Drużyna wyruszyła z Kjeven, ponownie w górę, zboczem Skorstena. Kompania złożona z Terencjusza Berenosa i jego świty (ciemnoskóry Nilhor z Bentozi, setnik Hergus z Pilati – szef gwardii domowej – cudownie uzdrowiony przez druidów z Kjeven, siedmiu gwardzistów domu Berenosa, kapłan Trzynastu o imieniu Denobiusz), najemników (strzelec pochodzący z Estii -Vitko Prabal, magowie Jeremiasz i Salvinus) oraz nowomianowany huskarl Riged syn Halkuda w towarzystwie trzynastu, najlepszych toporników jarla.
Wg. Roczników cesarstwa: rok 3537, Cesarz Komenus Vexillos (zrodzony pod Czerwonym Sztandarem), 13 rok jego rządów
Była późna
wiosna: piąty dzień miesiąca poświęconego Protejusowi (V miesiąc roku).
Pogoda była
wyśmienita, słońce odbijało się w białym puchu pokrywającym wszystko. Delikatny
wietrzyk był pieszczotą, w porównaniu z wiatrem którego wędrowcy doświadczyli kilka miesięcy wcześniej.
Drugiego dnia drużyna dotarła wioski Stig i rozkazem
jarla najęła dwóch przewodników.
Podczas podróży,
w trakcie noclegów drużynę zaczęły nękać
dziwaczne wydarzenia: tajemnicze odgłosy, znikające przedmioty, opowieści o
duchach. Szczególnie Denobiusz czuł się wycieńczony – nie zmrużył oka po tym
jak na jawie ukazał mu się martwy kompan – drugi z kapłanów Marcjasz.
Trzeciego dnia kompania znalazła się wysoko, na jednej
z hal i jej członkowie mogli spojrzec w dół – widok na dolinę był niesamowity.
Wzrok wędrowców
przykuł niepokojący obraz: opodal czarnych ruin Mandibelen obozowały jakieś
grupy – można było dostrzec istoty o ludzkich kształtach, kilka postaci było
zdecydowanie wiekszych – łącznie około setki nieznajomych. Po jakims czasie z
iglastej puszczy na wschód od Mandibelen wychynęło kolejne kilkadziesiąt
kształtów – poruszały się szybko, jakby na czterech łapach.
Huskarl obawiał
się najgorszego: to siły Borjan, górskich plemion paktujących z Wendolami,
wspierani być może przez wargów – plugawe wilkopodobne stworzenia Mroku. Ich
cel mógł być tylko jeden a zamiary wiadome…
W międzyczasie
Salvinus zrozumiał czym były trapiące go od kilku tygodni senne wizje i bóle
głowy, ktoś próbował się z nim skontaktowac za pomoca Domeny Umysłu. Salvinus
odczytał wiadomość.
Drużyna przez
dłuższą chwilę obserwowała wydarzenia rozgrywające się obok ruin Mandibelen.
Salvinus zaproponował naradę, na która zaprosił Terencjusza, Jeremiasza, huskarla
i jednego ze zwiadowców. Należało zdecydować co dalej…
Terencjusz
zgodził się na pomoc Kjeven – topornicy zostali zwolnieni ze służby i ze swym
huskarlem czym prędzej ruszyli w droge powrotną. Jeremiasz zapowiedział, że
zajmie się ostrzeżeniem Kjeven – odszedł na bok, a Salvinus wspomniał o
przygotowaniach do nocnego zwiadu – także poszukał ustronnego miejsca.
Terencjusz zbył
srogie miny setnika Hergusa z Pilati oraz swojego osobistego ochroniarza –
Nilhora – służący rodu Berenosa uważali sprawy Północnych za ich własne –
woleli kontynuowac właściwą misję.Ich pan, Terencjusz zdecydował inaczej.
Tymczasem
poniżej, pod ruiny Mandibelen, ściagały kolejne grupy Borjan oraz kolejne watahy
wilkopodobnych stworzeń zapewne służących Mrokowi .
Wieczorem
miał rozpocząć się zwiad… jednakże… stało się coś, co całkowicie zmieniło
podjęte już zdawało by się decyzje.
Po górach
przetoczył się odgłos grzmotu, coś na kształt wyładowania energii miało miejsce
nieopodal.
W obozowisku
wybuchło zamieszanie, ludzie Terencjusza skupili się wokół jego namiotu,
Jeremiasza próżno było szukać – przepadł gdzieś – więc Salvinus ruszył spotkać się
ze swym pracodawcą.
Ponoć
Terencjusz Berenos stracił zmysły, zemdlał, ale po chwili poczuł się już
lepiej. Rycerz oznajmił Salvinusowi i reszcie kompanii, że chce ruszyć, czym
prędzej w kierunku świątyni, porzucając pierwotny plan i zwiad w dolinie.
Tak czy
inaczej musieli zwinąć obóz - niezwykłe wyładowanie magicznej energii mogło
zwabić w stronę obozowiska kogoś, jakiegoś wroga…
Przewodnicy
stwierdzili, że chociaż noc jest bardzo ciemna, można iść do północy i wtedy
dopiero zrobić odpoczynek .
Denobiusz
chwalił decyzję, łucznik Vitko wzruszył ramionami, bawiąc się cezaryjską
monetą, Nilhor wydawał się zadowolony z rozwoju wypadków. Setnik wspomniał, że
jego ludzie nie znaleźli śladów Jeremiasza…
Członkowie wyprawy
byli gotowi do wymarszu po kilku kwadransach szybkiego zwijania obozowiska…
Wyruszyli w kierunku świątyni…
[koniec epizodu dziesiątego]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz