Terencjusz
zastanawiał się przez chwilę, ważył słowa, które cisnęły mu się na usta. W
końcu przemówił:
- Nazywam się
Terencjusz, syn Antoninusa
Berenosa, przybyłem zwiastując Wam trudne i ciężkie czasy. Oto zwyciężyłem w
pierwszej wielkiej bitwie ze złem, którego uosobieniem jest ten oto czarny
smok...
Ze złem ,
które czai się w każdym z nas- tu wskazał mieczem
po zebranych ludziach - a które fizyczną postać tego
strasznego potwora przyjęło tuż za północnymi granicami naszego spokojnego
świata. Trzynastu
posyła mnie, aby Was ostrzec, oraz aby Was chronić. Pomóżcie mi a uratujemy
świat przed niechybną zagładą, gdy tysiące sojuszników zła zbiorą się tu aby
zniszczyć nasze ukochane miasto i naszą ukochaną ojczyznę!
Tibullus
skłonił głowę, otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć. Ale nie wydobył z
ust żadnego słowa. Skrzywił się. Obejrzał. Przez rycerską świtę przedarł
się ogolony na łyso kapłan, w białych szatach. Położył dłoń na ramieniu
Tibullusa, później coś szepnął mu do ucha. Rycerz pokiwał głową i otworzył usta. Nim
zdołał cos wypowiedzieć tłum podniósł hałas…
Najpierw
pojedynczo, rozległy się słowa: „Berenos”, „Biały Rycerz”, „Smok”, „Trzynastu”,
„Chwała”, „Dobro”, „Zło”, „Mrok” i „Światło”. Później ludzie zaczęli skandować:
„Berenos, Berenos, Berenos!!!”. I poczęli padać na kolana, później na twarz.
Tłum zafalował.
Tibullus
próbował coś powiedzieć, nerwowo biegał między swymi ludźmi, ci zaczęli roztracać
tłum tarczami, próbowali zaprowadzić jakiś ład i porządek, było jednak za
późno. Ciżba rzuciła się w kierunku smoka, plując nań i wymierzając mu ciosy
kamieniami. Jednocześnie wznosili ręce ku stojącemu na gadzim grzbiecie
Terencjusza… Jacyś ludzie, wyglądający na szlachetnie urodzonych, w zdobionych
tunikach próbowali wspiąć się ku Zabójcy Smoka…
Połowa tłumu składała hołd,
druga połowa usiłowała w jakiś sposób wymierzyć ciosy smoczemu ciału…
Zagrzmiały
niskie tony trąb. Od strony Wielkiej Świątyni nadszedł orszak. Wielu kapłanów,
ogolonych na łyso, w różnobarwnych szatach, ze znakami każdego z Trzynastu
pojawiło się na placu. Kolumnę osłaniała świątynna gwardia, wysocy wojownicy w
tunikach, trzymający podłużne tarcze i długie włócznie przyozdobione szarfami. Słudzy
nieśli dzwony, niektórzy uderzali w bębny. Na czele orszaku niesiono lektykę, w
niej zasiadał otyły mężczyzna w błękitnej todze – Terencjusz rozpoznawał kapłańskie
znaki – wysłannik Świątynnej Rady Trzynastu Kamieni.
Tłum
uspokoił się. Ci hałaśliwi skłonili się przed przybyłymi. Pozostali nadal
składali hołd Terencjuszowi.
Tibullus
zebrał wokół siebie kompanów i stanął pomiędzy gadzim ciałem a przybyłymi.
Terencjusz przyglądał się z wydarzeniom z zaciekawieniem.
Otyły
kapłan, z pomocą sług wygramolił się z lektyki. Przyjrzał się Terencjuszowi,
smokowi i Tibullusowi. Jego nalana twarz nie wyrażała emocji. Otworzył usta:
- Świątynia posyła mnie bym
zaprowadził spokój, wszak plac ten zawsze był spokoju pełen… Jestem tu także,
by ocenić, na ile wydarzenia niezwykłe w swej naturze są dziełem Trzynastu, a
na ile… człowieka czy Magii…
- Jak śmiesz? – Spośród tłumu dobiegł gniewny ryk. – Jak śmiesz wątpić, w święte znaki?
Terencjusz
rozpoznał głos Denobiusza. Kapłan wyszedł na wolne pole. Był wychudzony,
praktycznie nagi, jego odzienie było w strzępach. Ciało splamione miał krwią,
ale nie widać było żadnej rany…
Terencjusz zakrzyknął: - Chwała potędze
trzynastu Denobiuszu! Niech ludzie słabej wiary , przywiązani do stanowisk,
pieniędzy i władzy nie zasłonią nam prawdy, nim będzie za późno! Badajcie,
sprawdzajcie lecz przede wszystkim ufajcie Bogom , bo bez nich jesteście niczym…
Otyły
kapłan sapiąc zadrżał z gniewu. Nie spojrzał na rycerza. Poruszając się wolno zbliżył
się do Denobiusza. Nie mówiąc nic zamachnął się ręką na odlew – trzasnął wychudłego
kapłana w twarz. Denobiusz upadł na kolana. Wysłannik Świątyni powiódł wzrokiem
po ciżbie:
- Biada nam, jeśli jakiś
sługa Trzynastu śmie przerywać przemowę świątynnego wysłannika. –
Skierował palec w stronę Terencjusza. – A
tutaj, uczynimy osąd, by oddzielić Wiarę od Magii… Albowiem…
Denobiusz
splunął grubasowi pod nogi. Potem opluł mu golenie. Wysłannik Świątyni
znieruchomiał, otworzył usta … i zwalił się na ziemię jak kłoda. Znieruchomiał.
Zapadła cisza… Słychać było tylko wyraźne słowa Denobiusza:
- A kiedy ja plwam, com
życie poświęcił Trzynastu, z ust mych płyną po równo: Ich Prawda i Ich Kara…
-
Patrzcie, jak umierają niewierni - odezwał się Terencjusz.
Tłum
był w szoku! Potem z wolna zaczęto szeptać, mówić, mruczeć a potem krzyczeć... W
międzyczasie Tibullus wyciągnął do Terencjusza dłoń, mówiąc a potem
przekrzykując wrzawę:
- Chodźmy do pałacu, jedni
Patroni potrafią przewidzieć, co sie wydarzy... Cesarz pragnie cie widzieć
Panie!!!
Tłum
skandował: „Te-Ren-Cjusz-Be-Re-Nos!!!”.
Zabójca
Smoka próbował uspokoić tłum:
- Idźcie do domów, ważne
jest byście opowiedzieli swoim znajomym i rodzinie, coście widzieli i byście
przyszli tłumnie na dziękczynne nabożeństwo ku czci Protejusa, za jego pomoc i wstawiennictwo
w walce z bestią, a które odbędzie sie wraz z modłami na cześć Soaresa, nazajutrz,
w pierwszy dzień lata.
Po
tym rycerz pomógł wstać Denobiuszowi spokojnie ruszyli za wysłannikiem cesarza.
Terencjuszowi oferowano lektykę, lecz odmówił. Krzyczał do tłumu:
- Idźcie szerzyć dobra nowinę
i przyjdźcie na święto, dla Soaresa. Bede tam. Jeśli chcecie sie modlić to sławcie
Trzynastu, w szczególności Protejusa i Soaresa! I spotkamy sie na święcie!
Idźcie, świadczcie i bądźcie jak Soares i Protejus!
Terencjusz
zatrzymał się, namyślił i poprosił, by ktoś
zawiadomił jego rodzinę i berenosjańską gwardię - dziesiątki ludzi pognały szukać
domu Zabójcy Smoka, jego matki, jego ludzi. Sam został, pilnując gadziego cielska.
Tibullus nie był pocieszony, ale cóż mógł uczynić?
Tłum napierał. Tibullus, zaskoczony nagła zmianą planów,
niepokoił się. Cesarscy sformowali
ochronny krąg z tarcz. Tłum napierał. Ludzie chcieli dotknąć Terencjusza…
Wtedy
Denobiusz zaczął przemawiać... Prosił tłum o modlitwę za Terencjusza, jego
misję, o łaskę w walce z Mrokiem - tym w otwarciu i tym w cieniu... Ludzie z
lekka złagodnieli...
Po dłuższym czasie przez tłum próbował się przebić zbrojny
oddział. Przed oddziałem kroczył mag - tłum rozstąpił się...
Denobiusz
zmarszczył nos – był zły widząc maga... W oddziale, Zabójca Smoka dostrzegł
znajomą twarz - stary wojownik, brat jego ojca i jego nauczyciel szermierki - Guberiusz syn Linciusza, z rodu Berenosa...
Terencjusz
sięgnął pamięcią wstecz: odesłał starca
na początku wyprawy, by chronił matkę szlachcica i rodzinny dom...
Czarodziej
zatrzymał się - Denobiusz mantrował - magia
kapłańska Trzynastu wzbierała na sile...
- Witaj stryju – rzekł Terencjusz. Starzec rozpromienił się i serdecznie
uściskał swego bratanka. W ogóle nie zwrócił uwagi na zdenerwowanie kapłana,
mag przezornie uniósł dłonie w geście pokoju. Terencjusz próbował skojarzyć
twarz czarodzieja, ale bezskutecznie, choć przypominał sobie, ze zawarł
porozumienie z członkami organizacji Całun. Magowie mieli strzec bezpieczeństwa
rodu Berenosa.
Terencjusz
podziękował Guberiuszowi za opiekę nad matką i domem. Starzec zapewnił, ze matka Terencjusza, Lucija Berenos, z domu
Pictoriana, jest bezpieczna. Czeka
na wieści w rodzinnym majątku.
Widać było, ze Guberiusz
chciał wiedzieć wszystko,
ale powstrzymał się od pytań i wysłuchał Terencjusza. Poproszony o pilnowanie
smoczego cielska, pokręcił głową, twierdząc, ze nie ma ludzi, plac jest pełen
ciżby a gad gigantyczny. Wtedy wtrącił się mag – zapewniając, że Całun jest do
usług, może zorganizować transport i ochronę.
Denobiusz
warknął, że czarodzieje nie powinni kręcić się przy Złym Gadzie. Winno się smoka poświęcić trzynastu i
unicestwić.
Guberiusz próbował chłodzić języki, potwierdzając, ze magowie dobrze
wypełniają swoje zadanie. Nadto zbliżył się Tibullus, popędzając Terencjusza –
szlachcic był zaproszony przez samego cesarza…
Tłum gęstniał…
Terencjusz
zdecydował, wiara wiarą, ale gada nie zamierzał oddać. Denobiusz nie był
kontent, ale cóż tam – był przecież tylko kapłanem, może i „dotkniętym” przez
Trzynastu, ale jednak sługą…
Magowie
z Całunu mieli udać się z Guberiuszem (co by patrzył im na dłonie, a starcowi
Terencjusz ufał, jak Ojcu) do bezpiecznego majątku Rodu Berenosa, był
takowy, na jednej z wysp zwanych Insulos-Alabastro, na ciepłym, wschodnim
krańcu archipelagu tworzącego Stolicę Na Wyspach… Smok miał zostać
przetransportowany potężną galerą, tak było najbezpieczniej i najłatwiej…
Denobiusz
skłonił głowę i rzekł do Terencjusza:
- Panie mój, wybrańcu Trzynastu, twoja wola jest dla mnie
rozkazem, tak długo jak widzę poprzez nią wolę Patronów. Ufam, ze będzie tak
zawsze… Pamiętaj, że moje rady mogą być cenne. Chcesz gada oddać magom – znaj
konsekwencje – patrz oczyma wiary. Zrobię jak chcesz…
Terencjusz
potaknął. Zastanowił się, czy zabierać na audiencję kapłana… Tibullus popędzał…
W końcu
ruszyli, Terencjusz, część jego domowej świty oraz Denobiusz – prosto do
cesarskiego pałacu.
Dotarli do celu godzinę później. Terencjusz odmówił lektyki, idąc
pozdrawiał tłum, ludzie towarzyszyli mu aż do cesarskich bram. Minęli kompleks
świątynny i weszli na teren należący do władcy. Zabójca Smoka nigdy przedtem
nie przebywał w wewnętrznym pałacu – ogrom wiszących ogrodów na tarasach, wież
i zabudowań przytłaczała go. Co prawda ród Berenosa był spowinowacony z
rządzącymi, ale była to dosyć luźna konotacja. Ostatnie wydarzenia zahartowały
rycerza, ale nadal czuł się w tym miejscu nieswojo. Denobiusz kroczył w
milczeniu, Terencjusz zastanawiał się cóż kołacze w głowie kapłana…
Pół następnej
godziny zajęła im ablucja, odwiedzili ich sztukmistrze, znawcy etykiety,
dobrano im stroje…
Następnie
odbyła się uroczysta audiencja.
Terencjusz
– dziedzic rodu Berenosa kroczył dumnie, w nieskazitelnie białej zbroi, z
własnym mieczem przy pasie, w otoczeniu dziesiątków ludzi odzianych na biało, w
towarzystwie kapłana – Denobiusza – świadczącego o prawdziwości czynów rycerza,
obok szedł jedyny z ocalałych gwardzistów, z połamaną ręka ale i z błyszczącymi
od wiary oczyma – on także miał świadczyć…
Przed
orszakiem Terencjusza kroczyła dwójka sług – nieśli dar dla cesarza – jedną z
shaeidańskich lanc, które zdołały unicestwić smoka…
Przepych
wypełniający sale audiencyjną przytłaczał, kadzidła, złote tkaniny, kosze pełne
owoców, rośliny pnące się po ścianach i kolumnach, kosztowności wysypujące się z
waz i garnców ustawionych pod ścianami, do tego dzikie zwierzęta trzymane przez
niewolników na złotych łańcuchach – oto obraz, który ukazał się oczom
Terencjusza. Tłum zauszników cesarza, dziesiątki elitarnych gwardzistów
chroniących władcę… - czekali na uroczystość.
W głębi
sali, na potężnym, monumentalnym podwyższeniu siedział on – władca znanego świata,
drobny człowiek, odziany w złoto i purpurę, z twarzą skrytą za złotą maską i
głowa ozdobiona diademem.
Wystąpił
mistrz ceremonii i spojrzał w kierunku orszaku.
Rozpoczęła
się prezentacja, przywitania i oddawania czci. Terencjusz nie poszedł za
przykładem – miast padać na twarz, klęknął przed władcą, co nie spodobało się
mistrzowi ceremonii… Władca trwał niewzruszony, za swoją maską. Podczas samej
ceremonii rzekł tylko:
-
Wyrażamy ogromy podziw dla męstwa, ogromny szacunek dla wiary, ogromny żal
wobec strat i pragniemy przekazać błogosławieństwo od Trzynastu, zwłaszcza od
Protejusa, patrona walczących – stało się co stać się miało. Teraz czas na
triumf mądrości…
I tyle,
Terencjusz był nieco zawiedziony, lecz w trakcie ceremoniału, jeden z ludzi
cesarza przekazał mu informację:
- Po zmroku,
w wiszących ogrodach, w miejscu które wskaże przysłany człowiek – spotkajmy
się…
Tak też
się stało. Prawdziwa audiencja odbyła się bez świadków.
Przybyły
okazał się drobnym mężczyzną, uśmiechniętym, ciemnowłosym młodzieńcem. Jedynymi
rzeczami, które zdradzało jego tożsamość, był pierścień i delikatna, miękka
szata z cesarskimi znakami. Za przybyłym podążało trzech rosłych strażników,
wszyscy odziani byli w czerwień…
-
Podziwiamy cię – rozpoczął Komenus Vexilos, pan świata, władca
najpotężniejszego z państw, człowiek, który wzorem swych poprzedników zdołał
spętać Trzynastu. – Chcemy, byś był naszym przyjacielem. Potrzebujemy takich
bohaterów… Wierzymy mocno, że wygramy zbliżające się starcie z Mrokiem, dlatego
ty, wybrańcu Protejusa, możesz prosić nas o wszystko…
Terencjusz
wciągnął powietrze i odpowiedział…
[c.d.n.]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz