niedziela, 6 lipca 2014

Aaron Samet Epizod 6: Garść dymu... /ZAKOŃCZONY/

Poprzednie epizody (przeczytaj)

Nim Aaron na dobre opuścił mury Burzowej Akademii, odwiedził salę zwojów – bibliotekę szkoły. 
Spędził tam sporo czasu, szukając odpowiedzi – próbując zebrać informacje na temat Całunu. Okazało się to nie lada sztuką…
Całun był mitem, organizacją skupiająca magów każdej ze sztuk, uznającą sama Magię za nadrzędną wartość, za cel i za środek do osiągnięcia spełnienia. 




I władzę – zrównywał z Magią. Stał za wszystkim, o wszystkim decydował, każdy władca w jakiś sposób uzależniony był od decyzji Całunu. Jednocześnie nikt z mędrców nie umiał wskazać żadnych konkretów związanych z organizacją. Wszystko skrywała tajemnica – rzeczony Całun właśnie…
Aaron był cierpliwy, dociekliwy, systematyczny. Zdobył trzy szczegóły, pozornie nie związane ze sobą, trzy słowa pojawiające się obok nazwy Całunu: mistrz Koffu, Hagernakk i Reguła Czarnej Łuski. Zwoje biblioteczne nie zdołały „powiedzieć” więcej…

Udał się więc do majestatycznego Shkemb - miasta ukrytego w Huczącej Cieśninie, niezwykłego portu i leżącej na uboczu handlowych szlaków metropolii. Tam rozpoczął poszukiwania.

Szedł do karczm, gdzie spotykały  się wilki morskie, popytać najstarszych. Następnie udał się do dzielnicy kupieckiej, popytał bogatych handlarzy, zwłaszcza tych, którzy prowadzili handel z odległymi częściami kontynentu. Poszukał też jakiegoś szynku, gdzie wędrowcy spędzają noc i ruszają dalej, by znaleźć jakiegoś obieżyświata. Na koniec udał się do dzielnicy, gdzie kręciły się najgorsze męty – w poszukiwaniu czarownika albo kogoś, kto mógłby udzielić mu jakichś informacji.

Wszystkie te miejsca w jakiś sposób nawiedzał Całun – ludzie bogaci czy biedni słyszeli o tej tajemniczej organizacji, nikt nie potrafił wskazać żadnych szczegółów. 
Marynarze opowiadali o bitwach galer na Cierpkim Morzu – tam trafiali się bitewni czarodzieje należący do Całunu, lub tak twierdzący. 
Kupcy, napojeni winem otwierali swe umysły przed Aaronem – prowadzili interesy z wieloma czarodziejami podającymi się za łączników Całunu, brakowało konkretów. Ktoś wspominał ogromne targowiska pod Serhaabem, na Surenejskich Ziemiach, inny pamiętał o ekskluzywnej karczmie w Gomeos – na terenie wiszących ogrodów. 
Obieżyświatów było niewielu, wszak Shkemb leżało na uboczu. Jeden nieznajomy, zwany Mheerem, prowadził niegdyś drużynę śmiałków do czatowni w Żelaznych Górach, nieopodal Eisen Taar. Był tam mag pracujący dla Całunu – mówiono o nim Sighur i dzierżył czerwony kostur. 
W podłych dzielnicach wiedzy na temat Całunu było co niemiara, cała warta funta kłaków. Ale i tam coś wydało się ciekawym – wzmianka na temat szkoły gladiatorów i ogromnego targu niewolników pod El-Haabi, na zachodnim krańcu Cierpkiego Morza. 

Wszelakie wiadomości sięgały najdalej do Żelaznych Gór – albo Całun nie działał na terenach cesarstwa, albo wieści stamtąd nie docierały do Shkemb…

Aaron spędził na poszukiwaniach ponad miesiąc, bite trzydzieści sześć dni. Dumał…


Postanowił wyruszyć do Yhad Veteem, by zebrać załogę, zapasy i wszystkie potrzebne rzeczy na wyprawę, korzystając z pieniędzy swojej rodziny. Drogę przebył statkiem. Przy okazji odwiedził swą familię, popytał ojca, o wiedzę na temat Całunu i powiązań organizacji z terenami graniczącymi z Cierpkim Morzem. 
Kupiecka rodzina uradowała się na wieść o przybyciu syna, ukończeniu nauki i wysokiej ocenie jego starań… Przez kilka dni ucztowali, wspominali lata młodości Aarona, dyskutowali… 
Matka podupadła nieco na zdrowiu, dwie siostry szykowały się do zamążpójścia, kolejna przyobiecana była do służby w świątyni Atmy – władcy czterech wiatrów, jedyny brat, młody jeszcze, szykowany był na handlowca, miał wyruszyć na nauki do veteemskiej gildii Złotodzierżców…
W kwestii Całunu, Aaron niewiele się dowiedział. Ojciec słyszał o handlu niewolnikami, o poszukiwaniach pośród nich ludzi obdarzonych Źródłami – ponoć Całun lub ktoś z nim kojarzony, prowadziła aktywną działalność w dużych obozach niewolniczych i na ekskluzywnych targach, właśnie na obrzeżach Cierpkiego Morza… Żadnych konkretów…


Aaronowi przygotowano statek, załogę i ochronę w postaci trzech gibkich i silnych młodzieńców, rozeznanych w walce. Rodzice pobłogosławili mu na drogę wzywając całą trójkę bóstw Sahil Yel…


Statek pokonał pierwsze fale, pozostawił za sobą port i skaliste, mocarne klify, kapitan skierował się na zachód – w kierunku cieśniny, za którą znajdował się otwarty ocean, przez kilka dni mieli jednak płynąć naturalnym kanałem, mijając od południa wyspy Pahak-Ghis i Kulakh…
Po kilku godzinach, do kajuty Aarona zapukał jeden z ochroniarzy, i przez chwilę stał przed magiem w milczeniu, później odezwał się:

- Rzeknę ci co może się stać mój panie. Jeśli na to przystaniesz unieś tylko dłoń i połóż ja na sercu, nie mów nic… Szukałeś nas, znalazłeś więc. Nim minie klepsydralny kwadrans – wskazał głową na ustawioną na stole klepsyderkę – w twej komnacie utworzy się magiczne przejście. Po drugiej stronie znajdzie się oferta – zapowiedź przyszłego życia. Godna ciebie i twych umiejętności, panie. Nim weń wejdziesz wiedz, że na statku znajduje się twój sobowtór, by podróż do Serhaab, trwała. Nikt poza mną i nim, nie został wtajemniczony. Jeśli nie zechcesz podążyć tą drogą, wskaż mi dłonią drzwi, odejdę i już nigdy więcej się nie spotkamy, żaden z mi podobnych także cie nie odwiedzi…

Młodzieniec zamknął usta i czekał na gest.

Aaron Samet uniósł dłoń do serca, a tajemniczy łącznik pokiwał głową i w ciągu kilku następnych chwil mrucząc i  skupiając się krążył po pomieszczeniu. W centrum kajuty uformował się błękitno zielony portal.
- Zastanów się dobrze, Aaronie, co zabierasz ze sobą… Przejście jest stabilne, ale posiadane przedmioty magiczne mogą zakłócić działanie czaru… Czasami nie warto ryzykować, a to co pozostawisz, będzie u mnie bezpieczne. Mogę ci pomóc zdecydować, dokonać analizy.

Aaron zastanowił się, podjął kilka decyzji i stanął przed magicznym przejściem. Łącznik skinął głową i powiedział:


- Ruszaj.

[koniec epizodu]




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz