Nim Aaron na dobre opuścił
mury Burzowej Akademii,
odwiedził salę zwojów – bibliotekę szkoły.
Spędził tam sporo czasu, szukając
odpowiedzi – próbując zebrać informacje na temat Całunu. Okazało się to nie
lada sztuką…
Całun
był mitem, organizacją skupiająca magów każdej ze sztuk, uznającą sama Magię za
nadrzędną wartość, za cel i za środek do osiągnięcia spełnienia.
I władzę –
zrównywał z Magią. Stał za wszystkim, o wszystkim decydował, każdy władca w
jakiś sposób uzależniony był od decyzji Całunu. Jednocześnie nikt z mędrców nie
umiał wskazać żadnych konkretów związanych z organizacją. Wszystko skrywała
tajemnica – rzeczony Całun właśnie…
Aaron
był cierpliwy, dociekliwy, systematyczny. Zdobył trzy szczegóły, pozornie nie
związane ze sobą, trzy słowa pojawiające się obok nazwy Całunu: mistrz Koffu,
Hagernakk i Reguła Czarnej Łuski. Zwoje biblioteczne nie zdołały „powiedzieć”
więcej…
Udał się więc do
majestatycznego Shkemb -
miasta ukrytego w Huczącej Cieśninie, niezwykłego
portu i leżącej na uboczu handlowych szlaków metropolii. Tam rozpoczął
poszukiwania.
Szedł
do karczm, gdzie spotykały się wilki
morskie, popytać najstarszych. Następnie udał się do dzielnicy kupieckiej,
popytał bogatych handlarzy, zwłaszcza tych, którzy prowadzili handel z
odległymi częściami kontynentu. Poszukał też jakiegoś szynku, gdzie wędrowcy
spędzają noc i ruszają dalej, by znaleźć jakiegoś obieżyświata. Na koniec udał
się do dzielnicy, gdzie kręciły się najgorsze męty – w poszukiwaniu czarownika
albo kogoś, kto mógłby udzielić mu jakichś informacji.
Wszystkie te
miejsca w jakiś sposób nawiedzał Całun – ludzie bogaci czy biedni słyszeli o tej
tajemniczej organizacji, nikt nie potrafił wskazać żadnych szczegółów.
Marynarze
opowiadali o bitwach galer na Cierpkim Morzu – tam trafiali się bitewni
czarodzieje należący do Całunu, lub tak twierdzący.
Kupcy, napojeni winem
otwierali swe umysły przed Aaronem – prowadzili interesy z wieloma
czarodziejami podającymi się za łączników Całunu, brakowało konkretów. Ktoś
wspominał ogromne targowiska pod Serhaabem, na Surenejskich Ziemiach, inny
pamiętał o ekskluzywnej karczmie w Gomeos – na terenie wiszących ogrodów.
Obieżyświatów było niewielu, wszak Shkemb leżało na uboczu. Jeden nieznajomy,
zwany Mheerem, prowadził niegdyś drużynę śmiałków do czatowni w Żelaznych
Górach, nieopodal Eisen Taar. Był tam mag pracujący dla Całunu – mówiono o nim
Sighur i dzierżył czerwony kostur.
W podłych dzielnicach wiedzy na temat Całunu
było co niemiara, cała warta funta kłaków. Ale i tam coś wydało się ciekawym –
wzmianka na temat szkoły gladiatorów i ogromnego targu niewolników pod
El-Haabi, na zachodnim krańcu Cierpkiego Morza.
Wszelakie wiadomości sięgały
najdalej do Żelaznych Gór – albo Całun nie działał na terenach cesarstwa, albo
wieści stamtąd nie docierały do Shkemb…
Aaron spędził na poszukiwaniach ponad miesiąc,
bite trzydzieści sześć dni. Dumał…
Postanowił
wyruszyć do Yhad Veteem, by zebrać załogę,
zapasy i wszystkie potrzebne rzeczy na wyprawę, korzystając z pieniędzy swojej
rodziny. Drogę przebył statkiem. Przy okazji odwiedził swą familię, popytał
ojca, o wiedzę na temat Całunu i powiązań organizacji z terenami graniczącymi z
Cierpkim Morzem.
Kupiecka rodzina
uradowała się na wieść o przybyciu syna, ukończeniu nauki i wysokiej ocenie
jego starań… Przez kilka dni ucztowali, wspominali lata młodości Aarona,
dyskutowali…
Matka podupadła nieco na zdrowiu, dwie siostry szykowały się do
zamążpójścia, kolejna przyobiecana była do służby w świątyni Atmy – władcy czterech
wiatrów, jedyny brat, młody jeszcze, szykowany był na handlowca, miał wyruszyć
na nauki do veteemskiej gildii Złotodzierżców…
W kwestii Całunu, Aaron niewiele się dowiedział. Ojciec
słyszał o handlu niewolnikami, o poszukiwaniach pośród nich ludzi obdarzonych
Źródłami – ponoć Całun lub ktoś z nim kojarzony, prowadziła aktywną działalność
w dużych obozach niewolniczych i na ekskluzywnych targach, właśnie na obrzeżach
Cierpkiego Morza… Żadnych konkretów…
Aaronowi przygotowano statek, załogę i ochronę w postaci
trzech gibkich i silnych młodzieńców, rozeznanych w walce. Rodzice
pobłogosławili mu na drogę wzywając całą trójkę bóstw Sahil Yel…
Statek pokonał pierwsze
fale, pozostawił za sobą port i skaliste, mocarne klify, kapitan skierował się na zachód – w kierunku
cieśniny, za którą znajdował się otwarty ocean, przez kilka dni mieli jednak
płynąć naturalnym kanałem, mijając od południa wyspy Pahak-Ghis i Kulakh…
Po
kilku godzinach, do kajuty Aarona zapukał jeden z ochroniarzy, i przez chwilę
stał przed magiem w milczeniu, później odezwał się:
- Rzeknę ci co może się
stać mój panie. Jeśli na to przystaniesz unieś tylko dłoń i połóż ja na sercu,
nie mów nic… Szukałeś nas, znalazłeś więc. Nim minie klepsydralny kwadrans – wskazał głową na ustawioną na stole
klepsyderkę – w twej komnacie utworzy się
magiczne przejście. Po drugiej stronie znajdzie się oferta – zapowiedź przyszłego
życia. Godna ciebie i twych umiejętności, panie. Nim weń wejdziesz wiedz, że na
statku znajduje się twój sobowtór, by podróż do Serhaab, trwała. Nikt poza mną
i nim, nie został wtajemniczony. Jeśli nie zechcesz podążyć tą drogą, wskaż mi
dłonią drzwi, odejdę i już nigdy więcej się nie spotkamy, żaden z mi podobnych
także cie nie odwiedzi…
Młodzieniec
zamknął usta i czekał na gest.
Aaron Samet uniósł dłoń do serca, a tajemniczy łącznik pokiwał głową i w ciągu kilku następnych chwil mrucząc i skupiając się krążył po pomieszczeniu. W centrum kajuty uformował się błękitno zielony portal.
- Zastanów się dobrze, Aaronie, co zabierasz ze sobą… Przejście
jest stabilne, ale posiadane przedmioty magiczne mogą zakłócić działanie czaru…
Czasami nie warto ryzykować, a to co pozostawisz, będzie u mnie bezpieczne.
Mogę ci pomóc zdecydować, dokonać analizy.
Aaron
zastanowił się, podjął kilka decyzji i stanął przed magicznym przejściem.
Łącznik skinął głową i powiedział:
- Ruszaj.
[koniec epizodu]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz