sobota, 1 czerwca 2013

Biały Płomień: Prolog

Historia Białego Płomienia, spisana przez Baina Białopiórego, pół-shaeida,kronikarza geliadońskiego Pogranicza


Kim tak po prawdzie był ten którego zwaliśmy Białym Płomieniem? W mowie shaeidów jego imię brzmiało Laesai Bhain. Był Viriatisczłowiekiem. O tak…

Trudno w to uwierzyć – ale nie pochodził spośród Dawnego Ludu. Cóż… nie był rzecz jasna zwykłym Viriatis – nosił w sobie potężne Źródło – płonął weń ogień, niektórzy do dziś twierdzą że był to Wieczny Ogień.




Czarodziej, kochanek dawnej bogini Ognia. Niewielu pośród shaeidów oddaje jej cześć – on jednak spowodował że rzesze Shaeidis ponownie stały się Ognioustymi.



Ale po kolei.



Zjawił się w Dolinie Gelen, w Lesie Geliadon gdy pośród zieleni pojawiła się czerwień, a Radzie Barw przewodniczyć zaczął Geneleth aep Dearg , z Domu Czerwieni.  Przybył pośród ognia – za sprawa czarów…

Początkowo nie ufaliśmy mu, ani shaeidowie ani my - Pogranicznicy. Rada żądała jego śmierci, a co najmniej wypędzenia.

Wstawił się za nim Tauriel aen Tahn - Tauriel od Ognia, spadkobierca dawnych kultystów Wiecznego Ognia. Twierdził, że nieznajomy przemawia głosem Strażniczki Lasu – Aegidii Srebrnej. Strażniczka miała oddać swe życie – Viriatis został zaś jej Mówcą. Zdążyło się to po raz pierwszy w całej historii Geliadonu. Niebywałe.



To Tauriel po raz pierwszy nazwał nieznajomego Białym Płomieniem. Imię to miała nadać sama Aegidia.



Laesai Bhain nie marnował czasu, co charakterystyczne dla ludzi – shaeidowie są wieczni, nie dbają o swoje dni, mają ich nieskończenie wiele – inaczej Viriatis. Choć przyznać należy że czarodzieje  żyją dłużej niż zwykli ludzie. W każdym razie Biały Płomień działał.



Wprzódy odwiedził dawne Uroczysko Wiecznego Ognia, gdzie zdołał oddać hołd zapomnianej bogini, doświadczył tam jej łaski, pozwoliła mu zabrać jeden z czerwonych kamieni – płonął nad nim mały Wieczny Ogień – w ten sposób, nieopodal domu Białego Płomienia stworzono Kaplicę Wiecznego Ognia – z czasem wokół tego miejsca zaczęli mieszkać członkowie bractwa Ognioustych. W wielu miejscach Geliadonu bractwo stworzyło pomniejsze kapliczki.



Kilku Młodych shaeidów zainteresowało się służbą dla bogini. Za przykładem Białego płomienia poszli dwaj znaczący: Maethor aen Ghealt, którego zwano Mae Szalonym, wojownikiem o krwawoczerwonych włosach, u którego mieli posłuch Tancerze Ognia oraz Melui ap Dearg – młodzik z Domu Czerwieni, szykowany na rządcę w Radzie Barw. Ten drugi świadomie podążył  za ludzkim czarodziejem, co bardzo nie podobało się jego krewniakom.



Później czarodziej począł przywdziewać biel. Otrzymał od shaeidów, którym pomógł w potrzebie, szatę Białego Ognia. Wędrował w niej po Geliadonie, by przekonać niewiernych że jest głosem Strażniczki.



Dotarł i do nas – Pograniczników, zwanych także Lekkostopymi. Od razu poczuliśmy w nim bratnią dusze, wszak byliśmy podobni: część z nas miała w sobie cząstkę Viriatis – byliśmy pół lub ćwierć-shaeidami,. Początkowo Biały Płomień zachowywał się wyniośle – później został i naszym głosem. Doprowadził do tego, że shaeidowie zaczęli doceniać naszą służbę – utrzymywanie delikatnej równowagi, więzi między Geliadonem a ludzkimi włodarzami tych ziem – Księstwem Rozenbronnu.

Shaeidowie z trudem akceptowali ten stan – wszak  kiedyś cały znany Kontynent należał do nich, poza Żelaznymi Górami gdzie rządzili krasnoludowi, teraz ludzie wyznaczali im teren doliny na siedzibę.

My, Lekkostopi, zwiadowcy, tropiciele, pół-shaeidowie – chroniliśmy granice  Doliny Gelen, pilnowaliśmy by shaeidowie i ludzie żyli w zgodzie.

Nasz przywódca, Rimmalgar zwany Prawie Czerwonym został za sprawą działań Białego Płomienia dopuszczony przed oblicze Rady Barw, później często składał przed nią raporty i meldunki.



Laesai Bhain także, rzecz jasna, występował przed Radą. Przemawiał Głosem Aegidii, i zdawało się, że części rządców było to nie w smak. Cóż, stawał przed nimi ludzki czarodziej, przemawiał w imieniu Ich Strażniczki. Musieli się wściekać, myślę że tak właśnie było.



A czym właściwie jest Geliadońska Rada Barw?

Liczy jedenastu Rządców , bo każdy z Domów reprezentowany jest przez jednego lub przez dwóch shaeidów, zależnie od pozycji Domu. Radzie przewodniczy Pierwszy z Rządców – shaeidowie zwą go Rhialem  - wybierany co cykl, czyli Rae.  Co jakiś czas, zwykle równy mniej więcej trzem ludzkim latom las zmienia barwy, pozostaje zielony ale pośród liści pojawiają się czerwień, żółć i brąz  – odpowiednia barwa liści w Lesie Geliadon określa wybór Rhiala – zwykle jest to przedstawiciel Domu Zieleni, zawsze najdłużej przewodzący Radzie. Las nigdy nie był szary a błękitni i fioletowi nie są uznawani za pradawne Rodziny, ale przyznano im miejsca w Radzie. Złośliwi mogliby pomyśleć: by stare i potężne Domu mogły za pomocą tych młodych prowadzić swoje intrygi. Może i tak się dzieje.



Co do Rodów, istnieje ich siedem. Nazywane są Domami Barw. Najważniejsze, najstarsze i zarazem najbardziej wpływowe to Dhonn - Dom Brązowych Liści, Dearg nazywany też Carnae - Dom Czerwieni oraz Faellyn -Dom Żółtych Liści. Te rody posiadają po dwóch przedstawicieli w Radzie Barw. Jest także reprezentowany przez dwóch shaeidów Liath - Dom Szarości, zwany także Domem Smutków. Pozostałe rody, choć najliczniejsze, są uznawane za słabsze, pospolite, a w Radzie zasiadają ich pojedynczy przedstawiciele. Gaellen to Dom Zieleni, uznawany za najpośledniejszy, a z tego właśnie rodu wywodzą się dwa najmłodsze: Saeir - Dom Błękitu oraz Vialait – Dom Fioletu. Te najmłodsze rody nazywane są Domami Kwiatów – od ich barw wzięły swoje nazwy.



Wróćmy jednak do naszego czarodzieja. Żył wśród geliadońskich lasów szczęśliwy, i innym dawał szczęście. Mijały lata. Czegoś mu brakowało, ale i to miało nadejść. Mawiają że to bogini płomieni zeswatała go z najpiękniejszą pośród shaeidańskich Pieśniarek, istot które swym kojącym głosem zapewniają magię Lasu.

Zwała się Meliel aen Faellyn, co w języku Dawnego Ludu oznacza „piękna” a wywodziła się ze szlachetnego Domu Żółtych Liści. To ostatnie stanowiło problem, bo Dom Faellyn nie pochwalał tego mezaliansu.



Biały Płomień i Meliel pobrali się wbrew wszystkiemu, a swój związek przypieczętowali za pomocą Wiecznego Ognia – wybranka czarodzieja otrzymała dary od bogini płomieni. Zamieszkali w nowym domu, nieopodal Uroczyska Wiecznego Ognia.



Wiele lat później Biały Płomień po raz pierwszy od swego przybycia opuścił granice doliny i zaczarowanego lasu. Począł odwiedzać ludzkie ziemie, składające hołd władcom Rozenbronnu. Czynił tam wiele dobrego, choć gdy dowiadywano się, że mieszka pośród shaeidów, często źle go osądzano. Ponoć nieliczni ludzie przystąpili do jego kultu Wiecznego Ognia. To stanowiło problem – księstwo Rozenbronnu gorliwie wprowadzało na swych ziemiach oficjalny cesarski kult Trzynastu Spętanych – Laesai Bhain uosabiał herezję. A i shaeidowie upominali go, by jego czyny nie sprowadziły na Geliadon ludzkiej niechęci.



Czas mijał. Zmieniały się Rae, Las przywdziewał różne barwy. Aż któregoś dnia do drzwi Białego Płomienia zakołatał posłaniec. Ponoć przyniósł wiadomość od geliadońskich mistrzów magii – Strażników Źródła. To jak powiadają najpotężniejsze z shaeidańskich istot. Nie da się ich odnaleźć, odwiedzić – oni sami wybierają moment na rozmowę lub wymianę myśli…



Nie będzie dla was zaskoczeniem, wszak już z lekka poznaliście naszego „ognistego przyjaciela”, wiadomość że  zgodził się wypełnić zadanie wyznaczone mu przez Strażników Źródła …




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz