piątek, 14 czerwca 2013

Ostrza i Czary Epizod 10: Wciąż naprzód! /zakończony/


Drużyna wyruszyła z Kjeven, ponownie w górę, zboczem Skorstena. Kompania złożona z Terencjusza Berenosa i jego świty (ciemnoskóry Nilhor z Bentozi, setnik Hergus z Pilati – szef gwardii domowej – cudownie uzdrowiony przez druidów z Kjeven, siedmiu gwardzistów domu Berenosa, kapłan Trzynastu o imieniu Denobiusz), najemników (strzelec pochodzący z Estii -Vitko Prabal, magowie Jeremiasz i Salvinus) oraz nowomianowany huskarl Riged syn Halkuda w towarzystwie trzynastu, najlepszych toporników jarla.




Wg. Roczników cesarstwa: rok 3537,  Cesarz  Komenus Vexillos (zrodzony pod Czerwonym Sztandarem), 13 rok jego rządów


Była późna wiosna: piąty dzień miesiąca poświęconego Protejusowi (V miesiąc roku).


Pogoda była wyśmienita, słońce odbijało się w białym puchu pokrywającym wszystko. Delikatny wietrzyk był pieszczotą, w porównaniu z wiatrem którego wędrowcy  doświadczyli kilka miesięcy wcześniej.


Drugiego dnia drużyna dotarła wioski Stig i rozkazem jarla najęła dwóch przewodników.

Podczas podróży, w trakcie noclegów drużynę zaczęły nękać dziwaczne wydarzenia: tajemnicze odgłosy, znikające przedmioty, opowieści o duchach. Szczególnie Denobiusz czuł się wycieńczony – nie zmrużył oka po tym jak na jawie ukazał mu się martwy kompan – drugi z kapłanów Marcjasz.

Trzeciego dnia kompania znalazła się wysoko, na jednej z hal i jej członkowie mogli spojrzec w dół – widok na dolinę był niesamowity.

Wzrok wędrowców przykuł niepokojący obraz: opodal czarnych ruin Mandibelen obozowały jakieś grupy – można było dostrzec istoty o ludzkich kształtach, kilka postaci było zdecydowanie wiekszych – łącznie około setki nieznajomych. Po jakims czasie z iglastej puszczy na wschód od Mandibelen wychynęło kolejne kilkadziesiąt kształtów – poruszały się szybko, jakby na czterech łapach.

Huskarl obawiał się najgorszego: to siły Borjan, górskich plemion paktujących z Wendolami, wspierani być może przez wargów – plugawe wilkopodobne stworzenia Mroku. Ich cel mógł być tylko jeden a zamiary wiadome…

W międzyczasie Salvinus zrozumiał czym były trapiące go od kilku tygodni senne wizje i bóle głowy, ktoś próbował się z nim skontaktowac za pomoca Domeny Umysłu. Salvinus odczytał wiadomość.

Drużyna przez dłuższą chwilę obserwowała wydarzenia rozgrywające się obok ruin Mandibelen. Salvinus zaproponował naradę, na która zaprosił Terencjusza, Jeremiasza, huskarla i jednego ze zwiadowców. Należało zdecydować co dalej…


Terencjusz zgodził się na pomoc Kjeven – topornicy zostali zwolnieni ze służby i ze swym huskarlem czym prędzej ruszyli w droge powrotną. Jeremiasz zapowiedział, że zajmie się ostrzeżeniem Kjeven – odszedł na bok, a Salvinus wspomniał o przygotowaniach do nocnego zwiadu – także poszukał ustronnego miejsca.


Terencjusz zbył srogie miny setnika Hergusa z Pilati oraz swojego osobistego ochroniarza – Nilhora – służący rodu Berenosa uważali sprawy Północnych za ich własne – woleli kontynuowac właściwą misję.Ich pan, Terencjusz zdecydował inaczej.


Tymczasem poniżej, pod ruiny Mandibelen, ściagały kolejne grupy Borjan oraz kolejne watahy wilkopodobnych stworzeń zapewne służących Mrokowi .






Wieczorem miał rozpocząć się zwiad… jednakże… stało się coś, co całkowicie zmieniło podjęte już zdawało by się decyzje.

Po górach przetoczył się odgłos grzmotu, coś na kształt wyładowania energii miało miejsce nieopodal. 
W obozowisku wybuchło zamieszanie, ludzie Terencjusza skupili się wokół jego namiotu, Jeremiasza próżno było szukać – przepadł gdzieś – więc Salvinus ruszył spotkać się ze swym pracodawcą.

Ponoć Terencjusz Berenos stracił zmysły, zemdlał, ale po chwili poczuł się już lepiej. Rycerz oznajmił Salvinusowi i reszcie kompanii, że chce ruszyć, czym prędzej w kierunku świątyni, porzucając pierwotny plan i zwiad w dolinie.
Tak czy inaczej musieli zwinąć obóz - niezwykłe wyładowanie magicznej energii mogło zwabić w stronę obozowiska kogoś, jakiegoś wroga… 
Przewodnicy stwierdzili, że chociaż noc jest bardzo ciemna, można iść do północy i wtedy dopiero zrobić odpoczynek .

Denobiusz chwalił decyzję, łucznik Vitko wzruszył ramionami, bawiąc się cezaryjską monetą, Nilhor wydawał się zadowolony z rozwoju wypadków. Setnik wspomniał, że jego ludzie nie znaleźli śladów Jeremiasza…

Członkowie wyprawy byli gotowi do wymarszu po kilku kwadransach szybkiego zwijania obozowiska…

Wyruszyli w kierunku świątyni…


[koniec epizodu dziesiątego]


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz