Niklas
odziedziczył po swoim nauczycielu garść przedmiotów oraz misję – polecenie
odnalezienia dawnego kompana Breggi, mieszkającego i praktykującego magię w
Hilden. Ze specjalnym medalionem, poświadczającym studia pod kierunkiem Petra Breggi,
Niklas zdecydował się rozpocząć podróż.
Złota nie
otrzymał więc wykonanie misji opóźniło się. W końcu po wielu miesiącach stać go
było na podróż do Dunrogu, skąd odpływały statki na Południe.
W stolicy
państwa Thunów nie było statku płynącego na Południe. Jednakże,
przydarzył się przypadek - podsłuchana rozmowa w nikczemnej karczmie. Rozmawiało
dwóch ludzi. Jeden w thuńskim, drugi łamanym norskim, z obcym akcentem. Grubszy
jegomość i skald:
„Będzie trudno ale przemkniemy, drakkar jest szybki”. „Zakaz samego huskarla”. „Noc nam potrzebna, bezgwiezdna”. „Ciemność nam potrzebna”. „Magik zdał by się, niech piekła pochłoną tego drania Zengara”. „Ciiiszej, ten pod ściana nadstawia ucha”. „Na czarno się nosi…” „Myślisz?” „A co nam szkodzi zapytać?” „Szpieg…”. „ Nasi drzwi pilnują…” „Niby racja – spytajmy – jak robi dla huskarla i jęzorem trzepie, pójdzie do ziemi”. „Ja będę gadał”…
Do stolika Niklasa zbliżył się grubas mówiący w thuńskim. Brodacz, nóż przy pasie, szara opończa, owijacze na nogach. Kaptur zrzucony na plecy.
Rozmowa
okazała się owocna. Drużyna reprezentowana przez nieznajomego zwanego
Sakwiarzem, potrzebowała maga, zdolnego do odwrócenia uwagi przeciwnika,
zrobienia zamętu, najlepiej obeznanego w iluzjach, ułudach i temu podobnych.
Musieli
przemknąć niezauważeni przez blokadę portu, mieli mały zgrabny drakkar i zamierzali
płynąć na Południe - aż do Skraad.
Niklas
postanowił nająć się do pracy. Zdradził czym się zajmuje – zaoferował pomoc
przy użyciu Czarnej Magii – dla przykładu sprowadzając Kurtynę Ciemności.
Mężczyzna
przedstawiający sie jako Sakwiarz wyglądał na zadowolonego.
Uśmiechnął
sie i zaprosił czarodzieja do stolika gdzie siedział skald - widać było jego
plecak, z wnętrza wystawały róg i piszczałki.
Skald zwał
się: Jarma. Mówił z obcym akcentem, w mowie Nordów. Na stole pojawiło się dobrej
jakości wino i misy z mięsiwem. Jarma wspomniał o złocie - za podróż i usługi
czarodziejskie 50 złotych monet oraz
ewentualna premia za nieprzewidziane wypadki.
Ostrzegł
Niklasa – mogło być niebezpiecznie…
Na koniec:
Sakwiarz dodał z zakłopotaniem:
"Ja to jestem bardzo ufnym
człekiem, wierze wam panie magu, ale reszta kompanii niekoniecznie. Będziemy potrzebować
próbki twoich umiejętności."
Niklas
zgodził sie, bo nic nie wskazywało na nieszczerość lub pułapkę. W portowych
zaułkach dał próbkę swojej magii – Sakwiarz i Jarma wyglądali na zadowolonych.
Ustalono
miejsce i czas następnego spotkania – mała marynarska chata na obrzeżach grodu
Dunrog. Mieli wyruszyć następnego dnia – przed świtem.
Dunrog to posępny gród na skalnym klifie , u ujścia fiordu... port znajdował sie zatoce, wejścia doń pilnowały dwa kasztele, drewniane wieże z palisadami .
Chata która wskazano Niklasowi znajdowała się na podgrodziu portowym, ale z dala od nadbrzeża, przy bocznej, słabo używanej zatoczce.
Czarodziej zdecydował sie zbadac teren - pamietając o bezpieczeństwie i obawiając sie niespodziewanych kłopotów. Za dnia nie widac było żadnych mieszkańców...
Poczatkowo wydało mu się że nie ma nic podejrzanego w okolicy, po kolejnym zlustrowaniu terenu był przekonany że dwóch wypatrywaczy śledzi ruch w tej części podgrodzia,
jakby pilnowali chaty...
Odziani na szaro-brunatno, nosili kaftany podróżne, skóry zwierzęce na ramionach... Wyglądali jak prości Thunowie, mieszkańcy podgrodzia, nie widac było przy nich broni...
Nie zauwazyli Niklasa, bo nie zbliżył sie do chaty...
Następnej nocy, przed świtem Niklas wybrał się na miejsce spotkania. Było nadal strzeżone, ale czarnoksiężnik zdecydował się wejść do chaty.
Rozejrzał się raz jeszcze. Podgrodzie Dunrogu wciąż drzemało... Nieliczni mieszkańcy przemierzali błotniste uliczki, przyprószone śniegiem...
Niklas pchnął drzwi... Co najmniej jeden z wypatrywaczy odprowadził go wzrokiem.
Drzwi otwarły się ze skrzypnięciem. Wewnątrz półmrok, gdzieś płonęły gdzieś, może trzy kaganki...
Jeden człowiek - wyszedł mu naprzeciw żądając hasła. W półmroku znać było, że to nieznajomy: długa splątana broda, postawny, w brunatnym odzieniu z kapturem... bez broni, zdawało się...
Dunrog to posępny gród na skalnym klifie , u ujścia fiordu... port znajdował sie zatoce, wejścia doń pilnowały dwa kasztele, drewniane wieże z palisadami .
Chata która wskazano Niklasowi znajdowała się na podgrodziu portowym, ale z dala od nadbrzeża, przy bocznej, słabo używanej zatoczce.
Czarodziej zdecydował sie zbadac teren - pamietając o bezpieczeństwie i obawiając sie niespodziewanych kłopotów. Za dnia nie widac było żadnych mieszkańców...
Poczatkowo wydało mu się że nie ma nic podejrzanego w okolicy, po kolejnym zlustrowaniu terenu był przekonany że dwóch wypatrywaczy śledzi ruch w tej części podgrodzia,
jakby pilnowali chaty...
Odziani na szaro-brunatno, nosili kaftany podróżne, skóry zwierzęce na ramionach... Wyglądali jak prości Thunowie, mieszkańcy podgrodzia, nie widac było przy nich broni...
Nie zauwazyli Niklasa, bo nie zbliżył sie do chaty...
Następnej nocy, przed świtem Niklas wybrał się na miejsce spotkania. Było nadal strzeżone, ale czarnoksiężnik zdecydował się wejść do chaty.
Rozejrzał się raz jeszcze. Podgrodzie Dunrogu wciąż drzemało... Nieliczni mieszkańcy przemierzali błotniste uliczki, przyprószone śniegiem...
Niklas pchnął drzwi... Co najmniej jeden z wypatrywaczy odprowadził go wzrokiem.
Drzwi otwarły się ze skrzypnięciem. Wewnątrz półmrok, gdzieś płonęły gdzieś, może trzy kaganki...
Jeden człowiek - wyszedł mu naprzeciw żądając hasła. W półmroku znać było, że to nieznajomy: długa splątana broda, postawny, w brunatnym odzieniu z kapturem... bez broni, zdawało się...
Niklas
wyszeptał słowa które wcześniej podał mu Sakwiarz: „Svart Bror”.
Obdartus kiwnął
głową z aprobatą. Poprowadzi czarnoksiężnika na tyły chaty. Gestem pokazał mu: "zostań tu" i położył palec na
ustach.
Wcisnął mu do
rąk śmierdzące łachmany... Niklas szybko je przywdział…
Po dwóch
kwadransach na zewnątrz słychać było głosy kilku ludzi... i stukanie do drzwi
znajdujących się nieopodal.
Do chaty,
tylnym wejściem weszło trzech mężczyzn i pochwycili leżące na ziemi ogromne
zwoje lin...
Obdartus
pojawił się ponownie i, podając mu zwój liny...popchnął Niklasa za wychodzącymi.
Mag schylił głowę
starając nie zwracać na siebie uwagi – szedł dyskretnie obserwując otoczenie
spode łba…
Od świtu do
wieczora – cały dzionek – spędzili jak
ścigani zbiegowie. Padał delikatny
deszcz ze śniegiem, było zimno i nieprzyjemnie mokro.
Grupa niosąca
sznury zmieniła się przed południem w pomocników kupieckich na rybnym targu,
później zaś Niklas był zmuszony udawać rzemieślnika – spędził kilka chwil w
warsztacie u bednarza…
Dziwne i
niezwykle tajemnicze. Jego mocodawcy byli bardzo ostrożni – jakby obawiali się
że ktoś mógłby podążać śladem maga. Nic na to nie wskazywało. Wieczorem trafił,
znów niosąc jakieś liny lub worki z ciężkimi towarami, w okolice portu. Cały
czas Niklasowi towarzyszył jeden mężczyzna, ciemnowłosy, niczym nie
wyróżniający się z tłumu, bez widocznej broni, ale to był jego „opiekun”.
Gdy zaczęło
zmierzchać zostali we dwójkę, w malutkiej łodzi – wiosłując w kierunku
potężnego drakkaru stojącego z dala od nabrzeża. Gdy zbliżyli się do statku na
odległość kilku kroków – mag dostrzegł w jego cieniu inny, mniejszy…
Na pokładzie
małego, zwinnego drakkaru tłoczyła się grupa nieznajomych, szepcząc. Niklas i
czarnowłosy weszli na pokład. Mag ujrzał znajome oblicza – Sakwiarza i Jarmy.
Widać,
dziwaczna podróż mająca zapewnić bezpieczeństwo, zarówno magowi jak i całej
kompanii, odniosła skutek – tym statkiem mieli ruszyć dalej.
Niklas
powiódł wzrokiem po grupie ludzi: wszyscy odziani na ciemno – szaro lub czarno,
z posępnymi minami. Poza Sakwiarzem i Jarmą - skaldem, w drakkarze było jeszcze
pięciu osobników. Do maga podszedł postawny, starszy mężczyzna o twarzy
przeoranej bliznami i zagadnął:
- Tyś jest
naszym wybawieniem, jak rozumiem? – Klepnął Nikasa w ramię i wskazał głową na
załogę. – A to moi chłopcy: chudzielec zwie się Briulf, pochodzi z Valge i
nieźle strzela, tych trzech przy burtach to Perr, Dinga i Ulfric, ale wołamy go
po prostu Ulf – to bracia, Wesołego Bo już znasz, wszak towarzyszył ci przez
cały dzień, kiedyście próbowali zgubić ewentualny ogon, jest naszym szperaczem,
Jarmę i Sakwiarza poznałeś wcześniej, a ja jestem Sven Jęzor, przewodzę
kompanii.
Mag pokiwał
głową ze zrozumieniem i odnalazł wzrokiem kolejnych przedstawianych.
Sven zamyślił
się i dodał z uśmiechem:
- Nie musisz
nam zdradzać swego prawdziwego imienia, chociaż między towarzyszami winno być
jak najmniej tajemnic, tak twierdzę ja. Jeśli się nam uda, a nasz plan
powiedzie się, wtedy naszą drużynę będziemy zwać Kompanią Czarnej Mgły, zaś
ciebie – barczysty mężczyzna udał zastanowienie a potem mrugnął przyjaźnie
okiem i dokończył – będziemy nazywać Synem Czarnej Mgły.
[koniec pierwszego epizodu]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz