wtorek, 29 lipca 2014

Zabójca smoka. Epizod 1: Władza /ZAKOŃCZONY/

Zabójca smoka. Prolog (czytaj)


Terencjusz zastanawiał się przez chwilę, ważył słowa, które cisnęły mu się na usta. W końcu przemówił:
- Nazywam się Terencjusz, syn Antoninusa Berenosa, przybyłem zwiastując Wam trudne i ciężkie czasy. Oto zwyciężyłem w pierwszej wielkiej bitwie ze złem, którego uosobieniem jest ten oto czarny smok... 





Ze złem , które czai się w każdym z nas-  tu wskaz mieczem po zebranych ludziach - a które fizyczną postać tego strasznego potwora przyjęło tuż za północnymi granicami naszego spokojnego świata. Trzynastu posyła mnie, aby Was ostrzec, oraz aby Was chronić. Pomóżcie mi a uratujemy świat przed niechybną zagładą, gdy tysiące sojuszników zła zbiorą się tu aby zniszczyć nasze ukochane miasto i naszą ukochaną ojczyznę!

Tibullus skłonił głowę, otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć. Ale nie wydobył z ust żadnego słowa. Skrzywił się. Obejrzał. Przez rycerską świtę przedarł się ogolony na łyso kapłan, w białych szatach. Położył dłoń na ramieniu Tibullusa, później coś szepnął mu do ucha.  Rycerz pokiwał głową i otworzył usta. Nim zdołał cos wypowiedzieć tłum podniósł hałas…
Najpierw pojedynczo, rozległy się słowa: „Berenos”, „Biały Rycerz”, „Smok”, „Trzynastu”, „Chwała”, „Dobro”, „Zło”, „Mrok” i „Światło”. Później ludzie zaczęli skandować: „Berenos, Berenos, Berenos!!!”. I poczęli padać na kolana, później na twarz. Tłum zafalował.
Tibullus próbował coś powiedzieć, nerwowo biegał między swymi ludźmi, ci zaczęli roztracać tłum tarczami, próbowali zaprowadzić jakiś ład i porządek, było jednak za późno. Ciżba rzuciła się w kierunku smoka, plując nań i wymierzając mu ciosy kamieniami. Jednocześnie wznosili ręce ku stojącemu na gadzim grzbiecie Terencjusza… Jacyś ludzie, wyglądający na szlachetnie urodzonych, w zdobionych tunikach próbowali wspiąć się ku Zabójcy Smoka… 
Połowa tłumu składała hołd, druga połowa usiłowała w jakiś sposób wymierzyć ciosy smoczemu ciału…

Zagrzmiały niskie tony trąb. Od strony Wielkiej Świątyni nadszedł orszak. Wielu kapłanów, ogolonych na łyso, w różnobarwnych szatach, ze znakami każdego z Trzynastu pojawiło się na placu. Kolumnę osłaniała świątynna gwardia, wysocy wojownicy w tunikach, trzymający podłużne tarcze i długie włócznie przyozdobione szarfami. Słudzy nieśli dzwony, niektórzy uderzali w bębny. Na czele orszaku niesiono lektykę, w niej zasiadał otyły mężczyzna w błękitnej todze – Terencjusz rozpoznawał kapłańskie znaki – wysłannik Świątynnej Rady Trzynastu Kamieni.
Tłum uspokoił się. Ci hałaśliwi skłonili się przed przybyłymi. Pozostali nadal składali hołd Terencjuszowi.

Tibullus zebrał wokół siebie kompanów i stanął pomiędzy gadzim ciałem a przybyłymi. Terencjusz przyglądał się z wydarzeniom z zaciekawieniem.

Otyły kapłan, z pomocą sług wygramolił się z lektyki. Przyjrzał się Terencjuszowi, smokowi i Tibullusowi. Jego nalana twarz nie wyrażała emocji. Otworzył usta:

- Świątynia posyła mnie bym zaprowadził spokój, wszak plac ten zawsze był spokoju pełen… Jestem tu także, by ocenić, na ile wydarzenia niezwykłe w swej naturze są dziełem Trzynastu, a na ile… człowieka czy Magii…

- Jak śmiesz? – Spośród tłumu dobiegł gniewny ryk. – Jak śmiesz wątpić, w święte znaki?
Terencjusz rozpoznał głos Denobiusza. Kapłan wyszedł na wolne pole. Był wychudzony, praktycznie nagi, jego odzienie było w strzępach. Ciało splamione miał krwią, ale nie widać było żadnej rany…

- Wszyscyśmy je widzieli. Znaki. Jam jest Denobiusz, pokorny sługa Trzynastu, świadczący o cudach i wyborach naszych Patronów. Wy zaś jesteście pyłem, unoszącym się przed obliczem Wybrańca. Oto on, Terencjusz! Pobożni ludzie. Ludu Konstanzy, Świętego Miasta, otwórzcie serca i zapytajcie siebie samych – czy nie czujecie mocy Trzynastu, czy nie widzieliście Znaku? Wielokolorowego symbolu, co połączył niebo i ziemię??? Plwam na tych co wątpią, plwam na tych co poddają w wątpliwość Prawdę! Niechaj wystąpi choć jeden…

Terencjusz zakrzyknął: - Chwała potędze trzynastu Denobiuszu! Niech ludzie słabej wiary , przywiązani do stanowisk, pieniędzy i władzy nie zasłonią nam prawdy, nim będzie za późno! Badajcie, sprawdzajcie lecz przede wszystkim ufajcie Bogom , bo bez nich jesteście niczym…

Otyły kapłan sapiąc zadrżał z gniewu. Nie spojrzał na rycerza. Poruszając się wolno zbliżył się do Denobiusza. Nie mówiąc nic zamachnął się ręką na odlew – trzasnął wychudłego kapłana w twarz. Denobiusz upadł na kolana. Wysłannik Świątyni powiódł wzrokiem po ciżbie:
- Biada nam, jeśli jakiś sługa Trzynastu śmie przerywać przemowę świątynnego wysłannika.  – Skierował palec w stronę Terencjusza. – A tutaj, uczynimy osąd, by oddzielić Wiarę od Magii… Albowiem…

Denobiusz splunął grubasowi pod nogi. Potem opluł mu golenie. Wysłannik Świątyni znieruchomiał, otworzył usta … i zwalił się na ziemię jak kłoda. Znieruchomiał. Zapadła cisza… Słychać było tylko wyraźne słowa Denobiusza:

- A kiedy ja plwam, com życie poświęcił Trzynastu, z ust mych płyną po równo: Ich Prawda i Ich Kara…

- Patrzcie, jak umierają niewierni - odezwał się Terencjusz.

Tłum był w szoku! Potem z wolna zaczęto szeptać, mówić, mruczeć a potem krzyczeć... W międzyczasie Tibullus wyciągnął do Terencjusza dłoń, mówiąc a potem przekrzykując wrzawę:
- Chodźmy do pałacu, jedni Patroni potrafią przewidzieć, co sie wydarzy... Cesarz pragnie cie widzieć Panie!!!
Tłum skandował: „Te-Ren-Cjusz-Be-Re-Nos!!!”.
Zabójca Smoka próbował uspokoić tłum:

- Idźcie do domów, ważne jest byście opowiedzieli swoim znajomym i rodzinie, coście widzieli i byście przyszli tłumnie na dziękczynne nabożeństwo ku czci Protejusa, za jego pomoc i wstawiennictwo w walce z bestią, a które odbędzie sie wraz z modłami na cześć Soaresa, nazajutrz, w pierwszy dzień lata.

Po tym rycerz pomógł wstać Denobiuszowi spokojnie ruszyli za wysłannikiem cesarza. Terencjuszowi oferowano lektykę, lecz odmówił. Krzyczał do tłumu:

- Idźcie szerzyć dobra nowinę i przyjdźcie na święto, dla Soaresa. Bede tam. Jeśli chcecie sie modlić to sławcie Trzynastu, w szczególności Protejusa i Soaresa! I spotkamy sie na święcie! Idźcie, świadczcie i bądźcie jak Soares i Protejus!

Terencjusz zatrzymał się, namyślił i poprosił, by ktoś zawiadomił jego rodzinę i berenosjańską gwardię - dziesiątki ludzi pognały szukać domu Zabójcy Smoka, jego matki, jego ludzi. Sam został, pilnując gadziego cielska. Tibullus nie był pocieszony, ale cóż mógł uczynić?
Tłum napierał. Tibullus, zaskoczony nagła zmianą planów, niepokoił się. Cesarscy sformowali ochronny krąg z tarcz. Tłum napierał. Ludzie chcieli dotknąć Terencjusza…

Wtedy Denobiusz zaczął przemawiać... Prosił tłum o modlitwę za Terencjusza, jego misję, o łaskę w walce z Mrokiem - tym w otwarciu i tym w cieniu... Ludzie z lekka złagodnieli... 

Po dłuższym czasie przez tłum próbował się przebić zbrojny oddział. Przed oddziałem kroczył mag - tłum rozstąpił się...
Denobiusz zmarszczył nos – był zły widząc maga... W oddziale, Zabójca Smoka dostrzegł znajomą twarz - stary wojownik, brat jego ojca i jego nauczyciel szermierki - Guberiusz syn Linciusza, z rodu Berenosa... 
Terencjusz sięgnął pamięcią wstecz: odesłał starca na początku wyprawy, by chronił matkę szlachcica i rodzinny dom...

Czarodziej zatrzymał się - Denobiusz mantrował - magia kapłańska Trzynastu wzbierała na sile...

- Witaj stryju – rzekł Terencjusz. Starzec rozpromienił się i serdecznie uściskał swego bratanka. W ogóle nie zwrócił uwagi na zdenerwowanie kapłana, mag przezornie uniósł dłonie w geście pokoju. Terencjusz próbował skojarzyć twarz czarodzieja, ale bezskutecznie, choć przypominał sobie, ze zawarł porozumienie z członkami organizacji Całun. Magowie mieli strzec bezpieczeństwa rodu Berenosa.  
Terencjusz podziękował Guberiuszowi za opiekę nad matką i domem. Starzec zapewnił, ze matka Terencjusza, Lucija Berenos, z domu Pictoriana,  jest bezpieczna. Czeka na wieści w rodzinnym majątku.
Widać było, ze Guberiusz chciał wiedzieć wszystko, ale powstrzymał się od pytań i wysłuchał Terencjusza. Poproszony o pilnowanie smoczego cielska, pokręcił głową, twierdząc, ze nie ma ludzi, plac jest pełen ciżby a gad gigantyczny. Wtedy wtrącił się mag – zapewniając, że Całun jest do usług, może zorganizować transport i ochronę.

Denobiusz warknął, że czarodzieje nie powinni kręcić się przy Złym Gadzie. Winno się smoka poświęcić trzynastu i unicestwić.

Guberiusz próbował chłodzić języki, potwierdzając, ze magowie dobrze wypełniają swoje zadanie. Nadto zbliżył się Tibullus, popędzając Terencjusza – szlachcic był zaproszony przez samego cesarza…

Tłum gęstniał… 


Terencjusz zdecydował, wiara wiarą, ale gada nie zamierzał oddać. Denobiusz nie był kontent, ale cóż tam – był przecież tylko kapłanem, może i „dotkniętym” przez Trzynastu, ale jednak sługą…  
Magowie z Całunu mieli udać się z Guberiuszem (co by patrzył im na dłonie, a starcowi Terencjusz ufał, jak Ojcu)  do bezpiecznego majątku Rodu Berenosa, był takowy, na jednej z  wysp zwanych Insulos-Alabastro, na ciepłym, wschodnim krańcu archipelagu tworzącego Stolicę Na Wyspach… Smok miał zostać przetransportowany potężną galerą, tak było najbezpieczniej i najłatwiej…

 Denobiusz skłonił głowę i rzekł do Terencjusza:

- Panie mój, wybrańcu Trzynastu, twoja wola jest dla mnie rozkazem, tak długo jak widzę poprzez nią wolę Patronów. Ufam, ze będzie tak zawsze… Pamiętaj, że moje rady mogą być cenne. Chcesz gada oddać magom – znaj konsekwencje – patrz oczyma wiary. Zrobię jak chcesz…

Terencjusz potaknął. Zastanowił się, czy zabierać na audiencję kapłana… Tibullus popędzał…
W końcu ruszyli, Terencjusz, część jego domowej świty oraz Denobiusz – prosto do cesarskiego pałacu.

Dotarli do celu godzinę później. Terencjusz odmówił lektyki, idąc pozdrawiał tłum, ludzie towarzyszyli mu aż do cesarskich bram. Minęli kompleks świątynny i weszli na teren należący do władcy. Zabójca Smoka nigdy przedtem nie przebywał w wewnętrznym pałacu – ogrom wiszących ogrodów na tarasach, wież i zabudowań przytłaczała go. Co prawda ród Berenosa był spowinowacony z rządzącymi, ale była to dosyć luźna konotacja. Ostatnie wydarzenia zahartowały rycerza, ale nadal czuł się w tym miejscu nieswojo. Denobiusz kroczył w milczeniu, Terencjusz zastanawiał się cóż kołacze w głowie kapłana…


Pół następnej godziny zajęła im ablucja, odwiedzili ich sztukmistrze, znawcy etykiety, dobrano im stroje… 


Następnie odbyła się uroczysta audiencja.

Terencjusz – dziedzic rodu Berenosa kroczył dumnie, w nieskazitelnie białej zbroi, z własnym mieczem przy pasie, w otoczeniu dziesiątków ludzi odzianych na biało, w towarzystwie kapłana – Denobiusza – świadczącego o prawdziwości czynów rycerza, obok szedł jedyny z ocalałych gwardzistów, z połamaną ręka ale i z błyszczącymi od wiary oczyma – on także miał świadczyć…

Przed orszakiem Terencjusza kroczyła dwójka sług – nieśli dar dla cesarza – jedną z shaeidańskich lanc, które zdołały unicestwić smoka…

Przepych wypełniający sale audiencyjną przytłaczał, kadzidła, złote tkaniny, kosze pełne owoców, rośliny pnące się po ścianach i kolumnach, kosztowności wysypujące się z waz i garnców ustawionych pod ścianami, do tego dzikie zwierzęta trzymane przez niewolników na złotych łańcuchach – oto obraz, który ukazał się oczom Terencjusza. Tłum zauszników cesarza, dziesiątki elitarnych gwardzistów chroniących władcę… - czekali na uroczystość.

W głębi sali, na potężnym, monumentalnym podwyższeniu siedział on – władca znanego świata, drobny człowiek, odziany w złoto i purpurę, z twarzą skrytą za złotą maską i głowa ozdobiona diademem.

Wystąpił mistrz ceremonii i spojrzał w kierunku orszaku.


Rozpoczęła się prezentacja, przywitania i oddawania czci. Terencjusz nie poszedł za przykładem – miast padać na twarz, klęknął przed władcą, co nie spodobało się mistrzowi ceremonii… Władca trwał niewzruszony, za swoją maską. Podczas samej ceremonii rzekł tylko:

- Wyrażamy ogromy podziw dla męstwa, ogromny szacunek dla wiary, ogromny żal wobec strat i pragniemy przekazać błogosławieństwo od Trzynastu, zwłaszcza od Protejusa, patrona walczących – stało się co stać się miało. Teraz czas na triumf mądrości…

I tyle, Terencjusz był nieco zawiedziony, lecz w trakcie ceremoniału, jeden z ludzi cesarza przekazał mu informację:

- Po zmroku, w wiszących ogrodach, w miejscu które wskaże przysłany człowiek – spotkajmy się…

Tak też się stało. Prawdziwa audiencja odbyła się bez świadków.
Przybyły okazał się drobnym mężczyzną, uśmiechniętym, ciemnowłosym młodzieńcem. Jedynymi rzeczami, które zdradzało jego tożsamość, był pierścień i delikatna, miękka szata z cesarskimi znakami. Za przybyłym podążało trzech rosłych strażników, wszyscy odziani byli w czerwień…

- Podziwiamy cię – rozpoczął Komenus Vexilos, pan świata, władca najpotężniejszego z państw, człowiek, który wzorem swych poprzedników zdołał spętać Trzynastu. – Chcemy, byś był naszym przyjacielem. Potrzebujemy takich bohaterów… Wierzymy mocno, że wygramy zbliżające się starcie z Mrokiem, dlatego ty, wybrańcu Protejusa, możesz prosić nas o wszystko…


Terencjusz wciągnął powietrze i odpowiedział…

[c.d.n.]


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz