środa, 3 września 2014

Ostrza i Czary Epizod 13: Cień nad Doliną Lodowego Smoka. Czerń. /ZAKOŃCZONY/

Nad ranem, jeszcze w czasie gdy ziemię spowijała nocna mgła, w szarości i zupełnej ciszy, do grodu Kjeven zbliżył się młody czarodziejpodający się za kupca o imieniu Rajmund z MacTair. Gdy przebył budzące się do życia podgrodzie i dotarł do palisady chroniącej gród, Kjeven zostało zaatakowane. 



Ku śpiącym mieszkańcom kroczyły setki cesarskich żołnierzy, przemienionych w nie-umarłych. Młody czarodziej zdołał przebić się do wnętrza, w tyle zostawiając odgłosy walki i wrzaski przerażonych i konających.
Udało mu się, wykorzystując zamieszanie, dostać do kasztelu jarla, w obręb wysokich kamiennych murów; z ich szczytu obserwował niecodzienne wydarzenia – w tym magiczny lot dwójki magów – Salvinusa i niesionego przezeń, odzianego w czerń, Niklasa. Gdy znajdowali się nad centrum niedawnego obozu wojskowego, zostali zaatakowani.

Tymczasem, gdzieś w innej rzeczywistości w krainie potężnych drzew, wybujałej roślinności i emanacji domeny Natury zbudzili się dwaj towarzysze – zwinny zwiadowca, Krumm, zwany Strażnikiem Gór i Aram z Hawaar, władający Ogniem…
Zdołali dotrzeć do ukrytego w puszczańskiej gęstwinie wąwozu – tam natknęli się na dwóch druidów – Balmunga i Alfhaima Korpena, zwanego Krukiem. Doszło do wymiany pytań i informacji, kapłani natury wydawali się oszalałymi samotnikami, ale w końcu zawarto porozumienie.
Druidzi potrzebowali pomocy, by chronić Knieję – pozawymiarowe miejsce zawieszone na krawędzi znanej Rzeczywistości. Magiczny wymiar został stworzony przez trzeciego z ich grupy – Traela Zielonego. Knieje utworzono i zamknięto pięcioma potężnymi druidycznymi znakami runicznymi, zwanymi po prostu pieczęciami, w konkretnym celu – by chronić moc znajdującą się głęboko pod Kjeven… Jeśli ktoś zniszczył by pieczęcie, Knieja przestała by istnieć, a moc, zwana Oddechem Lodowego Smoka, mogła by zagrozić całemu Kontynentowi… 

Krumm i Aram postanowili pomóc. Nagrodą była odłożona na przyszłość wiedza i szkolenia w magicznym fachu, które oferowali druidzi. Dla Krumma, już samo obcowanie z druidami i silna Magią Natury, było wyróżnieniem…

Krumm został naznaczony specjalnym runem – mógł za jego pomocą mentalnie komunikować się z druidami.

Stało się jednak coś nieoczekiwanego. Do Knieji zbliżali się kolejni trzej nieznajomi magowie. Krumm i Aram wyszli im naprzeciw.
Nowo przybyli nie przedstawili się imionami, ale postanowili także spotkać się z druidami.
Jeden z nich wyglądał jak zwykły zwiadowca, znużony marszem podróżnik, ale emanowała od niego dziwaczna aura Dzikiej Magii i moc Duchów. Naprawdę zwał się Eroch Gładkolicy, ale tego przez długi okres czasu nikt miał się nie dowiedzieć…
Drugi nieznajomi, początkowo zakuty w kajdany, okazał się czarodziejem mówiącym po solosjańsku, śniadolicym Południowcem. On także zachował swoje imię w tajemnicy. Zwał się zaś Varisella Torpaq.
Trzeciego z nieznajomych nie spotkano od razu. Aram zaczekał na niego, chociaż dwaj pozostali magowie wspominali, ze idący ich tropem jest niebezpiecznym assasynem, niemym olbrzymem. Aram natknął się na niego, rzeczony assasyn był wysokim, otyłym Południowcem; odezwał się do Arama, ale jak się miało okazać było to iluzyjnym wrażeniem, swoistego rodzaju podstępem – miało rozproszyć uwagę Arama, by nowo przybyły mógł przejąć nad ognistym czarodziejem kontrolę umysłową. Aram przezornie przerwał połączenie – trzasnął głową o najbliższy pień…

Po Arama wysłano istoty Natury, liczył się wszak czas, bo sytuacja się komplikowała. Niby Eroch i Varisella przyjęli ofertę „pracy” od druidów, ale w samym Kjeven nie działo się dobrze. Druidzi odebrali wizję ataku nie-umarłych.
Aram ocknął się i trafił do ostoi druidów. Tymczasem assasyna nie udało się zlokalizować, druidzi obiecali że zostanie odszukany i jeśli miałby stanowić zagrożenie – zneutralizowany…
Druidzi postanowili złamać swoje zasady kontaktu z Rzeczywistością i zamierzali otworzyć specyficzne przejście – pomiędzy konarami czterech drzewców miała prowadzić droga z Knieji do Kjeven…
Tak nowo sformowana drużyna miała ruszyć na pomoc Salvinusowi i jego kompanom…

Obok Kjeven pojawiła się gęstwina leśna, złożona z kilkunastu gigantycznych drzew, w tym momencie trwała już walka ponad obozem wojskowym – wydarzeniom tym przyglądał się zaintrygowany młody człowiek – podający się za Rajmunda z MacTair – Aaron Samet…

Salvinus dostrzegł namiot dowództwa wojsk cesarskich. Niklas twierdził, iż aura nekromancji emanuje najsilniej właśnie stamtąd – prawdopodobnie w namiocie znajdował się  Kościej – odpowiedzialny za przywołanie nie-umarłych… Salvinus wydobył swoje Przywołańce – na namiot spadł z miażdżąca siła kamienny golem, za nim poleciała ognista bestia – doszło do wybuchu a namiot przestał istnieć. Spomiędzy zgliszcz wydostał się pół-materialny byt, a okolicę zalał krzyk – jęk upiora. Na szczęście jedynie Eroch uległ czarnej magii i z przerażeniem na twarzy padł na ziemię…

Shaeidański upiór zmaterializował się tuż obok lecącego Salvinusa i ciął swoim widmowym mieczem. Czarodziej nie zdołał zablokować ataku… Cięty przez tułów, stracił zmysły i poleciał w dół jak kłoda, razem z nim Niklas. Czarnoksiężnik także uległ upiorowi – widmowy miecz zbierał śmiertelne żniwo…

Na szczęście w obozie byli już pozostali bohaterowie. Aram nie namyślał się zbyt wiele – odpalił ognistego feniksa, który otoczył pierścieniem ognia upiora i unicestwił go w mgnieniu oka…

Drużyna przycupnęła przy ciałach pokonanych kompanów. Gdy upiór zniknął, Niklas zbudził się i tylko widmowa pręga – rana biegnąca w poprzek piersi czarnoksiężnika przypominała mu o zadanych obrażeniach – był zdrów ale na duszy zaległ mu ciężar. Salvinus był połamany, pogruchotane ciało było jednak niczym w porównaniu z horrorem rozgrywającym się w jego umyśle – obcy, czarny byt opuścił Salvinusa, ale przeklął go i zapowiedział mu zgubę wszystkiego, co cenne  i wszystkich, których czarodziej darzył uczuciem… Zabrzmiało to złowrogo, ale Salvinus podjął decyzję – nie ustąpił, stawiając na szali swoje istnienie, życie, duszę…

Eroch rozglądał się po pobojowisku i podniósł przedziwny przedmiot – shaeidańską, pozbawioną jelca,  rękojeść miecza, emanująca Czarna Magią. Zabrał ów przedmiot, zawijając go w skrawek materiału…

Krumm zarządził, iż połamanego Salvinusa, zdołają uleczyć jedynie druidzi, więc władca przywołańców został wysłany do leśnego przejścia do Kniei … Sam Krumm ruszył do Kjeven – by spotkać się z arcymagiem Elso i zastanowić się, co dalej…

Tam doszło do zdrady. Elso wypytał Strażnika Gór o portal, druidów i przejście, po czym chwycił Krumma za odzienie i poleciał z nim wprost do portalu… Reszta drużyny ruszyła do walki… Ta była ciężka, ale i spektakularna…

Na polanie druidów, w otoczeniu pięciu pieczęci Kniei, rozpoczął się czarodziejski pojedynek. Najszybszy był Eroch – przywołał Dziką Magię i połączył ją z Domeną Natury, a potężne pędy i kłącza spowolniły Elso. Krumm wykorzystał emanującą zewsząd Magię Natury i zdołał dokonać niemożliwego – przeniósł się w przestrzeni, tuż za plecy arcymaga. Do walki włączył się Aram – wykorzystując Ogień oraz Salvinus – używając Esencji. Varisella wspomagał Salvinusa, a Niklas przywołał swoja moc Mroku. Koniec końców, Elso został wraz z Aramem zamknięty w zwielokrotnionej sferze Szarej Magii, a Aram eksplodował swoją niepohamowaną mocą Smoczego Ognia… Polanka została spopielona, druidzi pomogli w zatrzymaniu eksplozji, niestety jeden z nich zwany Balmungiem zginął…

Elso z Riggenbergu został pokonany, została po nim ledwie kupka popiołu.

Drużyna odbyła naradę, ale nim zdołali się przegrupować, czy zebrać siły – doszło do kolejnego ataku. Niecny mag, władający żywiołkami, w którym rozpoznano niejakiego Kaariego Krizię, również związanego z Zamkiem Pana Koffu, zdołał wedrzeć się do Kniei, po drodze niszcząc jedną z pieczęci…

Alfhaim Korpen, zwany Krukiem, jedyny z ocalałych druidów przygotował teren pod walkę – długą, kamienistą dolinę, na której brzegach magowie zajęli swoje pozycje. Wkrótce okazało się, ze plan został przygotowany perfekcyjnie.

Kaari Krizia przybył w asyście potężnego przywołańca – bytu połączonych żywiołów ziemi i powietrza, wokół monstrualnego stwora „tańczyły” mniejsze magiczne wiry powietrza… Sam Krizia unosił się wysoko, wysoko, obok głowy przywołańca.

Pierwszy uderzył Eroch, używając Dzikiej Magii – przywołał potęzna moc, skuwając czarnym lodem centrum doliny, niszcząc kończyny żywiołaka. Później zaatakowała reszta – mniej lub bardziej skutecznie. Esencja, Ogień i Zmiany – te żywioły odegrały znacząca rolę – Krizia został zabity. Jego ciało obejrzał jako pierwszy Salvinus – on też wszedł w posiadanie przedmiotów arcymaga…

Na jakiś czas zapanował spokój. Ranni magowie uzyskali pomoc i opiekę od druida, musieli także udać się do Kjeven, wyjaśnić jarlowi to i owo, a Niklas został przez władcę grodu wezwany na rozmowę…

Spokój był pozorny – gdzieś tam czaiło się zagrożenie, Kościej został pokonany i osłabiony, ale żył… Runeberg i sam Koffu także coś planowali…

Do ceremonii ofiarowania jarlowych trojaczków pozostał ledwie dzień. Zło wisiało w powietrzu – bohaterowie mieli nie zaznać wytchnienia.



[koniec epizodu]


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz