barwy, pozostaje zielony ale pośród liści pojawiają się czerwień, żółć i
brąz – odpowiednia barwa liści w Lesie Geliadon określa wybór Rhiala – zwykle jest to przedstawiciel Domu Zieleni, zawsze najdłużej
przewodzący Radzie. Las nigdy nie był szary a błękitni i fioletowi nie są
uznawani za pradawne Rodziny, ale przyznano im miejsca w Radzie. Złośliwi
mogliby pomyśleć: by stare i potężne Domu mogły za pomocą tych młodych
prowadzić swoje intrygi. Może i tak się dzieje.
Co
do Rodów, istnieje ich siedem. Nazywane
są Domami Barw. Najważniejsze,
najstarsze i zarazem najbardziej wpływowe to Dhonn - Dom Brązowych Liści, Dearg nazywany też Carnae - Dom Czerwieni oraz Faellyn -Dom Żółtych Liści. Te rody
posiadają po dwóch przedstawicieli w Radzie Barw. Jest także reprezentowany
przez dwóch shaeidów Liath - Dom
Szarości, zwany także Domem Smutków.
Pozostałe rody, choć najliczniejsze, są uznawane za słabsze, pospolite, a w
Radzie zasiadają ich pojedynczy przedstawiciele. Gaellen to Dom Zieleni,
uznawany za najpośledniejszy, a z tego właśnie rodu wywodzą się dwa najmłodsze:
Saeir - Dom Błękitu oraz Vialait – Dom Fioletu. Te najmłodsze
rody nazywane są Domami Kwiatów – od
ich barw wzięły swoje nazwy.
Wróćmy
jednak do naszego czarodzieja. Żył wśród geliadońskich lasów szczęśliwy, i
innym dawał szczęście. Mijały lata. Czegoś mu brakowało, ale i to miało
nadejść. Mawiają że to bogini płomieni zeswatała go z najpiękniejszą pośród
shaeidańskich Pieśniarek, istot które swym kojącym głosem zapewniają magię
Lasu.
Zwała
się Meliel aen Faellyn, co w języku Dawnego Ludu oznacza „piękna”
a wywodziła się ze szlachetnego Domu Żółtych Liści. To ostatnie stanowiło problem,
bo Dom Faellyn nie pochwalał tego mezaliansu.
Biały Płomień i Meliel pobrali się wbrew wszystkiemu, a swój
związek przypieczętowali za pomocą Wiecznego Ognia – wybranka czarodzieja
otrzymała dary od bogini płomieni. Zamieszkali w nowym domu, nieopodal Uroczyska Wiecznego Ognia.
Wiele lat później
Biały Płomień po raz pierwszy od swego przybycia opuścił granice doliny i
zaczarowanego lasu. Począł odwiedzać ludzkie ziemie, składające hołd władcom Rozenbronnu. Czynił tam wiele dobrego,
choć gdy dowiadywano się, że mieszka pośród shaeidów, często źle go osądzano.
Ponoć nieliczni ludzie przystąpili do jego kultu Wiecznego Ognia. To stanowiło
problem – księstwo Rozenbronnu
gorliwie wprowadzało na swych ziemiach oficjalny
cesarski kult Trzynastu Spętanych – Laesai Bhain uosabiał herezję. A i
shaeidowie upominali go, by jego czyny nie sprowadziły na Geliadon ludzkiej niechęci.
Czas mijał.
Zmieniały się Rae, Las przywdziewał różne barwy. Aż któregoś dnia do drzwi Białego Płomienia zakołatał posłaniec.
Ponoć przyniósł wiadomość od geliadońskich mistrzów magii – Strażników Źródła. To jak powiadają
najpotężniejsze z shaeidańskich istot. Nie da się ich odnaleźć, odwiedzić – oni
sami wybierają moment na rozmowę lub wymianę myśli…
Nie będzie
dla was zaskoczeniem, wszak już z lekka poznaliście naszego „ognistego
przyjaciela”, wiadomość że zgodził się wypełnić zadanie wyznaczone mu przez Strażników
Źródła …
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz