Nad ranem, jeszcze w czasie gdy ziemię
spowijała nocna mgła, w szarości i zupełnej ciszy, do grodu Kjeven
zbliżył się młody czarodziej – podający się za kupca o imieniu Rajmund z
MacTair. Gdy przebył budzące się do życia podgrodzie i dotarł do palisady
chroniącej gród, Kjeven zostało zaatakowane.
Ku
śpiącym mieszkańcom kroczyły setki cesarskich żołnierzy, przemienionych w
nie-umarłych. Młody czarodziej zdołał przebić się do wnętrza, w tyle
zostawiając odgłosy walki i wrzaski przerażonych i konających.
Udało mu się, wykorzystując
zamieszanie, dostać do kasztelu jarla,
w obręb wysokich kamiennych murów; z ich szczytu obserwował niecodzienne wydarzenia
– w tym magiczny lot dwójki magów –
Salvinusa i niesionego przezeń, odzianego
w czerń, Niklasa. Gdy znajdowali się nad centrum niedawnego obozu
wojskowego, zostali zaatakowani.
Tymczasem, gdzieś w innej rzeczywistości w
krainie potężnych drzew, wybujałej roślinności i emanacji domeny Natury
zbudzili się dwaj towarzysze – zwinny zwiadowca, Krumm, zwany Strażnikiem Gór i Aram z Hawaar, władający Ogniem…
Zdołali
dotrzeć do ukrytego w puszczańskiej gęstwinie wąwozu – tam natknęli się na dwóch druidów – Balmunga i Alfhaima
Korpena, zwanego Krukiem. Doszło do wymiany pytań i informacji, kapłani
natury wydawali się oszalałymi samotnikami, ale w końcu zawarto porozumienie.
Druidzi potrzebowali pomocy, by chronić Knieję – pozawymiarowe
miejsce zawieszone na krawędzi znanej Rzeczywistości. Magiczny wymiar został
stworzony przez trzeciego z ich grupy – Traela
Zielonego. Knieje utworzono i zamknięto pięcioma potężnymi druidycznymi znakami runicznymi, zwanymi po prostu
pieczęciami, w konkretnym celu – by chronić moc znajdującą się głęboko pod Kjeven… Jeśli ktoś zniszczył by
pieczęcie, Knieja przestała by istnieć, a moc,
zwana Oddechem Lodowego Smoka, mogła by zagrozić całemu Kontynentowi…
Krumm i Aram postanowili pomóc.
Nagrodą była odłożona na przyszłość wiedza i szkolenia w magicznym fachu, które
oferowali druidzi. Dla Krumma, już samo obcowanie z druidami i silna Magią
Natury, było wyróżnieniem…
Krumm został naznaczony specjalnym runem – mógł
za jego pomocą mentalnie komunikować się z druidami.
Stało
się jednak coś nieoczekiwanego. Do
Knieji zbliżali się kolejni trzej nieznajomi magowie. Krumm i Aram wyszli
im naprzeciw.
Nowo
przybyli nie przedstawili się imionami, ale postanowili także spotkać się z
druidami.
Jeden z
nich wyglądał jak zwykły zwiadowca, znużony marszem podróżnik, ale emanowała od
niego dziwaczna aura Dzikiej Magii i moc Duchów. Naprawdę zwał się Eroch Gładkolicy, ale tego przez długi okres czasu
nikt miał się nie dowiedzieć…
Drugi
nieznajomi, początkowo zakuty w kajdany, okazał się czarodziejem mówiącym po solosjańsku, śniadolicym Południowcem. On
także zachował swoje imię w tajemnicy. Zwał
się zaś Varisella Torpaq.
Trzeciego z nieznajomych nie spotkano od
razu.
Aram zaczekał na niego, chociaż dwaj
pozostali magowie wspominali, ze idący ich tropem jest niebezpiecznym
assasynem, niemym olbrzymem. Aram natknął się na niego, rzeczony assasyn
był wysokim, otyłym Południowcem; odezwał się do Arama, ale jak się miało
okazać było to iluzyjnym wrażeniem, swoistego rodzaju podstępem – miało rozproszyć uwagę Arama, by nowo
przybyły mógł przejąć nad ognistym czarodziejem kontrolę umysłową. Aram
przezornie przerwał połączenie – trzasnął głową o najbliższy pień…
Po Arama wysłano istoty Natury,
liczył się wszak czas, bo sytuacja się komplikowała. Niby Eroch i Varisella przyjęli ofertę „pracy” od druidów, ale w samym
Kjeven nie działo się dobrze. Druidzi
odebrali wizję ataku nie-umarłych.
Aram
ocknął się i trafił do ostoi druidów. Tymczasem
assasyna nie udało się zlokalizować, druidzi obiecali że zostanie odszukany
i jeśli miałby stanowić zagrożenie – zneutralizowany…
Druidzi
postanowili złamać swoje zasady kontaktu z Rzeczywistością i zamierzali otworzyć specyficzne przejście –
pomiędzy konarami czterech drzewców miała prowadzić droga z Knieji do Kjeven…
Tak
nowo sformowana drużyna miała ruszyć na pomoc Salvinusowi i jego kompanom…
Obok Kjeven pojawiła się gęstwina leśna,
złożona z kilkunastu gigantycznych drzew, w tym momencie trwała już walka ponad
obozem wojskowym – wydarzeniom tym przyglądał się zaintrygowany młody człowiek
– podający się za Rajmunda z MacTair –
Aaron Samet…
Salvinus
dostrzegł namiot dowództwa wojsk cesarskich. Niklas twierdził, iż aura nekromancji emanuje najsilniej właśnie
stamtąd – prawdopodobnie w namiocie znajdował się Kościej – odpowiedzialny za przywołanie
nie-umarłych… Salvinus wydobył swoje Przywołańce – na namiot spadł z miażdżąca
siła kamienny golem, za nim poleciała ognista bestia – doszło do wybuchu a
namiot przestał istnieć. Spomiędzy
zgliszcz wydostał się pół-materialny byt, a okolicę zalał krzyk – jęk upiora.
Na szczęście jedynie Eroch uległ czarnej magii i z przerażeniem na twarzy padł
na ziemię…
Shaeidański
upiór zmaterializował się tuż obok lecącego Salvinusa i ciął swoim widmowym
mieczem. Czarodziej nie zdołał zablokować ataku… Cięty przez tułów, stracił
zmysły i poleciał w dół jak kłoda, razem z nim Niklas. Czarnoksiężnik także
uległ upiorowi – widmowy miecz zbierał śmiertelne żniwo…
Na
szczęście w obozie byli już pozostali bohaterowie. Aram nie namyślał się zbyt wiele – odpalił ognistego feniksa, który
otoczył pierścieniem ognia upiora i unicestwił go w mgnieniu oka…
Drużyna
przycupnęła przy ciałach pokonanych kompanów. Gdy upiór zniknął, Niklas zbudził się i tylko widmowa pręga – rana
biegnąca w poprzek piersi czarnoksiężnika przypominała mu o zadanych
obrażeniach – był zdrów ale na duszy zaległ mu ciężar. Salvinus był połamany, pogruchotane ciało było jednak niczym w
porównaniu z horrorem rozgrywającym się w jego umyśle – obcy, czarny byt opuścił Salvinusa, ale przeklął go i zapowiedział mu zgubę
wszystkiego, co cenne i wszystkich,
których czarodziej darzył uczuciem… Zabrzmiało to złowrogo, ale Salvinus
podjął decyzję – nie ustąpił, stawiając na szali swoje istnienie, życie, duszę…
Eroch rozglądał się po pobojowisku i
podniósł przedziwny przedmiot – shaeidańską, pozbawioną
jelca, rękojeść miecza, emanująca Czarna
Magią. Zabrał ów przedmiot, zawijając go w skrawek materiału…
Krumm zarządził, iż połamanego Salvinusa,
zdołają uleczyć jedynie druidzi, więc władca przywołańców
został wysłany do leśnego przejścia do Kniei … Sam Krumm ruszył do Kjeven – by
spotkać się z arcymagiem Elso i zastanowić się, co dalej…
Tam doszło do zdrady. Elso
wypytał Strażnika Gór o portal, druidów i przejście, po czym chwycił Krumma za
odzienie i poleciał z nim wprost do portalu… Reszta drużyny ruszyła do walki…
Ta była ciężka, ale i spektakularna…
Na
polanie druidów, w otoczeniu pięciu pieczęci Kniei, rozpoczął się czarodziejski pojedynek. Najszybszy był Eroch – przywołał Dziką Magię i
połączył ją z Domeną Natury, a potężne pędy i kłącza spowolniły Elso. Krumm wykorzystał emanującą zewsząd Magię
Natury i zdołał dokonać niemożliwego – przeniósł się w przestrzeni, tuż za
plecy arcymaga. Do walki włączył się
Aram – wykorzystując Ogień oraz Salvinus
– używając Esencji. Varisella
wspomagał Salvinusa, a Niklas przywołał swoja moc Mroku. Koniec końców,
Elso został wraz z Aramem zamknięty w zwielokrotnionej sferze Szarej Magii, a
Aram eksplodował swoją niepohamowaną mocą Smoczego Ognia… Polanka została
spopielona, druidzi pomogli w
zatrzymaniu eksplozji, niestety jeden z nich zwany Balmungiem zginął…
Elso z Riggenbergu został
pokonany, została po nim ledwie kupka popiołu.
Drużyna
odbyła naradę, ale nim zdołali się przegrupować, czy zebrać siły – doszło do kolejnego ataku. Niecny mag,
władający żywiołkami, w którym rozpoznano niejakiego Kaariego Krizię, również związanego z Zamkiem Pana Koffu, zdołał wedrzeć
się do Kniei, po drodze niszcząc jedną z pieczęci…
Alfhaim
Korpen, zwany Krukiem, jedyny z ocalałych druidów przygotował teren pod walkę –
długą, kamienistą dolinę, na której brzegach magowie zajęli swoje pozycje.
Wkrótce okazało się, ze plan został przygotowany perfekcyjnie.
Kaari
Krizia przybył w asyście potężnego przywołańca – bytu połączonych żywiołów
ziemi i powietrza, wokół monstrualnego stwora „tańczyły” mniejsze magiczne wiry
powietrza… Sam Krizia unosił się wysoko, wysoko, obok głowy przywołańca.
Pierwszy
uderzył Eroch, używając Dzikiej Magii – przywołał potęzna moc, skuwając czarnym
lodem centrum doliny, niszcząc kończyny żywiołaka. Później zaatakowała reszta –
mniej lub bardziej skutecznie. Esencja, Ogień i Zmiany – te żywioły odegrały
znacząca rolę – Krizia został zabity. Jego ciało obejrzał jako pierwszy
Salvinus – on też wszedł w posiadanie przedmiotów arcymaga…
Na jakiś czas zapanował spokój. Ranni
magowie uzyskali pomoc i opiekę od druida, musieli także udać się do Kjeven, wyjaśnić
jarlowi to i owo, a Niklas został przez
władcę grodu wezwany na rozmowę…
Spokój
był pozorny – gdzieś tam czaiło się zagrożenie, Kościej został pokonany i osłabiony, ale żył… Runeberg i sam Koffu także
coś planowali…
Do
ceremonii ofiarowania jarlowych trojaczków pozostał ledwie dzień. Zło wisiało w powietrzu – bohaterowie mieli
nie zaznać wytchnienia.
[koniec epizodu]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz