piątek, 28 czerwca 2013

Kassedihan Epizod 3: Woda /ZAKOŃCZONY/

Epizod 1: Powietrze (przeczytaj)
Epizod 2: Ziemia (przeczytaj)

Bezimienny kapłan Bogini Wód, kiedys zwany Molaciusem postanowił nie czekac na audiencje potężnej Istoty władającej unoszącymi sie w powietrzu wyspami.

Nie tracąc czasu dosiadł swojego Sayapa i poszybował w kierunku w którym podążał uprzednio.
Po krótkiej chwili dostrzegł że w jego kierunku ruszyła niezliczona ilośc dziwacznych, znanych mu już istot - kamiennych brył napędzanych mocą Esencji.




Molacius przyspieszył ale konstrukty otoczyły go i wtedy czarodziej spróbował mentalnego kontaktu z władcą wysp... Zamierzał jakoś się wytłumaczyć...
Bez skutku, a płyskające dziwacznymi energetycznymi brońmi istoty z kamienia zbliżały się.

Mol szarpnął Sayapem i spróbowal uniknąć wymierzonych weń ataków. 
Rozpoczął się dziki gon, pęd powietrza huczał magowi w uszach. Istoty zaatakowały, Molacius postanowił walczyć.
To byłszalony lot, rajd między błyskającymi energią stworzeniami, pociskami energii, zderzającymi się ze soba i eksplodującymi energią konstruktami. Czarodziej użył całej posiadanej mocy i wszystkich umiejętności...
Szczęście nie odstępowało go - ale w końcu opadł z sił. Spośród kilkuset stworzeń, kilka tuzinów zdołało przedrzeć się przez stworzoną przez maga zasłonę z wiatru i Esencji... 
Zaatakowały... smagnęły energetycznymi pejczami, cisnęły kulami Esencji, powietrze wypełniły pioruny kuliste i błyskawice...

Molacius wyczerpał całą dostępną Moc, tętniące wewnątrz jego ciała żywiołaczne wpłoty zdołały dodac mu odrobiny energii - było to jednakże bardzo niebezpieczne - po wysiłku i walce szok spowodowany obrażeniami mógł zabić czarodzieja...

Zaryzykował. Wrodzone szczęście, a może przychylnośc bogini czuwały nad magiem.

Wszystko stało się w jednym momencie: Mol stłukł na siodle słój zawierający porcję magicznego Oleju, chroniącego przed wyładowaniami Esencji, Sayap zawinął skrzydła wokół swojego jeżdźca a ponad cztery tuziny istot trafiły w cel. 

Latająca bestia przestał istnieć - magia Esencji w jednym momencie zamieniła Sayapa w niezliczoną ilośc krwawych cząsteczek...
Niezwykła odpornośc na Magię, wspomagana ochronnym Olejem dała Molaciusowi szansę... Otrzymane obrażenia były znikome...

Czarodziej uformował jeden czar skupiający trzy Domeny: Esencje, Wiatr i Zmiany.
Tracąc zmysły zdołał zakląć te trzy siły i uwolnił magiczny proces. 

Powstało pole ochronne dookoła maga, które skumulowało się zasysając powietrze z okolicy, przy okazji tworząc potężny wir...  kilkadziesiąt Konstruktów starło w pył...  nastepne rozrzucając dookoła...
Stracił już prawie przytomność.... Dostrzegł przez eteryczna barierę, że kolejne dziesiatki Istot szykowały się do ataku

Zjawisko stworzone mocą trzech Domen przemieniło się, wyglądało to jak kilku płaszczyzn Esencji wirujących w różnych kierunkach - Molacius trwał pośrodku...

Czas na moment przystanął... To koniec - istoty atakowały, zamknął oczy...

Został wystrzelony z niewyobrażalną prędkością ... Nim opadły mu powieki a pęd zdusił oddech w płucach zobaczył że o włos minął jedną ze skalnych wysp, a pęd był tak duży, że wygniótł w skalnej ścianie głęboka rysę...

Eksplodowały mu bębenki w uszach...

Ciemność.

Molacius ocknął się, zdając sobie sprawę, że jest cały przemoczony, leżał w płytkiej wodzie - na kamiennej skale... tafla miała nienaruszoną powierzchnię... w górze chmurne niebo... po lewej i po prawej bezkres wody... aż po horyzont...
Dotknął swojej twarzy - zarost wskazywał na wiele dni – przespanych. Siły powoli wracały, ale czuł, że nadal nie odzyskał swojej pełnej Mocy.

Miał przy sobie cały ekwipunek..., niektóre jego części , dla przykładu miecz, leżał opodal, w płytkiej wodzie...
Doszedł do siebie... tracił jeszcze, od czasu do czasu, przytomność...

Po jakimś czasie na horyzoncie zamajaczyła łódź - w łodzi ukazała się kobieta w długiej powłóczystej szacie barwy bieli...
Podpłynęła do czarodzieja...

Usłyszał jej głos wewnątrz głowy...

„Witaj Nieznajomy... jak mniemam chciałeś widzieć się z Naszą Panią?
Dość już wypoczywałeś pośród Wody... Wsiądź na łódź... popłyniemy...”

- Witaj... – rzekł. –  Dziękuję ze po mnie przybyłaś, chcę się widzieć z Twoją Panią.
Płyńmy więc…

Zebrał wszystkie swoje rzeczy i wsiadł do łodzi. Po chwili rzekł do kobiety:
- Opowiedz mi o Twojej Pani. Jaka Ona jest? 

Kobieta w bieli miała długie, ciemne włosy. Była zwiewnie piękna, jej głos wewnątrz umysłu maga był cichy.  Łódź płynęła popychana niewidoczną siłą...
Molaciusowi zdawało ci się że śni, może co jakiś czas rzeczywiście przysypiał – nadal był zmęczony...

"Moja Panią nazywają Nira Huggydya - co znaczy w Twoim rozumowaniu - Wodna Lilia - rządzi tą częścią Kassedihan. 
Jej domeną jest woda, wypełniająca po brzegi, unoszące się w przestrzeni wyspy...
Sama mieszka w Hasiru Mulleyari - Zielonym Zakątku... tam ma swój pałac, i tam Cię zabiorę. Nira jest piękna jak nic poza nią... Jest dobra jak początek świata... Jest łagodna jak nienazwane morze... Jest także sroga w gniewie - więc miej się na baczności... Ale potrafi uczynić dla swych ulubieńców wszystko... Masz więc szczęście... Obyś był godzien..."

Płynęli... 

Niebawem na horyzoncie zamajaczyła mgła, potem nieco zieleni, na końcu unosząca się w powietrzu ponad taflą wody - niezwykła budowla...


Cudowny widok – Molacius oniemiał – oto chmury, skłębiona biel i szarość, łączyły się łagodnie z taflą wody, a pośród tego zieleń – wiszące ogrody. Trzy żywioły w łagodnej symbiozie. Przepiękna wyspa – jak przypomniała mu kobieta w bieli – zwała się Hasiru Mulleyari - Zielony Zakątek i była stolicą Niry, Wodnej Lilii – Pani Wód
Gdy łódź dobiła do brzegu, zeszli na trawiastą murawę, potem szli pomiędzy szemrzącymi potokami, wspinali się po kamiennych schodach – ku pałacowi.
Mijali przepiękne, spienione wodospady, pokonywali kolejne tarasy porośnięte wielobarwnymi kwiatami, przedziwne pnącza pomagały im wspinać się wyżej – dróżką wyłożoną kamiennymi płytami…

Otaczała go Magia – wyczuwał drgnienie Esencji, powiew Wiatru, siłę Wody… Wszystko doskonale współgrało…

Molacius czuł się dziwnie,  z jednej strony miał się na baczności, obawiał się zasadzki, podstępu i zdrady, z drugiej czuł ten niesamowity dotyk bóstwa i upajał się nim. Walczył wewnętrznie, aż dotarli na jeden z najwyższych tarasów, porośniętych czerwonymi kwiatami, z ogromnym jeziorem, o tafli niezmąconej najdrobniejszą zmarszczką… Spośród chmur  wyłoniła się ponadto budowla – kamienna świątynia-pałac…




Mag doznał wizji,  ogarnęła go niemoc, znane mu uczucie… pomodlił się, jak zwykle i usłyszał ni to głos, ni myśl – łagodne zapewnienie, pocieszenie i nagrodę – obecność bogini wód…


Gdy odzyskał zmysły, kobieta w bieli pomagał mu unieść się z trawy, na która musiał wcześniej upaść… Ale zaraz okazało się, że unoszą się nad ziemią, pośród chmur… Znów stracił świadomość.

Ocknął się na kamiennej podłodze, wilgotnej i ciepłej… Dookoła, po ścianach spływała, maleńkimi strumyczkami, woda.
Na tronie, wykonanym z muszli, wodorostów i zielonkawych kamieni siedziała kobieta – najpiękniejsza jaką widział kiedykolwiek, o ciemnych włosach, niebieskich oczach, obdarzona tajemniczym, cudownym uśmiechem.
Ubrana była w błękitno- zielone szaty, łagodnie okrywające ciało. Szaty niewiele skrywały – kobieta była szczupła - ale zaokrąglona, jak stwierdził, dokładnie tam gdzie trzeba. 

Odezwała się, a on doskonale zrozumiał jej słowa:
 - Wiesz kim jestem, nieznajomy. Rzeknij mi więc, kim jesteś ty i czego potrzebujesz. Czego tak naprawdę pragniesz?


Molacius padł na kolana. Zwrócił się do siedzącej na tronie kobiety:

- Moja najdroższa Pani, Boginio  do której się modlę każdego dnia, wodo mego ciała i mojego życia… Jestem tylko niegodnym istnieniem, które wielbi Cię ponad wszystko...
wszystko czego pragnie moja dusza to żyć dla Boga wody i sławić go. Jesteś spełnieniem mych marzeń i modlitw…

To jednak potrzeby mego ducha, jednak jako człowiek mam obowiązki, które nie pozwolą mi na wszystko czego pragnę. Przybywam w te odległe krainy aby znaleźć pomoc dla mojego kompana i przyjaciela- on uratował mi życie i dzięki niemu mogę tu teraz być i widzieć ten cud którym jesteś…

Powiedz, czy jesteś w stanie pomóc mi - Twojemu wiernemu poddanemu-  i mojemu przyjacielowi który umiera?
powiedz mi czy przybyłem w odpowiednie miejsce które wskazał mój przyjaciel?
Czy jesteś w stanie pomóc człowiekowi który modli się do ciebie każdego dnia tak gorliwie iż o mało od tego nie umarł, co więcej stara się nawracać więcej osób na Twą wiarę – moja Pani?
Pomimo iż nigdy Cię nie widziałem – zawsze czułem Twoja obecność…

 Najpierw jego bogini nie odpowiedziała, uśmiechała sie nadal i obserwowała go. Uniósł się a ona podeszła do niego, jakże zwiewna, kołysząc biodrami.
Oglądnęła go ze wszystkich stron i zatrzymała się przed nim.

- Piękno, siła, oddanie - szepnęła - oraz silne poczucie obowiązku. Aleś mi sie trafił, mój panie...
Roześmiała sie głośno, a był to najpiękniejszy śmiech jaki Molacius słyszał w życiu.

Umilkła na chwilę. Potem dodała:
- Pomogę ci, pomogę twemu przyjacielowi, ale musisz coś dla mnie uczynić i mniemam - mówiąc to zmrużyła oczy - że będzie ci się to podobało...

Molacius skinął głową i odrzekł: - Co tylko sobie zażyczysz o Pani jestem na Twe usługi.

Stało się. W zupełnej ciszy powiodła go, trzymając za dłoń, do zakątka pomiędzy skałami i wodospadami – gdzie zieleń przeplatała się z błękitem i bielą…

Chciała jednego – hołdu złożonego poprzez ciało wypełnione wiarą. Rozebrała go z odzienia, a dopomagały jej służki, delikatne kobiety o zielonych oczach i kasztanowych włosach, ich wdzięki ukryte były skąpymi przepaskami z zielonkawej tkaniny.

Gdy już był zupełnie nagi, obmyły go w jednej z sadzawek i przyprowadziły przed oblicze swojej Pani. 

Nira Huggydya - Wodna Lilia zaprosiła go na miękkie posłanie wykonane z błękitnych i zielonych tkanin, służki odeszły a jego bogini szepnęła:

- Zdobądź mnie, oczaruj mnie swym ciałem i żądzą – otrzymasz moje wszelkie względy i każdą pomoc. Spraw się dobrze a staniesz się silny – dzięki przymierzu ze mną i służbie dla Sił Wody. Nie każ mi czekać, nie jestem cierpliwa.


Molacius uśmiechnał się i szepnął: - Dla ciebie wszystko, o Bogini.

Później oddał się jej, a ona jemu, stali się jednością, pośród Wody i dla Wody. Było w tym szaleństwo i rozkosz, przyjemność i ból, równowaga i zarazem chaos. Czarodziej poczuł się jak za pierwszym razem, gdy nieomal umarł pozbawiony powietrza, cierpiąc tortury. Lecz te tortury były jego oczyszczeniem. Historia zatoczyła koło – nie był już wierzącym – on wiedział. Nie był kapłanem lecz świadomym sługa swojej bogini. Po raz pierwszy w życiu, był w pełni szczęśliwy. Najszczęśliwszy.

Wiele godzin, a może wiele dni później, wypoczęty, ogolony do czysta, wypachniony – zbudził się na łożu, obok Niry. Pani Wód klasnęła w dłonie, kiwnęła głową z aprobatą i powiedziała:

- Nie zawiodłam się na Tobie, mój panie. Jesteś mym sługą, mym kochankiem, moim stronnikiem.  Dawno już tego nie mówiłam, może nigdy, tak naprawdę – coś nas łączy, podoba mi się bycie z tobą, nie chcę byś odchodził. Wiedz jednak, żem słowna – prosiłeś mnie o pomoc – zostanie ci ona udzielona… Moje sługi odnajdą twego towarzysza i powadzą go do Hasiru Mulleyari.

Po czym objęła dłońmi jego twarz i złożyła na jego ustach pocałunek.  

- Tak właśnie się stanie.

Następne dni były dla Molaciusa snem na jawie – kontynuacją jej obcowania z boginią. On pytał, ona odpowiadała, ona nie musiała pytać, zaglądała w jego duszę i zdawało się, że znała odpowiedzi. Był jej sługą, ale i kimś więcej – tak właśnie się czuł…

Wyjaśniła mu, że ratunek dla przyjaciela nie będzie prosta sprawa, bo siły którymi władała Nira związane były ze sferą Wody – aby jej sługi wypełniły misję musiały poprosić o pomoc istoty Wiatru. Te ostatnie pozostawały neutralne, lecz były skore do pomagania.
Poddanymi Niry – Wodnej Lilii – były stworzenia wody: zwierzęta podobne do ryb, pokryte łuskami i wodorostami, wyglądające jak ludzie istoty o zielonkawej skórze oraz potężne magiczne siły zaklęte w wodzie – w świecie znanym Molaciusowi pewnie nazwano by je Żywiołakami.

Wszystko to było cudowne. Odbywali podróże na grzbietach potężnych żółwi, zanurzali się w głębiny i podziwiali wielobarwne wodne rośliny, wspinali się na skalne platformy porośnięte wodorostami – ludzki czarodziej poznawał Hasiru Mulleyari.

On pytał: „- Co stanie się dalej?”. Ona odpowiadała: „- Zostaniesz ze mną…”
Gdy spytał o jej potomstwo, umilkła, później wyjaśniła:
„- Jestem nieśmiertelnym bytem, mój panie. Nigdy nie powiłam syna, ni córki. Ale zajrzałam w Głębiny Czasu – kto wie co się stanie, jeśliś mym wybrańcem?”
Powiedział cos jeszcze, pytała go o imię, gdy wyjawił że jest Bezimiennym, nalegała:
„- Pozwól bym nadała ci imię, wtedy staniesz mi się jeszcze bliższy… Zgodzisz się?”

Zastanawiał się tamtego dnia, i po raz pierwszy dostrzegł na horyzoncie, nad spokojna taflą wody, bardzo daleko, mgłę – gęste obłoki wodnej pary…

Tamtego dnia po raz pierwszy usłyszał dźwięk dobiegający z Głębiny Dzwonów – sygnał zagrożenia.

 (koniec epizodu trzeciego)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz